Po sylwestrze odwieźliśmy dziewczyny na lotnisko i sami wróciliśmy do willi Abe'a żeby zabrać swoje rzeczy i również wrócić do domu. Wsiedliśmy do auta.
-Mama emno.-stwierdził Borys chwytają mnie za rękę.
-Tak robi się ciemnio.-powiedziałam spoglądając na zachód słońca.
-Niu niu nie.
-Nie chcesz spać?
-Nie.
-Dobrze nie pójdziesz spać.-zapewniłam całując go w czoło. Spojrzałam na las który właśnie się kończył i wjechaliśmy na autostradę.
-Papa dzidzia, baba.-Borys odwrócił się i pomachał do tyłu.
-Kochana rodzinko za pół godziny będziemy w domku.-odezwał się Dymitr.
-Cudownie, marzę tylko o tym by wrócić do domku.
-Tes.-stwierdził Borys. Uśmiechnęła się do niego po czym pocałowałam go w policzek. Przez te kilka dni które spędził z Pawką nauczył się wielu nowych słów. Spojrzałam na okno i zamarłam.
-Kochanie...
-Co się dzieje?-spytał Dymitr marszcząc brwi.
-Nie chcę cię niepokoić, ale wydaje mi się, że widziałam czerwone oczy w moim oknie.
-Strzygi?-spytał zaskoczony.
-Dawno ich nie było.
-Za długo był spokój.-stwierdził Dymitr.-Na razie jedziemy.
-Masz dwa sztylety?-spytałam pewnie. Od początku wiedziałam co chcę zrobić.
-Nie ma mowy, ty zostajesz w aucie jeśli już do czegoś dojdzie, ktoś musi zaopiekować się Borysem.-powiedział z napięciem w głosie.
-Chyba sobie żartujesz, nie pozwolę ci zginąć tylko dlatego, że masz cholernie wysokie mniemanie o sobie.-warknęłam.
-Mama, tata nie.-poprosił Borys zaniepokojony rozglądając się czujnie.
-Wyczuwa strzygi.-walnęłam bez zastanowienia. Jeden z jego darów. Jeden z tych cholernych darów!
-Ma sens.-stwierdził Dymitr.
-Borysku jest ci niedobrze?-spytałam. Mały spojrzał na mnie wystraszony.
-Tak.-powiedział ze łzami w oczach. Moje biedne maleństwo. Sama szybko odgoniłam łzy i pogładziłam go uspakajająco po policzku.
-Spokojnie nic się nie dzieje, wszystko gra.-zapewniłam.
-Nie.-powiedział. W tej chwili w jego maleńkich oczkach widziałam, że wie ile zaryzykujemy jeśli wysiądziemy. Był świadom tego co może spotkać Dymitra i mnie. Bał się tego.
-Tatuś z mamusią są świetnymi strażnikami i nic, ale to nic nie może się nam stać.-powiedziałam ze łzami w oczach. Sama jestem świadoma tego, że oboje możemy zginąć, ale mam również świadomość tego, że jeśli nam coś się stanie nasza rodzina zaopiekuje się Borysem jak należy i wychowa go na cudownego dampira. Z tą myślą nachyliłam się i pocałowałam małego w czoło po czym zwróciłam się do Dymitra:
-Ile jeszcze dasz radę ujechać?-spytałam.
-Spróbuje dojechać do bram Dworu, jest szansa, że inni strażnicy nam pomogą, a jeśli nie...-urwał.
-A jeśli nie sami damy temu radę. Już nie raz walczyliśmy tylko we dwoje.-dokończyłam za niego. Razem jesteśmy w stanie zrobić wszystko i nikt ani nic nie może tego przerwać. Spojrzałam na Borysa i uśmiechnęłam się do niego szeroko.-Synku tatuś i mamusia strasznie cię kochają, dlatego mama prosi żebyś zamknął oczka w chwili w której rodzice wyjdą z autka. Spróbujesz zrobić niu niu. Ba na pewno będzie chciała cię przytulić.-poinstruowałam błagając w myślach żeby spełnił moją prośbę, żeby te cholerne dary zadziałały w tej chwili kiedy my będziemy walczyć i żeby go ochroniły przed najgorszym, żeby on był bezpieczny. Przytuliłam go mocno całując w głowę. Nie pozwolę go skrzywdzić.
-Synku tatuś cię kocha.-odezwał się Dymitr, a z moich oczu popłynęły pierwsze łzy. Nie nie będę ryczeć. Użyłam całej siły jaką w sobie mam i nakazałam sobie w duchu udawać spokojną i opanowaną tak jakbym doskonale wiedziała co robić. Spojrzałam na Borysa. Nasz spokój musiał go uspokoić bo patrzył na nas i uśmiechnął się lekko. Dymitr odwrócił się do mnie i podał mi kołek.
-W chwili w której zamknął się za nami drzwi, nikt nie dostanie się do auta bez kluczyków.-powiedział patrząc mi w oczy.
-Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli jak otworzymy auto i wydostaniemy Borysa?-spytałam.
-Zapasowy klucz jest w tylnym lewym kole.-powiedział, a ja uświadomiłam sobie, że mówi mi to na wypadek gdyby coś mu się stało.-Michaił też o tym wie.-dodał.
-Towarzyszu po co takie ponure scenariusze?-spytałam ze łzami w oczach. Zaśmiał się i pogładził mój policzek.
-Wiesz, że czasem tak mam.-powiedział uśmiechając się do mnie.-Na trzy wychodzimy.
-Dobrze, jestem gotowa.-powiedziałam patrząc na Borysa. Moje małe kochanie.
-Raz.
-Dwa.
-Trzy!
W tej chwili otwarłam drzwi i wybiegłam na żwirowy podjazd, jednocześnie zatrzaskując drzwi. Spojrzałam jeszcze szybko przez szybę. Borys zamknął oczy i mocno przytulił Ba. Jeśli śmierć ma nadejść dziś zgoda, jestem na nią gotowa. Czas zacząć przedstawienie.
Niee
OdpowiedzUsuń😢😢Strzygi??? Smierć??? Oj za szybko na takie okropne scenariusze😡 Czekam na next i życzę weny😘
OdpowiedzUsuń