Strony

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Rozdział 696

Rozejrzałam się czujnie po okolicy. Cisza i spokój. Odeszłam parę kroków od auta i zaczęłam się rozglądać. Coś za chwilę zacznie się dziać jest za cicho i za spokojnie.
-Jak u ciebie Dymitr?-spytałam.
-Jeszcze spokój.-odpowiedział świadom tego, że strzygi na pewno nas słuchają.
-Co się dzieje?-spytał Eddy wychodząc przed bramę.
 -Strzygi, zgłoś to.-nakazałam. Krótka komenda po mimo tego, że jesteśmy na tym samym szczeblu, ale właśnie tego nas uczono. Jeśli wiemy więcej od jednego ze strażników przejmujemy dowodzenie, jeśli nie wiemy nic jesteśmy gotowi na rozkazy. Eddy wyciągnął krótkofalówkę i dał krótki komunikat.
-Strzygi, brama północna, potrzebne wsparcie, obecnie trzech strażników.
Właśnie w tej chwili ją zauważyłam. Wysoka, biała, kobieta z czerwonymi oczami i wielką czerwoną plamą na brzuchu.
-No proszę, wyczuwam dziecko w aucie, ja swoje straciłam, ale mój facet dał mi lepsze życie. Chętnie przygarnę twojego smarkacza.-mruknęła patrząc na mnie.
-Myśli, że go ci oddam?-spytałam ruszając na nią z całej werwy. Zaatakowałam jej lewą rękę żeby mieć lepszy dostęp do klatki piersiowej, ale ta mnie odepchnęła i wylądowałam na drzewie nieopodal. Warknęłam wściekła na to, że nie przewidziałam tego ruchu i znów zaatakowałam podcięłam jej nogi i wbiłam w kolano sztylet. Jęknęła, a ja wyszarpnęłam kołek i usiadłam jej na brzuchu wbijając kołek w samo serce.Wyciągnęłam kołek i w ostatniej chwili zdążyłam się uchronić przed ciosem wielkiego faceta, który biegł w moją stronę. Wstałam i ruszyłam na niego podcinając mu jednocześnie nogi, zanim zdążyłam cokolwiek zrobić nadbiegł Mason i wbił mu kołek w serce.
-Siema.
-Hej.-wydyszałam. Brak mi kondycji, za mało biegam. Odwróciłam się i dojrzałam w krzakach jakiegoś moroja, krwawił, a jakaś strzyga właśnie zmierzała w jego kierunku. Wzięłam rozbieg i wskoczyłam jej na plecy warknęła wściekła, że coś idzie nie po jej myśli i szarpnęła się próbując mnie zrzucić. W odpowiedzi wbiłam jej sztylet w plecy w miejsce gdzie powinno być serce. Opadła bez sił. Podeszłam do moroja.
-Żyjesz?-spytałam.
-Ledwo.-stwierdził spoglądając na swoje nogi. Podążyłam za jego wzrokiem i mimowolnie się skrzywiłam. To wygląda paskudnie. Kość prawej nogi praktycznie cała na wierzchu. Zdjęłam szalik który w tej chwili bardziej mi przeszkadzał i zrobiłam prymitywną opaskę uciskową.
-Postaram się ciebie obronić, ale nic nie obiecuje jest ich tu zbyt wiele...
-Hathaway  orient!-ryknął Eddy odwróciłam się i nabiłam strzygę prosto na kołek.
-Dzięki Eddy.
-Na razie to ty ratuj siebie.-poprosił moroj uśmiechając się do mnie.
-Postaram się przeżyć do końca.-obiecałam i ruszyłam na drugą stronę widząc, że tam potrzebują pomocy. Wbiłam jednej strzydze kołek w głowę i widząc, że biegnie do niej strażnik ruszyłam dalej. I właśnie w tej chwili włączył mi się tryb strażniczki. Walcz żeby przeżyć. Byłam skupiona tylko i wyłącznie na tym by pozbyć się jak największej ilości strzyg. Nie rejestrowałam liczby strzyg i strażników po prostu pozbywałam się strzyg i parłam dalej. Czas nie miał znaczenia. Zanim się zorientowałam co się dzieje Dymitr trzymał mnie za ramiona i potrząsał mną lekko.
-Roza, koniec. Już po wszystkim.-powiedział i uśmiechnął się do mnie.
-Koniec?-spytałam zachrypniętym głosem.
-Koniec, możemy wracać do domu.-powiedział uśmiechając się szeroko.
-Do domu....nie!
-Czemu nie?-spytał zmartwiony.
-Tam w krzakach jest moroj. Potrzebuje pomocy.-powiedziałam. Dymitr ruszył w tamtą stronę i zaklął po rosyjsku.
-Chłopie ledwo żyjesz.-stwierdził Dymitr.
-Mówiłem już to tej ładnej strażniczce. Możecie mnie zabrać do szpitala? Nie żebym narzekał, ale tak jakby noga mi odpada.
-Dobra chwytaj mnie za szyję, ale niczego sobie nie obiecuj mam żonę.-powiedział Dymitr podnosząc go.-Roza kochanie wyciągnij kluczyki.-poprosił patrząc na mnie. Rzuciłam się do tyłu i wyciągnęłam kluczyki. Dopiero teraz zauważyłam moje ręce. Całe we krwi. Otworzyłam drzwi i skinęłam głową Dymitrowi jednocześnie podchodząc do drzwi pasażera. Borys siedział w foteliku i mocno zaciskał powieki.
-Synku.-powiedziałam spokojnie. Mały spokojnie otworzył oczka i spojrzał na mnie przestraszony.-Już wszystko gra.-zapewniłam.
-Mama aua.-stwierdził patrząc na moją twarz.
-Nie mamusia jest cała i zdrowa. Tatuś też-dodałam.
-Mama aua.-powiedział patrząc na moją twarz.
-Roza masz całą twarz we krwi, mały może cię podejrzewać o to, że jesteś ranna.-stwierdził Dymitr z uśmieszkiem.
-W takim razie pędzimy do domu.-powiedziałam wsiadając do auta.

1 komentarz:

  1. Jak ja uwielbiam twoje rozdziały😍😍 proszę wstawiaj częściej🤨 Czekam na next i życzę weny😘

    OdpowiedzUsuń