Znalazłam Dymitra cały czas przy tej choince. Stał sztywno z zaciśniętymi powiekami oraz pięściami. Podeszłam cicho i dotknęłam jego ramienia.
-Wszystko gra?-spytałam zaniepokojona.
-Mama! Tata! Papa-Borys machał nam wesoło z wózka. Odmachaliśmy mu. Ponownie przeniosłam wzrok na Dymitra.
-To jak?
-Nic nie gra. Nie widzisz tego?-spytał wściekły.
-Co dokładnie nie gra?-spytałam biorąc głęboki wdech.
-Nie pamiętam. Nic. Zero. Totalna pustka. Wiem, że powinienem już sobie coś przypomnieć, ale ja przecież kompletnie nic nie pamiętam.
-Przypomnisz sobie.-zapewniłam.
-Nic nie widzisz? Ja sobie nic nie przypomnę!-krzyknął, a moroj przechodzący obok naszego domu spojrzał na nas.
-Z takim podejściem to faktycznie nic nie zdziałasz.-warknęłam-Spójrz tylko na siebie. Gdzie twoja wola walki? Gdzie twoje postanowienie :"Dla Borysa wszystko sobie przypomnę"? Jeśli nasz syn jest dla ciebie ważny to pokaż to i walcz, ale nie zachowuj się tak jak w tej chwili bo okropnie mnie przez to denerwujesz.
-To może po prostu odejdź skoro jestem takim fatalnym mężem i ojcem!
-Nic takiego nie powiedziałam! Tylko nie walczysz o to żeby chociaż spróbować....
-Próbuje, od miesiąca cały czas próbuje. Nie pamiętam nic! Kompletnie nic, a ty mi mówisz, że mam spróbować.
-Skoro sam nie możesz nic zdziałać to idź do lekarza.
-O czyżby gołąbeczki się kłóciły?-usłyszałam przy bramie głos Randalla i aż się we mnie zagotowało.
-Nie wpieprzaj się Randall.-warknęłam spoglądając na niego.
-O czyżby nasza piękna Rose miała gorszą chwilę.
-Odejdź zanim sama nie zdecyduje ci pomóc.
-Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że groźby są karalne.
-Ja na razie tylko ostrzegam drogi Randallu. Uwierz, że nie chcesz usłyszeć jak ci grożę.
-A czemu to mój ukochany syn nagle zamilkł? Czyżbyś wprowadziła terror do waszej maleńkiej rodzinki.
-Przeszkadzasz nam w rozmowie.-odparł spokojnie Dymitr. Słysząc ten ton myślałam, że wybuchnę. Przecież on też nienawidzi Randalla.
-Synu co to za łagodne usposobienie? A no tak przecież ty nic nie pamiętasz.-zaśmiał się, a ja nie wytrzymałam. Wyszłam przed dom i kopnęłam go w krocze. Mocno i porządnie, tak żeby zapamiętam, że lepiej ze mną nie zadzierać.-Ty mała suko. Zgłoszę cię.
-Spokojnie teściu, ja tylko pozbywałam się natręta i broniłam swojego domu. A teraz wynoś się stąd bo ten siniak w twoim kroczu to będzie twój najmniejszy problem.-warknęłam patrząc na niego wyczekująco. Cały czas trzymając się za krocze ruszył powoli w stronę głównej alejki parkowej. Odwróciłam się do Dymitra. Patrzył na mnie zszokowany. Podeszłam do niego i przyciągnęłam go do siebie całując mocno i namiętnie.
-A teraz zapamiętaj, walcz. Mimo wszystko walcz.-powiedziałam na nowo go całując. I na tą jedną maleńką chwilę wszystko wydało się, że jest po staremu.
O jejku!!! Cudo!!!! Kocham cie!!!! Randall wynoś się z ich życia!! Czekam na next i życzę weny😍😘😘❤️
OdpowiedzUsuńOooooo cudeńko!
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na next 😍💗
Rozdział dziś?
OdpowiedzUsuń