Strony

piątek, 29 grudnia 2017

Rozdział 612

Po obiedzie nie mieliśmy sił się ruszyć. To wszystko było pyszne i oczywiście zjadałam jak zwykle za dużo, ale nie żałuję. Borysowi tak bardzo zasmakowało tutejsze pieczywo, że zjadł pięć kawałków czym nas zaskoczył. Teraz mały leży szczęśliwy w wózku i głaszcze się po brzuchu czym nas rozśmiesza. Na dworze jest gorąco, ale bardzo mnie to cieszy, zmarzłam w Szkocji. Z Dymitrem szliśmy wtuleni w siebie popychając wózek. Mama z tatą szli obok siebie prowadząc bliźniaki, a babcia , Nahit i Carter szli obok nas rozmawiając o czymś. Baszar i Liwia stwierdzili, że muszą już iść i nie mają czasu na żałosne łażenie po mieście.
-Mama.-zawołał Borys siadając.
-Co się dzieje?-spytałam.
-Ba.-powiedział pokazując chodnik za nami. Odwróciłam się. Faktycznie na chodniku leżała jego żaba cofnęłam się i podniosłam ją z ziemi.
-Roza uważaj!-krzyknął Dymitr i ruszył w moją stronę. Spojrzałam w prawo i o mały włos nie zostałam roztrzaskana o chodnik. Samochód który prawie roztrzaskał mi czaszkę zatrzymał się milimetry przed moją twarzą. Dymitr podbiegł do mnie, a ja stałam otępiała. Dymitr chwycił mnie w ramiona i odciągnął lekko do tyłu.-Nic ci nie jest?-spytał.
-Co się stało?-spytałam.
-Ten samochód wpadł w poślizg i prawie cię zabił.-powiedział patrząc na mnie przerażony. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Spojrzałam na Dymitra i dopiero teraz doszło do mnie co tam się prawie stało.
-Prawie umarłam.-stwierdziłam marszcząc brwi.
-Chodź usiądziesz na murku jesteś strasznie blada.-powiedział pomagając mi usiąść. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na rodzinę. Wszyscy patrzyli na mnie przerażeni.
-Rose.-matka spojrzała na mnie przerażona. Spojrzałam na Borysa. Siedział w wózku i patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
-Mama.-spojrzał na mnie błagalnie. Wstałam na chwiejnych nogach i ruszyłam do wózka.
-Patrz mama ma twoją Ba.-powiedziałam z uśmiechem. Podałam mu żabę. Ręce drżały mi niemiłosiernie.
-Ba.-zachwycił się Borys. Z uśmiechem pogłaskałam synka po policzku.
-Roza.-Dymitr złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego z uśmiechem. Dymitr przyciągnął mnie i pocałował mnie w czoło. Spojrzałam na niego nic nie rozumiejąc.-Nie strasz mnie tak.-poprosił patrząc mi w oczy. Zmarszczyłam brwi.-Roza rozumiesz co się właśnie stało?-spytał.
-Prawie mnie rozjechał.-powiedziałam z uśmiechem.
-Dymitr to szok pourazowy.-powiedział Abe chwytając go za ramie.
-Idziemy?-spytałam z uśmiechem. Dymitr spojrzał na mnie, a następnie na Abe'a.
-Idziemy.-powiedział Abe biorąc Adama na ręce. Ruszyliśmy powoli w stronę domu, a Dymitr co chwilę na mnie spoglądał. Gdy doszliśmy do domu dopiero zrozumiałam co tam się stało. Usiadłam na krawężniku i objęłam głowę ramionami. Prawie umarłam. Prawie trafiłam do krainy zmarłych. Znowu.  Spojrzałam na Dymitra.
-Roza?-spytał.
-Prawie was zostawiłam.-powiedziałam przerażona.
-Jak się czujesz?-spytał.
-Ja nie wiem....chyba jest dobrze .-stwierdziłam patrząc na niego. Usiadł obok mnie i przytulił mnie do siebie.
-Ale z nami jesteś i wszystko gra.-zapewnił całując mnie w czoło.
-Nic nie gra.-powiedziałam.-Prawie umarłam. To było okropne.-stwierdziłam.
-Zgadzam się z tobą.-stwierdził przytulając mnie. Pocałowałam go w usta i wtuliłam się w niego.
-Chodźcie  do domu.-zaproponował Abe. Wstaliśmy i skierowaliśmy się do domu. Mam nadzieje, że to dziwne uczucie minie.

2 komentarze:

  1. Matko to było przerażające! Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Rose miała szczęście. Ale wszystkich przestraszyła. Lecę czytać dalej 💖💖💖💖

    OdpowiedzUsuń