-Mała dampirzyco wstajemy.-słyszałam nad uchem jego ciepły głos. Leniwie otworzyłam oczy i spojrzałam w te piękne zielone tęczówki i utonęłam w nich na nowo.
-Dlaczego tak wcześnie mnie budzisz?-spytałam przecierając zaspane oczy. Tak dobrze mi się spało, a on mnie obudził.
-Musimy iść, a moja piękna narzeczona nie morze zaspać.-pocałował mnie w czoło i wyszedł. No tak narzeczona. Nie do końca byłam tego pewna, ale przecież jesteśmy razem od trzech wspaniałych lat i jest idealnie. Zastanawiacie się co z Dymitrem? Po tygodniu dostał zawiadomienie o tym, że zwolniło się jedno z miejsc w Rosji i zostawił mnie mówiąc, że woli być w ojczyźnie niż ze mną. Wylałam wtedy wiele łez, ale dzięki temu jestem z Adrianem. Od roku jestem z nim zaręczona i planujemy ślub. Co do planowania to dziś jedziemy wybierać torty i kwiaty. Przeciągnęłam się i sięgnęłam jego koszulę. Ruszyłam do łazienki by się odświeżyć. Po porannej toalecie ruszyłam do kuchni gdzie Adrian kończył przyrządzać śniadanie.
-Co dziś pysznego?-spytałam całując go w policzek.
-Sama zobacz.-powiedział z tajemniczym uśmiechem. Spojrzałam na stół. Naleśniki z syropem klonowym.
-Chcesz żebym do ołtarza szła gruba?-spytałam.
-Nie, po prostu chcę żebyś się najadła.-powiedział podając mi herbatę. Z ogromną chęcią zabrałam się za te naleśniki ,ponieważ naleśniki Adriana są po prostu przepyszne. Nikt nie robi lepszych.
*
Po śniadaniu od razu wyruszyliśmy by jak najszybciej wrócić. Dziś mam wartę przy Lissie i nie mogę się spóźnić. Adrian prowadził co chwilę mnie zaczepiając.
-Adrian skup się na drodze bo nas pozabijasz.-poprosiłam odchylając się do tyłu. Eddy siedział na środku z ogromnym uśmiechem.
-Adrian posłuchaj raz narzeczonej bo nawet mądrze gada.-powiedział śmiejąc się z mojej miny.
-Dobrze już dobrze. Jak wy potraficie zrzędzić. Zupełnie jak stare baby.-zaśmiał się spoglądając na mnie. Jest taki kochany. Specjalnie dla mnie nie pije już tyle i przestał palić. Pocałowałam go w policzek żeby wiedział, że go kocham.
-Ej Hathaway nie przybliżaj się tak do mojego podopiecznego bo go nie widzę.- Eddy z ogromnym uśmiechem wtrącił się między mnie, a Adriana.
-Oj daj spokój musiałam mu pokazać jak bardzo go kocham.-powiedziałam śmiejąc się do Eddiego.
-Uważajcie tylko żeby z tego dzieci za szybko nie było.-powiedział patrząc na mnie ze złośliwym uśmiechem. Od razu oberwał ode mnie w ramię.
-Eddy o to się nie martw.-powiedział Adrian spoglądając na mnie znacząco.-Do ślubu zero dzieci.
-I po ślubie też!-krzyknęłam.
-Rose potrzebuję potomstwa.-Adrian spojrzał na mnie błagalnie.
-Może jedno za dwa, trzy lata.-powiedziałam patrząc na niego poważnie.
-Co za różnica czy za rok czy za trzy?-spytał.
-Taka, że to ja będę musiała siedzieć z dzieciakiem.-powiedziałam lekko zirytowana.
-Oj daj spokój Rose. Nasz dzidziuś będzie grzeczny.-Adrian patrzył na mnie błagalnie.
-Dojechaliśmy do Dworu idę na służbę.-powiedziałam odpinając pas.
-Rose podwiozę cię daj spokój.-Adrian spojrzał na mnie przepraszająco.
-Poradzę sobie.-powiedziałam wchodząc do parku.
*
Gdy doszłam do pałacu byłam dużo przed czasem. Za dużo. Piętnaście minut to jeszcze norma, a ja jestem godzinę przed. Jednak nie chciałam słuchać Adriana, który cały czas zrzędzi o dziecku. Kocham go, ale gdy on wchodzi na temat dziecka to ja się spinam. Nie chcę mieć dzieci, przynajmniej na razie, a on doskonale o tym wie. Jednak zawsze zaczyna ten temat w najmniej stosownej chwili. Tak jak ostatnio zrobił romantyczną kolację i było wspaniale do czasu aż nie wspomniał o tym jak chciałabym dać dzieciom na imię. Właśnie w takich momentach nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
-Rose?-Lissa patrzyła na mnie zaskoczona.
-Mogę wcześniej przyjąć wartę? Zostanę tak jak powinnam.-powiedziałam patrząc błagalnie na przyjaciółkę.
-Możesz....coś się stało?-spytała z uśmiechem.
-Nic.-powiedziałam podnosząc się z podłogi.
-Rose widzę, że coś nie gra.-powiedziała patrząc na mnie uważnie.
-Pokłóciłam się z Adrianem starczy?-spytałam.
-O co?-dociekała.
-O dzieci.
-Nadal ich nie chcesz?-spytał nowy głos. Zaskoczona spojrzałam na osobę stojącą obok Lissy.
-Co ty tu robisz?-spytałam zszokowana.
-Przyjechałem na zastępstwo.-powiedział spokojnie Dymitr.
- W takim razie witamy na Dworze Strażniku Bielikow.-powiedziałam uśmiechając się uroczo.-Królowo jakie zadania na dziś?-spytałam z uśmiechem patrząc na Lissę. Również się do mnie uśmiechnęła.
-Strażniczko Hathaway musimy dziś iść na posiedzenie.-powiedziała patrząc na mnie przepraszająco.
-Wspaniale o niczym innym po nocach nie śnię tylko o tym by chodzić na narady.-powiedziałam ze złośliwym uśmiechem. Lissa wybuchnęła śmiechem, a Dymitr przyjrzał mi się uważnie.
-Możemy iść?-spytała Lissa, gdy już się uspokoiła.
-Zapominasz kto tu rządzi.-powiedziałam idąc przodem.
-Hej Liss.-Adrian wpadł przed nas na tych szybko, że złapałam go za rękę i odciągnęłam w tył.-Kochanie to boli.-powiedział patrząc na mnie.
-Witaj Adrian.
-Mogę porwać na sekundę moją narzeczoną?-spytał.
-Nigdzie nie idę. Jestem w pracy.-powiedziałam patrząc na niego.
-Mam to powiedzieć tu?-spytał.
-Możesz nie mam nic do ukrycia.-powiedziałam patrząc na niego z uśmiechem.
-Przepraszam, że tak na ciebie naciskam z tym dzieckiem, ale chcę by nasza rodzina i nasz związek były pełne. Rozumiesz prawda kochanie?-spytał łapiąc mnie za ręce. Patrzył na mnie tymi pięknymi oczami, nie mogłam powiedzieć nie.
-Wybaczę ci pod warunkiem, że skończysz mówić o dzieciach. Chcę żebyś uszanował to, że nie chcę dzieci.-powiedziałam patrząc na niego poważnie. Rozważał chwilę moje słowa po czym skinął głową. W głębi serca odetchnęłam z ulgą.
-Dobrze nie odezwę się w temacie dzieci dopóki ty sama nie poruszysz tego tematu.-powiedział z uśmiechem również uśmiechnęłam się szczęśliwa.
-Wybaczcie, że przerywam, ale zaraz się spóźnimy.-Dymitr patrzył na nas poważnie. Wydawało mi się nawet, że jest lekko zdenerwowany. Odsunęłam się od Adriana i popatrzyłam na niego.
-Zobaczymy się jutro.-obiecałam.
-Masz nocną zmianę?-spytał. Wydawał się podłamany.
-Tak, mówiłam ci podczas śniadania.-powiedziałam patrząc na niego. Zmrużył oczy i przyjrzał mi się poważnie.
-Zapomniałem. To wszystko przez nasz ślub.-powiedział uśmiechając się szeroko po czym odszedł. Spojrzałam na Lissę i ruszyłam do przodu.
-Jak idzie planowanie ślubu?-spytała Lissa.
-Nawet nieźle.-powiedziałam spuszczając na chwilę wzrok.
-Sukienkę masz?-spytała.
-Nie i jakoś nie mam ochoty jej szukać.-powiedziałam patrząc na nią.
-Musisz mieć sukienkę. W przyszłym tygodniu jedziemy kupić ci sukienkę.-powiedziała dumna. Pokręciłam zrezygnowana głową i otworzyłam przed nią drzwi.
*
Narada skończyła się godzinę temu i Lissa od razu kierowała się do sypialni by położyć się spać. Dziś pełnię wartę przed jej pokojem razem z Dymitrem. Całą naradę starałam się go unikać po mimo tego, że on cały czas się na mnie gapił. Staliśmy w zgodnym milczeniu, a ja starałam się nie myśleć jakie to żenujące. Kiedyś między nami było takie cudowne uczucie, a teraz nie wiem jak się do niego odezwać.
-Jak ci było w Rosji?-spytałam cicho. Zdziwiony spojrzał na mnie.
-Dobrze.-odpowiedział krótko. No tak powrócił strażnik Bielikow.
-Widziałeś się z rodziną?-spytałam. Widziałam jak cierpiały z powodu jego śmierci.
-Tylko z nimi rozmawiałem przez telefon. Byłem w Moskwie.-powiedział spokojnie.
-Czyli wiedzą, że żyjesz?-spytałam. Te biedne kobiety nie były niczemu winne i wolałam żeby nie miały zbyt wielu zmartwień.
-Tak.
-To dobrze....bardzo za tobą tęskniły za tobą.-powiedziałam spokojnie. Zapadła cisza aż do czasu...
-Jesteś zaręczona z Adrianem?-zaczął.
-Tak.
-Wybrałaś go jako mniejsze zło przed byciem samotną?-spytał parskając śmiechem.
-Kocham go.-powiedziałam patrząc na niego. Jak on mnie zaczyna irytować.
-Ale nie tak jak kochasz mnie.-powiedział z uśmiechem.
-Nie kocham cię.-powiedziałam patrząc na niego z nienawiścią. Chyba jest głupi myśląc, że czuje do niego coś oprócz nienawiści.
-Kochasz. Nigdy nie umiałaś kłamać. Wróciłem Roza i zamierzam cię znów uszczęśliwić.-zapewnił.
-Uszczęśliwisz mnie będąc z dala ode mnie.-powiedziałam pewnie.
-Oboje wiemy, że wcale tak nie jest. Pragniesz bym z tobą był. Bym był tylko i wyłącznie przy tobie. Bym cię co noc rozpieszczał tak jak robiłem to w stróżówce i w hotelu kiedy zdradzałaś ze mną Adriana. Dlaczego nie zrobisz tego ponownie?-spytał z wściekłością. Patrzył mi prosto w oczy, a ja lekko struchlałam. On zna mnie zbyt dobrze, ale jestem silną kobietą i nie dam mu się tak łatwo.
-Zmieniłam się przez te kilka lat i Adrian również. Oboje sobie wszystko wybaczyliśmy i żyjemy ze sobą w szczęściu.
-Ale nie powiedziałaś, że go kochasz.-odpowiedział dumny.
-Kocham go.-zapewniłam pewnie.
-Mówisz to tak jakbyś mówiła o przyjacielu!-krzyknął i zakrył dłońmi usta.
-Kocham go i wychodzę za niego za pół roku.-warknęłam patrząc na niego.
-Oboje wiemy, że robisz to tylko dlatego żeby mieć spokój.-powiedział patrząc na mnie z wyższością by sekundę później przywrzeć do moich ust. Całował tak jak dawniej, nawet lepiej. Znałam jego usta na pamięć, ale teraz uczyłam się ich na nowo. To było takie ekscytujące. Zatopiłam się w tym pocałunku pogłębiając tylko pieszczotę. Jego ręce zaczęły błądzić po moim ciele i dopiero, gdy jego dłonie zaczęły ściskać moje pośladki w ten uroczy sposób odsunęłam się od niego. Spojrzałam na niego z nienawiścią i z całej siły uderzyłam go otwartą ręką w policzek. Oboje jęknęliśmy. On się nie spodziewał, a mnie to zabolało tak jak nie powinno.
-O cholera jasna.-mruknęłam patrząc na dłoń.
-Ciebie boli?-mruknął. Spojrzałam na niego. Rozmasowywał policzek.
-Gdybyś mnie nie całował oboje nie mielibyśmy problemu.-warknęłam. Już dawno nie byłam na nikogo tak bardzo wściekła.
-Nie musiałaś oddawać pocałunku.-powiedział z uśmiechem.
-Jestem...
-Na tyle uprzejma, że oddajesz każdy pocałunek?-spytał z drwiną w głosie.-Roza to są żałosne tłumaczenia.
-Sam jesteś żałosny.-warknęłam.
-Jeszcze będziesz mnie błagać o miłość.-powiedział wracając na swoje miejsce. Wściekła stałam obok niego i starłam się go nie zabić.
*
Nadszedł następny tydzień i Lissa zabrała mnie na zakup sukienki ślubnej. Oczywiście jest z nami Dymitr do którego nie odzywam się od tygodnia. Jest z nami także Daniella matka Adriana.
-Może ta?-spytałam wychodząc w krótkiej białej sukience.
-Wykluczone! Wychodzisz za arystokratę, a nie za jakiegoś bezdomnego w Las Vegas.-Daniella oburzona stanęła przy sukniach i zaczęła je przeglądać.
-Tak właściwie to ja zastanawiam się czy nie uciec do Las Vegas.-mruknęłam pod nosem, a Lissa i Dymitr parsknęli śmiechem.
-Coś takie śmiesznego?-spytała Daniella odwracając się do mnie.
-Nie nic.-powiedziałam z uśmiechem.
-W takim razie przymierz tą. Jest odpowiednia na ślub z kimś takim jak mój syn.-powiedziała z uśmiechem. Weszłam do przebieralni i ubrałam satynową suknię o kroju syrenki z małym dekoltem i długim rękawem. Przejrzałam się w lustrze i lekko zmarszczyłam brwi. To nie jest moja wymarzona sukienka lecz wiem, że w niej pójdę do ołtarza. To matka Adriana wszystko wybiera, a Adrian zgadza się na wszystko. Wyszłam z przebieralni i stanęłam na podwyższeniu.
-I jak?-spytałam. Dymitr wyraźnie się marszczył, mu też ta sukienka się nie podobała, Lissa uśmiechnęła się do mnie pocieszycielsko, a Daniella była zachwycona.
-Właśnie w takim czymś cię widzę na ślubie.-powiedziała.
-Danielo, a mogłabym przymierzyć inne sukienki?-spytałam. Adrian błagał mnie kilka razy żebym nie darła się na jego matkę gdy coś mi się nie podoba i starałam się uszanować jego prośbę.
-Po co przymierzać kolejne sukienki skoro ta jest idealna. I nie mów, że nie. Adrian będzie zachwycony gdy cię w niej zobaczy. Dlatego rozbieraj się. Kupie ci tą sukienkę, a ty w tym czasie się przebierz. Wracacie już na Dwór?-ostatnią część wypowiedzi skierowała do Lissy.
-Nie zostaniemy jeszcze.-powiedziała patrząc na mnie. Weszłam do przymierzali i ściągnęłam sukienkę która od razu została zabrana.
-Rose wchodzimy.-usłyszałam głos Lissy zdziwiona odwróciłam się w jej stronę. Weszła z Dymitrem do przymierzalni. Dymitr zmierzył mnie głodnym wzrokiem, a ja mimowolnie się zakryłam.
-Coś się stało?-spytałam.
-Znalazłam sukienkę, która będzie dla ciebie idealna.-powiedziała z uśmiechem.
-Ale Daniela...
-Daniela może sobie mówić co chce, ale ja widzę, że tobie się nie podobała.
-Co mam zrobić? Ona stwierdziła, że nam pomoże, a aktualnie czuję się jakby to był jej ślub, a nie mój.-powiedziałam siadając.
-Rozmawiałaś o tym z Adrianem?-spytała spoglądając na mnie.
-Tak.
-I co?
-I stwierdził, że ma do tego pełne prawo bo przynajmniej jego matka się nim interesuje.-powiedziałam spuszczając wzrok.
-Co za drań.-mruknął Dymitr klękając przede mną.-To jest również twój wielki dzień chyba powinnaś mieć jakieś zdanie na ten temat co?-spytał patrząc na mnie.
-Sama nie wiem.-powiedziałam podnosząc się. Spojrzałam na Lissę. Oniemiałam. Trzymała w rękach piękną koronkową sukienkę w kolorze kości słoniowej.
-Mówiłem, że jej się spodoba.-powiedział Dymitr z uśmiechem.
-Mogę ją przymierzyć?-spytałam z nadzieją.
-Oczywiście.-powiedziała Lissa z uśmiechem. Podała mi sukienkę i wyszli. Gdy tylko poczułam materiał przylegający do mojej skóry wiedziałam, że to jest ta sukienka. Otworzyłam oczy i łzy same napłynęły mi do oczu. To było moje marzenie. Właśnie taką sukienkę chciałam mieć w tym wyjątkowym dniu. Wyszłam żeby pokazać się Lissie i Dymitrowi.
-Roza cholera jasna wyglądasz jak anioł.-Dymitr patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na przyjaciółkę.
-Kupuję ci ją.-powiedziała patrząc na mnie.
-Oszalałaś?!-wykrzyknęłam.-Ta sukienka kosztuje majątek. Nie pozwolę ci jej kupić.-powiedziałam patrząc na nią przerażona.
-Daj spokój musimy utrzeć nosa Danieli i właśnie tą sukienką to zrobimy.-powiedziała z uśmiechem.
-Nie jestem przekonana...nie chcę zawieść Adriana.-powiedziałam spoglądając na przyjaciółkę.
-Daj spokój on to zrozumie.-powiedziała uśmiechając się do mnie.
-Może ta?-spytałam wychodząc w krótkiej białej sukience.
-Wykluczone! Wychodzisz za arystokratę, a nie za jakiegoś bezdomnego w Las Vegas.-Daniella oburzona stanęła przy sukniach i zaczęła je przeglądać.
-Tak właściwie to ja zastanawiam się czy nie uciec do Las Vegas.-mruknęłam pod nosem, a Lissa i Dymitr parsknęli śmiechem.
-Coś takie śmiesznego?-spytała Daniella odwracając się do mnie.
-Nie nic.-powiedziałam z uśmiechem.
-W takim razie przymierz tą. Jest odpowiednia na ślub z kimś takim jak mój syn.-powiedziała z uśmiechem. Weszłam do przebieralni i ubrałam satynową suknię o kroju syrenki z małym dekoltem i długim rękawem. Przejrzałam się w lustrze i lekko zmarszczyłam brwi. To nie jest moja wymarzona sukienka lecz wiem, że w niej pójdę do ołtarza. To matka Adriana wszystko wybiera, a Adrian zgadza się na wszystko. Wyszłam z przebieralni i stanęłam na podwyższeniu.
-I jak?-spytałam. Dymitr wyraźnie się marszczył, mu też ta sukienka się nie podobała, Lissa uśmiechnęła się do mnie pocieszycielsko, a Daniella była zachwycona.
-Właśnie w takim czymś cię widzę na ślubie.-powiedziała.
-Danielo, a mogłabym przymierzyć inne sukienki?-spytałam. Adrian błagał mnie kilka razy żebym nie darła się na jego matkę gdy coś mi się nie podoba i starałam się uszanować jego prośbę.
-Po co przymierzać kolejne sukienki skoro ta jest idealna. I nie mów, że nie. Adrian będzie zachwycony gdy cię w niej zobaczy. Dlatego rozbieraj się. Kupie ci tą sukienkę, a ty w tym czasie się przebierz. Wracacie już na Dwór?-ostatnią część wypowiedzi skierowała do Lissy.
-Nie zostaniemy jeszcze.-powiedziała patrząc na mnie. Weszłam do przymierzali i ściągnęłam sukienkę która od razu została zabrana.
-Rose wchodzimy.-usłyszałam głos Lissy zdziwiona odwróciłam się w jej stronę. Weszła z Dymitrem do przymierzalni. Dymitr zmierzył mnie głodnym wzrokiem, a ja mimowolnie się zakryłam.
-Coś się stało?-spytałam.
-Znalazłam sukienkę, która będzie dla ciebie idealna.-powiedziała z uśmiechem.
-Ale Daniela...
-Daniela może sobie mówić co chce, ale ja widzę, że tobie się nie podobała.
-Co mam zrobić? Ona stwierdziła, że nam pomoże, a aktualnie czuję się jakby to był jej ślub, a nie mój.-powiedziałam siadając.
-Rozmawiałaś o tym z Adrianem?-spytała spoglądając na mnie.
-Tak.
-I co?
-I stwierdził, że ma do tego pełne prawo bo przynajmniej jego matka się nim interesuje.-powiedziałam spuszczając wzrok.
-Co za drań.-mruknął Dymitr klękając przede mną.-To jest również twój wielki dzień chyba powinnaś mieć jakieś zdanie na ten temat co?-spytał patrząc na mnie.
-Sama nie wiem.-powiedziałam podnosząc się. Spojrzałam na Lissę. Oniemiałam. Trzymała w rękach piękną koronkową sukienkę w kolorze kości słoniowej.
-Mówiłem, że jej się spodoba.-powiedział Dymitr z uśmiechem.
-Mogę ją przymierzyć?-spytałam z nadzieją.
-Oczywiście.-powiedziała Lissa z uśmiechem. Podała mi sukienkę i wyszli. Gdy tylko poczułam materiał przylegający do mojej skóry wiedziałam, że to jest ta sukienka. Otworzyłam oczy i łzy same napłynęły mi do oczu. To było moje marzenie. Właśnie taką sukienkę chciałam mieć w tym wyjątkowym dniu. Wyszłam żeby pokazać się Lissie i Dymitrowi.
-Roza cholera jasna wyglądasz jak anioł.-Dymitr patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na przyjaciółkę.
-Kupuję ci ją.-powiedziała patrząc na mnie.
-Oszalałaś?!-wykrzyknęłam.-Ta sukienka kosztuje majątek. Nie pozwolę ci jej kupić.-powiedziałam patrząc na nią przerażona.
-Daj spokój musimy utrzeć nosa Danieli i właśnie tą sukienką to zrobimy.-powiedziała z uśmiechem.
-Nie jestem przekonana...nie chcę zawieść Adriana.-powiedziałam spoglądając na przyjaciółkę.
-Daj spokój on to zrozumie.-powiedziała uśmiechając się do mnie.
*
Wracamy z zakupów. Moja sukienka wisi w bagażniku. Nie wierzę, że Lissa ją kupiła. Podjechaliśmy pod pałac i wysiedliśmy z samochodu.
-Wezmę twoją sukienkę żeby jej Adrian nie widział.-powiedziała z szerokim uśmiechem.
- Byłabym wdzięczna.-powiedziałam z uśmiechem. Dymitr stanął obok mnie i odczekał aż Lissa odejdzie ze strażnikami.
- Byłabym wdzięczna.-powiedziałam z uśmiechem. Dymitr stanął obok mnie i odczekał aż Lissa odejdzie ze strażnikami.
-Możemy porozmawiać?-spytał spoglądając na mnie.
-Jeśli nie będziesz mnie całował to możemy.-powiedziałam spokojnie.
-Na początku chcę cię za tamto przeprosić. Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło i jest mi niezmiernie głupio z tego powodu. Widzę, że jesteś szczęśliwa z Adrianem i obiecuję, że nie będę już o ciebie zabiegał.-powiedział patrząc mi w oczy.
-Dziękuję.-powiedziałam z uśmiechem.
-I mam do ciebie prośbę.-powiedział patrząc na mnie niepewnie.
-Jaką?-spytałam przestraszona.
-Zostańmy przyjaciółmi.-poprosił patrząc mi głęboko w oczy.
-Dobrze.-powiedziałam po dłuższej chwili. Przytulił mnie i z szerokim uśmiechem odszedł. Ruszyłam wolno w stronę domu, gdy...
-Co ty z nim robiłaś?! Znów mnie zdradzasz?!-wykrzyknął Adrian patrząc na mnie z wściekłością.
-Słucham?-spytałam spoglądając na niego i nic nie rozumiejąc.
-Przed chwilą się mizialiście! Do łóżka też już mu wskoczyłaś?!-spytał.
-Adrian ja się z nim tylko przyjaźnię! I nie krzycz na mnie!-warknęłam ściekła.
-Wracamy do domu.-powiedział ciągnąc mnie w stronę domu.
-Nie ciągnij mnie. Nie jestem psem żebyś mnie tak traktował.-powiedziałam wściekła.
-Skoro nie mam cię tak traktować to nie zadawaj się z nim.
-Muszę się z nim zadawać.
-Dlaczego?
-Bo pracujemy razem.-powiedziałam wyrywając rękę z jego uścisku i idąc w stronę parku.
-Gdzie idziesz?-spytał.
-Jak najdalej od ciebie.-powiedziałam nie odwracając się.
*
Od tygodnia jestem pokłócona z Adrianem i staram się do niego nie odzywać. Nie wierzę, że tak mnie potraktował. To było chamskie i wyraźnie pokazał mi co uważa o mnie.
-Rose czy ten welon nie jest piękny? -spytała Daniela patrząc na mnie.
-Tak.-mruknęłam
-Może spojrzysz na to co moja mama ci pokazuje?-spytał Adrian.
-Po co? I tak wy tutaj macie tylko coś do powiedzenia. Mnie o zdanie nikt nie pyta.-powiedziałam wstając i wychodząc. Usłyszałam , że ktoś za mną biegnie.
-Rose o co ci chodzi? -spytał Adrian łapiąc mnie za rękę.
-O to , że to jest ślub twój i twojej matki! -krzyknęłam.
-Słucham?
-Ty i twoja matka możecie decydować o tym co będzie na naszym ślubie, a ja niczego nie mogę wybrać. Nie chce tego ślubu!
-A jeśli przyśpieszymy nasz ślub i wybierzesz wszystko co chcesz ?-spytał.
-Po co? Żebyś traktował mnie jak psa? A może po to żeby Twoja matka decydowała za nas? Adrian ja nie chce tak żyć. -powiedziałam odchodząc. Wybiegłam z domu i ruszyłam przed siebie. Musiałam wyglądać żałośnie biegnąc tak i jednocześnie płacząc. Starałam się uspokoić, ale mi to nie wychodziło.
-Roza.-poczułam jak ktoś przytula mnie do siebie. Spojrzałam mu prosto w oczy. Dymitr przytulał mnie do siebie.-Co się stało?
-Możemy iść do ciebie? Nie chcę o tym rozmawiać na środku parku.-powiedziałam wycierając łzy.
-Jasne chodź.-powiedział idąc przodem. Po chwili znaleźliśmy się u niego.-Napijesz się czegoś?-spytał.
-Nie dzięki.-powiedziałam siadając w salonie.
-W takim razie mów.
-Adrian ostatnio widział jak mnie przytulałeś i zakazał mi wtedy spotykania się z tobą, a ja na niego nakrzyczałam i on mnie wtedy szarpnął iii...
-Spokojnie oddychaj.-powiedział patrząc na mnie zmartwionym spojrzeniem.
-I odwarknęłam mu, że ma mnie nie traktować jak psa. Ale dzisiaj zrobił to znowu.-powiedziałam.
-Zabije go.-Dymitr wstał wściekły i zaczął chodzić po mieszkaniu.
-Nie! Możesz mieć przez to kłopoty.-powiedziałam łapiąc go za rękę.
-Nie pozwolę nikomu żeby traktował cię w ten sposób!
-Chciałam żebyś mnie pocieszył, a nie przerażał.-powiedziałam.
-Nie chciałem cię przerazić, po prostu widzę jak przy Adrianie nie jesteś sobą. Przy nim nie możesz mieć własnego zdania. Martwię się o ciebie.-powiedział łapiąc moją dłoń.
-Co?-spytałam zaskoczona.
-Gdy Adrian mówił o tym dziecku wyglądałaś tak jakbyś chciała się na to zgodzić. Rose jeśli on na ciebie...
-Nie używa na mnie wpływu.-zapewniłam.
-Tak to wygląda.-powiedział.
-Dymitr co ja mam zrobić? Ja go naprawdę kocham.-powiedziałam patrząc na niego ze łzami w oczach. Byłam pewna, że Adrian nie używa na mnie wpływu. To było wykluczone.
-Mówię to dla twojego dobra. Zastanów się czy na pewno go kochasz i czy na pewno chcesz tego ślubu.-powiedział patrząc mi w oczy.-Zastanów się czy chcesz żeby jego matka całe życie wchodziła wam w życie. Rose bez obrazy, ale to nie jest życie dla ciebie.-powiedział pewnie.
-Dałeś mi do myślenia.-stwierdziłam.
-Wybacz.
-Ale to dobrze. Czasem potrzebny jest taki wstrząs.-powiedziałam uśmiechając się lekko.
-W takim razie cieszę się, że dałem ci do myślenia.-powiedział uśmiechając się do mnie. Z uśmiechem ruszyłam do wyjścia.
-Rose czy ten welon nie jest piękny? -spytała Daniela patrząc na mnie.
-Tak.-mruknęłam
-Może spojrzysz na to co moja mama ci pokazuje?-spytał Adrian.
-Po co? I tak wy tutaj macie tylko coś do powiedzenia. Mnie o zdanie nikt nie pyta.-powiedziałam wstając i wychodząc. Usłyszałam , że ktoś za mną biegnie.
-Rose o co ci chodzi? -spytał Adrian łapiąc mnie za rękę.
-O to , że to jest ślub twój i twojej matki! -krzyknęłam.
-Słucham?
-Ty i twoja matka możecie decydować o tym co będzie na naszym ślubie, a ja niczego nie mogę wybrać. Nie chce tego ślubu!
-A jeśli przyśpieszymy nasz ślub i wybierzesz wszystko co chcesz ?-spytał.
-Po co? Żebyś traktował mnie jak psa? A może po to żeby Twoja matka decydowała za nas? Adrian ja nie chce tak żyć. -powiedziałam odchodząc. Wybiegłam z domu i ruszyłam przed siebie. Musiałam wyglądać żałośnie biegnąc tak i jednocześnie płacząc. Starałam się uspokoić, ale mi to nie wychodziło.
-Roza.-poczułam jak ktoś przytula mnie do siebie. Spojrzałam mu prosto w oczy. Dymitr przytulał mnie do siebie.-Co się stało?
-Możemy iść do ciebie? Nie chcę o tym rozmawiać na środku parku.-powiedziałam wycierając łzy.
-Jasne chodź.-powiedział idąc przodem. Po chwili znaleźliśmy się u niego.-Napijesz się czegoś?-spytał.
-Nie dzięki.-powiedziałam siadając w salonie.
-W takim razie mów.
-Adrian ostatnio widział jak mnie przytulałeś i zakazał mi wtedy spotykania się z tobą, a ja na niego nakrzyczałam i on mnie wtedy szarpnął iii...
-Spokojnie oddychaj.-powiedział patrząc na mnie zmartwionym spojrzeniem.
-I odwarknęłam mu, że ma mnie nie traktować jak psa. Ale dzisiaj zrobił to znowu.-powiedziałam.
-Zabije go.-Dymitr wstał wściekły i zaczął chodzić po mieszkaniu.
-Nie! Możesz mieć przez to kłopoty.-powiedziałam łapiąc go za rękę.
-Nie pozwolę nikomu żeby traktował cię w ten sposób!
-Chciałam żebyś mnie pocieszył, a nie przerażał.-powiedziałam.
-Nie chciałem cię przerazić, po prostu widzę jak przy Adrianie nie jesteś sobą. Przy nim nie możesz mieć własnego zdania. Martwię się o ciebie.-powiedział łapiąc moją dłoń.
-Co?-spytałam zaskoczona.
-Gdy Adrian mówił o tym dziecku wyglądałaś tak jakbyś chciała się na to zgodzić. Rose jeśli on na ciebie...
-Nie używa na mnie wpływu.-zapewniłam.
-Tak to wygląda.-powiedział.
-Dymitr co ja mam zrobić? Ja go naprawdę kocham.-powiedziałam patrząc na niego ze łzami w oczach. Byłam pewna, że Adrian nie używa na mnie wpływu. To było wykluczone.
-Mówię to dla twojego dobra. Zastanów się czy na pewno go kochasz i czy na pewno chcesz tego ślubu.-powiedział patrząc mi w oczy.-Zastanów się czy chcesz żeby jego matka całe życie wchodziła wam w życie. Rose bez obrazy, ale to nie jest życie dla ciebie.-powiedział pewnie.
-Dałeś mi do myślenia.-stwierdziłam.
-Wybacz.
-Ale to dobrze. Czasem potrzebny jest taki wstrząs.-powiedziałam uśmiechając się lekko.
-W takim razie cieszę się, że dałem ci do myślenia.-powiedział uśmiechając się do mnie. Z uśmiechem ruszyłam do wyjścia.
*
Wróciłam do domu dawno po wschodzie słońca. Od razu skierowałam się do łazienki. Byłam zmęczona i chciałam jak najszybciej się położyć i zapomnieć o wszystkim.
-Mam nadzieję, że dobrze się u niego bawiłaś.-usłyszałam zanim zamknęłam drzwi.
-O czy ty mówisz?-spyta odwracając się do niego.
-Wiem, że byłaś u Bielikowa. Znowu z nim sypiasz?-spytał.
-Nie sypiam z nikim! Potrzebowałam chwili bez ciebie i tej twojej zarozumiałej matki!-ryknęłam wściekła.
-Zarozumiałej? Jak śmiesz tak nazywać moją mamę?!-spytał oburzony.
-Jesteś mami-synkiem i nie mów mi że nie. Boisz się postawić na swoim. Boisz się powiedzieć własnej matce, że coś ci się nie podoba. Boisz się jej przeciwstawić. Jak inaczej to nazwiesz?-spytałam wściekła.
-Może po prostu boję się o moją matkę. Pomyślałaś kiedyś o tym? Jest taką wrażliwą osobą.
-Na tyle wrażliwą, że ma kochanka.-mruknęłam.
-Ojciec jest gburowaty nie dziwie jej się.-powiedział. Prychnęłam wściekła.
-Czyli co zdecydujemy się w końcu na te cholerne dzieci i co mamusia będzie siedziała przy łóżku i sprawdzała czy aby na pewno mnie zapłodniłeś? Bo uwierz mi, że twoja matka jest do tego zdolna.
-Nie wiem o co ci chodzi.
-O to, że ona wiecznie się czegoś czepia i coś zmienia. Adrian ja nie chcę tak żyć.-powiedziałam.
-Dobrze porozmawiam z nią. Poproszę żeby odpuściła. Zadowolona?-spytał.
-Tak, nareszcie mówisz jak mój Adrian.-powiedziałam całując go w policzek.-A teraz wybacz, ale idę się wykąpać. Jestem wykończona.-powiedziałam zamykając za sobą drzwi.
*
-Adrian chodź!-krzyknęłam patrząc na to jak mój narzeczony dźwiga kartony z jedzeniem. Dzisiaj zamówiliśmy trochę jedzenie z restauracji w której odbędzie się nasz ślub i chcemy sprawdzić czy to będzie faktycznie takie dobre.
-No już. Wiesz jakie te kartony są ciężkie?-spytał wchodząc na korytarz.-Mam nadzieje, że to jedzenie jest faktycznie tak dobre jak mama zachwala bo jeśli nie to naprawdę nie opłacało mi się tego dźwigać.-powiedział stawiając je na podłodze.
-Jadalnia jest tam.-powiedziałam.
-Nie jesteś za mądra?-spytał spoglądając na mnie.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz.-powiedziałam z uśmiechem.
-Oczywiście.-powiedział z uśmiechem wchodząc do jadalni.
*
Wreszcie po tylu miesiącach i przygotowaniach stało się. Nadszedł dzień naszego ślubu. Lissa patrzy na mnie z szerokim uśmiechem kończąc malowanie moich policzków.
-Wyglądasz olśniewająco. Najważniejsze jest jednak to żeby Daniella nie zobaczyła cię przed ślubem.
-Raczej jej się to nie uda. Wchodzę chwilę przed tym jak zaczyna się ślub.-powiedziałam uśmiechając się do niej.
-Gotowa?
-Nie wiem.-powiedziałam patrząc na nią. -Raczej tak.
-Wolę wiedzieć, że nie masz wątpliwości.
-Jestem gotowa.-powiedziałam pewnie.
-To dobrze.-powiedziała z uśmiechem.
*
Dojechałyśmy pod cerkiew w ostatnim momencie. Lissa szybko poprawiła moją sukienkę i ruszyłyśmy do środka. Adrian stał na samym początku patrząc na mnie z uśmiechem. Szłam do ołtarza z dumnie wypiętą piersią. Widziałam jak Daniela patrzy na mnie z nienawiścią. Stanęłam przed Adrianem.
-Bardzo dobrze, że nie posłuchałaś mojej matki.-powiedział. Uśmiechnęłam się i podałam mu dłoń. Kapłan zaczął mówić, ale usłyszałam, że ktoś wchodzi do środka. Spojrzałam na drzwi. Dymitra stał i patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Odwróciłam szybko wzrok i spojrzałam na Adriana. Patrzył na mnie z uśmiechem.
-Zaczynajmy.-poprosiłam.
-Nie.-powiedział spokojnie. Zdziwiona spojrzałam na niego. Mamy za sobą pełno gości, a on chce przedłużać?-Ty idziesz do niego, a ja wszystko odwołuje.-powiedział. Stałam zaskoczona.
-Co?-spytałam nie do końca wiedząc o co chodzi.
-Idź już. Porozmawiamy potem.
-Ale...
-Biegnij.-nakazał wahałam się jeszcze, ale on lekko mnie popchnął nie mając innego wyjścia ruszyłam w stronę Dymitra. Usłyszałam pomruk zdziwienia, ale gnałam w stronę Dymitra. On stał patrząc na to co robię i dopiero w ostatniej chwili otworzył dla mnie ramiona. Spojrzał na mnie, ale widząc mój uśmiech ruszył do wyjścia. Wybiegliśmy z cerkwi i pognaliśmy przed siebie. Gdy znaleźliśmy się z dala od gapiów nic mnie nie hamowało przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam w usta. Mocno i zachłannie. Dymitr przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Po długiej chwili odsunęliśmy się od siebie, a on spojrzał na mnie.
-Ukradłem właśnie komuś narzeczoną.-powiedział Dymitr gładząc mój policzek.
-Narzeczony sam mnie oddał.-powiedziałam patrząc na niego z miłością.
-Ale dlaczego?
-Nie mam pojęcia. Powiedział, że porozmawiamy potem i teraz mam uciekać.-powiedziałam na nowo łącząc nasze usta.
-Co robimy?-spytał Dymitr.
-Mam parę pomysłów, ponieważ pod tą sukienką mam strasznie drogą bieliznę, ale to potem. Chcę odnaleźć Adriana i wszystko sobie z nim wytłumaczyć.-powiedziałam pewnie.
-Jestem za.-Dymitr złapał mnie za dłoń i ruszyliśmy w stronę cerkwi.
*
Znaleźliśmy go na trawniku przed cerkwią. Siedział na trawie i bawił się muszką, którą jeszcze dwie godziny temu miał na szyi.
-Adrian.-powiedziałam podchodząc.
-Rose.-również wstał.
-Dlaczego?-spytałam spoglądając na Dymitra.
-Od kiedy znów się pojawił nie byłaś tą potulną i grzeczną dziewczynką która na wszystko się zgadza, a ja zrozumiałem, że kocham cię taką jaka jesteś przy nim, a przy nim jesteś zbuntowana, niezdyscyplinowana, uwielbiasz stawiać sobie niemożliwe do wykonania za swój cel . Myślałem, że gdy cię od niego odetnę też taka przy mnie jesteś, ale jednak nie. Zrozumiałem, że nie jestem w stanie dać ci takiego szczęścia jak on. Zrozumiałem to gdy dziś wszedł na ceremonię jak się delikatnie uśmiechnęłaś, jak twoje policzki przybrały rumieńce, jak twoje oczy zaświeciły się wesołymi ognikami. To wszystko potwierdziło moją teorię. Z resztą ja też cię nie do końca kochałem. To nie tak, że byłaś dla mnie mało ważna po prostu ta kobieta zawróciła mi w głowie.
-Kto?-spytałam ciekawa.
-Sydney Sage.
-Sydney?!-spytałam z uśmiechem.
-Tak.-Adrian uśmiechnął się lekko.
-W takim razie jedyne czego mogę ci teraz życzyć to szczęścia Adrianie.-powiedziałam z uśmiechem.
-Dzięki. Ja mam jednak dla was małą niespodziankę.-powiedział z uśmiechem. Spojrzałam na Dymitra, ale wydawał się jeszcze bardziej zdziwiony niż ja.
-Co?
-Chodźcie do środka.-powiedział. Ruszyliśmy za nim. Nasi przyjaciele siedzieli w ławkach, a w jednej z nich Bielikówny.
-O co chodzi?-spytałam przestraszona. Moi rodzice też tu byli.
-Stwierdziłem, że skoro już tak bardzo się kochacie to śmiało mogę wam urządzić ślub z tego co miało być dla nas.
-Co?-spytałam zszokowana.
-Nie co, tylko Dymitr leć do ołtarza, a ja ci przyprowadzę Rose.-powiedziała Lissa z uśmiechem. Spojrzałam na nią zszokowana.
-To tylko ślub z mężczyzną twojego życia. Dla ciebie to pestka.-powiedziała Lissa puszczając mi oko. Zaśmiałam się i ruszyłam zaraz za nią.
*
Dwa lata później:
Dotrzymałam obietnicy złożonej Adrianowi i właśnie rodzę. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że rodzę dziecko Dymitra. Okazało się, że dzięki temu, że Dymitr był strzygą możemy mieć dzieci. Dowiedzieliśmy się o tym pięć miesięcy temu kiedy to lekarz ogłosił mi, że jestem w czwartym miesiącu ciąży.
-Roza świetnie ci idzie kochanie.-Dymitr trzyma mnie za rękę po mimo tego, że ściskam go z całych sił.
-Cholera, ale boli.-jęknęłam przygryzając wargę.
-Spokojnie strażniczko Hathaway idzie pani doskonale.
-W dupę sobie wsadźcie te zapewnienia. Oboje jesteście facetami i nigdy tego nie poczujecie.-jęknęłam. Ścisnęłam dłoń Dymitra jeszcze bardziej i on również jęknął.
-Roza dzidziuś już idzie.
-Czuję do cholery!-krzyknęłam na całe gardło. Zaczęło boleć jeszcze mocniej jeśli to możliwe.-Pierwsze i ostanie dziecko inaczej cię osobiście wykastruje.-warknęłam patrząc prosto w oczy Dymitrowi.
-Wiele kobiet tak grozi mężom, a po kilku latach znów nas odwiedzają.
-A pan nie ma nic ciekawszego do roboty niż podsłuchiwanie?-spytałam patrząc na lekarze.-Zdaje mi się, że jest pan tu po to żebym pomóc mi rodzić. W takim razie do roboty. Leże tu od wczoraj czekając na to aż dziecko ze mnie wyjdzie.-warknęłam. Lecz sekundę później jęknęłam czując kolejny skurcz.
-Widzę główkę. Świetnie strażniczce idzie.
-Roza nie krzycz już tylko przyj.-poprosił Dymitr widząc, że chcę zacząć ciskać w nich kolejnymi obelgami. Skupiłam się na tym żeby jak najszybciej urodzić. Skoro widać już główkę to jestem bliżej niż dalej. Przestałam słuchać ich głupiego gadania o tym jak ''świetnie'' mi idzie i po dziesięciu minutach usłyszałam płacz, piskliwy płacz ogłaszający koniec udręk...
-Mamy pierwsze dziecko.-powiedział lekarz.
-Pierwsze?!-wykrzyknęłam z Dymitrem.
-To państwo nie wiedzieli, że to ciąża bliźniacza?-spytał lekarz.
-Słucham? Byłam przygotowana na jedno dziecko. Wszyscy są przygotow...-w tej chwili poczułam skurcz i wiedziałam, że lekarz ma rację.
-Spokojnie drugie pójdzie szybciej.-zapewnił lekarz.
-Co z pierwszym dzieckiem?-spytałam.
-Zdrowy chłopczyk.-zapewnił Dymitr całując mnie w czoło.
-Wspaniale.-usłyszałam głos lekarza.-Dziewczynka.-powiedział pokazując mi różowiutkie dziecko. Spojrzałam na Dymitra i uśmiechnęłam się szeroko.
-Z dwójką też damy radę.-zapewnił.
-No mam nadzieje.-mruknęłam zmęczona. Czyli jednak faktycznie życie płata różne figle czasem nawet dwa.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i mamy dwa latka. Chciałam dodać szybciej ten post lecz niestety ostatnio jestem zawalona nauką, a do tego wszystkiego dochodzi moje małe przeziębienie. Mam nadzieje, że dodatek się podoba i że spędzicie ze mną kolejny rok, który mam nadzieje będzie obfitował w akcje (oj będzie się dziać, o tym mogę was zapewnić). Tak więc teraz jedyne czego mogę sobie życzyć na tą kolejną rocznicę to tylko i wyłącznie tego żeby mieć więcej weny.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i mamy dwa latka. Chciałam dodać szybciej ten post lecz niestety ostatnio jestem zawalona nauką, a do tego wszystkiego dochodzi moje małe przeziębienie. Mam nadzieje, że dodatek się podoba i że spędzicie ze mną kolejny rok, który mam nadzieje będzie obfitował w akcje (oj będzie się dziać, o tym mogę was zapewnić). Tak więc teraz jedyne czego mogę sobie życzyć na tą kolejną rocznicę to tylko i wyłącznie tego żeby mieć więcej weny.
To! Było... brak mi słów. Gdy na początku czytam: mała dampirzyco, zielone oczy i takie "what?! Co tu się dzieje? Gdzie Dimka?". Później że woli być w Rosji... no co za kretyn. I nagle po kilku latach przypomina sobie o niej i ją całuje. Nie no, spoko. Idiota. Ale później to Adi przsadził. Ale ostatecznie dobrze zrobił. I chyba poród był najlepszy😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂 Przynajmniej tutaj dałaś im wiecej niż jedno dziecko. Czekam na następny i życzę weny💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńPs. O jacie! To już 2 lata? No faktycznie! Ale ten czas leci. To mnóstwo weny weny i weny. I czasu 😙😙
UsuńMyślałam, że te zielone oczy to pomyłka, albo jakiś sen, a tu takie jaja!
OdpowiedzUsuńDymitr wyjechał, tak o z dupy? Naprawdę? Bo miejsce się zwolniło? Coś mi tu nie gra...
Och, Adrianku... dla ciebie to bez różnicy, bo to nie ty do cholery będziesz musiał znosić to wszystko! Poród, ewentualne komplikacje po nim i w trakcie ciąży, dwa miesiące okresu, karmienie, wstawanie w nocy, przebieranie pieluch, och sądzę, że bardzo szybko pożałowałby tego, że tak się spieszył...
Dymitr z takimi tekstami? W ogóle ta kłótnia na nocnej zmianie była trochę bez sensu, ale takie teksty z ust strażnika Belikowa? Tu chyba naprawdę cos jest nie tak...
Cała akcja z tą sukienką genialna! I Dymitr się poprawił. :D
"Roza cholera jasna wyglądasz jak anioł."
-
To zdanie to cudo 😍😍😍
Ugh... zazdrosny Adrian, ał.
A miałam nadzieję, że jednak nie wezmą tego ślubu... #romitriforever
Aaaaadriaaaan! 😍 Jejku! To było cudne! Tak postąpić! Jejku! 😍
"Myślałem, że gdy cię od niego odetnę(...)"
-
Adrian użył na nim wpływu?! Zmusił go żeby wyjechał? Cholera, to by wszystko tłumaczyło.
"Zrozumiałem, że nie jestem w stanie dać ci takiego szczęścia jak on. Zrozumiałem to gdy dziś wszedł na ceremonię jak się delikatnie uśmiechnęłaś, jak twoje policzki przybrały rumieńce, jak twoje oczy zaświeciły się wesołymi ognikami."
-
Kolejny genialny fragment! 😍
Więcej, więcej, więcej poproszę takich bonusów! 💕 To było cudne! 💕 Świetny pomysł! 💖
Weeeeeny! 😁❤