Strony

środa, 10 kwietnia 2019

Rozdział 721

Wykończona opadłam na kanapę i przymknęłam oczy. Spróbowałam uspokoić oddech, ale słabo mi to wychodziło. Poczułam ciężar na brzuchu i mimowolnie jęknęłam.
-Mama! Belek!-krzyknął Borys otwierając mi oczy.
-Synku mama nie ma już siły.-powiedziałam przytulając go do siebie.
-Nie tuli! Belek!-krzyknął mi do ucha.
-Borys mama chce trochę tuli.-powiedziałam spoglądając małemu w oczy.
-Nie.-stwierdził schodząc z moich kolan i siadając obok mnie.-Belek.-stwierdził spoglądając na mnie pewnie.
-Daj mamie odpocząć wuja Sylvain cię trochę pogoni.-powiedział Sylvain stając przede mną.
-Ty wiesz w co ty się pakujesz? To jest mały dampir ma więcej energii i nasza dwójka po pięciu kawach.-powiedziałam spoglądając na niego.
-Nie może być aż tak źle.-powiedział uśmiechając się do mnie.
-Wuja belek.-powiedział Borys dotykając łydki Sylvaina i ruszając pędem do kuchni.
-Synku uważaj!-zawołałam.
-Dobla.-powiedział zbiegając do jadalni. Sylvain ruszył za nim, ale już widziałam, że będzie mieć nie lada problem ze złapaniem małego. Ja sama  miałam z tym czasami problem, a co dopiero niewyszkolony moroj. Usiadłam tak żeby ich widzieć akurat w momencie w którym Borys wpadł mi na kolana piszcząc, ponieważ Sylvain się zbliżał. Złapał go i zaczął łaskotać, lecz po chwili zamarł patrząc mi w oczy. Zanim oboje zorientowaliśmy co się dzieje leżał na moich noga.
-Skąd tu się wziął ten stolik?-spytał unosząc się na łokciach.
-Nic ci nie jest?-spytałam z uśmiechem, to było przekomiczne jak się potknął.
-Nie, jasne śmiej się ze mnie śmiało.-mruknął siadając obok mnie. Borys siedział na moich kolanach i rechotał ze śmiechu. Uśmiechnęłam się szerzej i pocałowałam Borysa w policzek na co mały wtulił się w moją szyję.
-Niech żyją ciamajdy.-stwierdziłam.
-Niech żyje ja!-zawołał Sylvain uśmiechając się do Borysa, który dostał czkawki.
-Ma-ma pi-ciu.-jęknął.
-Już cię ratuje syneczku.-powiedziałam wstając z małym na rękach. Weszłam do kuchni i nalałam mu soczku. Borys z chęcią przyjął kubeczek i zaczął łapczywie pić.-Nie pij tak szybko.-poprosiłam.
-Faktycznie ma dużo energii.-stwierdził Sylvain podchodząc do szafki i wyciągając szklankę.
-Co ty nie powiesz.
-Wiesz co? Cały czas nie mogę wyjść z podziwu jaki Borys jest cudowny. Właśnie takiego syna chciałem mieć .-powiedział spuszczając głowę. Złapałam go za ramię.
-Strasznie mi przykro.-powiedziałam patrząc mu w oczy.
-Wiesz, że zawsze mnie to wkurzało? To, że wszyscy którym to mówiłem stwierdzali tylko, że im przykro, ale z tobą jest inaczej. Ty rozumiesz  i wiesz jak bardzo to boli kiedy widzisz dziecko, a wiesz, że sam nigdy nie będziesz go mieć. Twoje ''przykro mi'' nie wkurza mnie i nie powoduje tego, że mam ochotę cię za to udusić. Szacun.-dodał z ponurym uśmiechem.
-Do usług.-powiedziałam i zaśmiałam się pod nosem.-A teraz mam do was obu propozycję. Idziemy na spacer i po bułki.-powiedziałam spoglądając na Borysa.
-Tak! Bulki!-krzyknął wtulając się w moje łydki.
-Lubi bułki.-stwierdził Sylvain.
-Nie. On je kocha.-powiedziałam podnosząc Borysa.-A teraz czas się szykować na spacer. Borys bierzemy wózek czy idziesz na nóżkach?-spytałam.
-Nogi!-krzyknął.
-Ciszej mama nie jest głucha.
-Ucha!-krzyknął z uśmiechem. Pokręciłam głową i ruszyłam na korytarz żeby nas ubrać. Sylvain zaśmiał się i ruszył za mną kręcąc głową.
-Mi też czasem brakuje słów.-powiedziałam śmiejąc się z jego miny. Spojrzał na mnie i udał zszokowanego.
-Niemożliwe.-powiedział. Pokręciłam głową i zajęłam się ubieraniem Borysa.

1 komentarz: