Tak bardzo cię kocham, Roza

Tak bardzo cię kocham, Roza

czwartek, 28 maja 2020

Rozdział 730

Po kilku dniach stwierdziłam, że mam serdecznie dość czekania, aż Lissa zdecyduje się ze mną umówić i postanowiłam po prostu iść do niej do gabinetu i z nią porozmawiać. Zaczynałam coraz bardziej niepokoić się myślą, że to nie jest przypadek i że specjalnie ukryła powód dla którego chce zebrać te pieniądze, jednak z drugiej strony to cały czas jest Lissa, znam ją przecież on najmłodszych lat i wiem, że pieniądze w jej życiu nigdy nie grały jakieś ważnej roli. Racja, że potrzebowałyśmy ich podczas naszej ucieczki, ale były nam potrzebne żeby przetrwać. Spojrzałam na Borysa, który siedział w wózku i rozglądał się po parku. Mały podniósł oczka i spojrzał prosto na mnie.
-Cesc.-powiedział uśmiechając się do mnie szeroko i ukazując najpiękniejszy na świecie uśmiech. Nie mogąc się powstrzymać również się uśmiechnęłam.
-Cześć. Nie widziałeś wcześniej mamy?-spytałam poprawiając mu czapkę. Dzisiejszy dzień był niezwykle mroźny i po mimo rękawiczek miałam wrażenie, że ręce zaraz same mi odpadną i pobiegną do pierwszego ciepłego miejsca jakie tylko spotkają.
-Nie.-powiedział śmiesznie marszcząc nosek. Zaśmiałam się i pokiwałam głową w geście poddania. Zapewne zastanawiacie się co słychać u Dymitra? A kto to wie? Nie rozmawia ze mą od paru dni oprócz chwil gdy jest z nami Borys. Przy małym zawsze zgrywa, że wszystko gra. Irytuje mnie to niezwykle, tym bardziej, że podczas ciąży i długo przed nią gdy tylko zaczęliśmy rozmawiać o dziecku powiedział, że moja kariera ze spokojem będzie mogła się rozwijać, a on sam może trochę przystopować by zająć się naszym przyszłym maleństwem. Jasne! Teraz jak już mamy to nasze kochane maleństwo to całe dnie siedzę z nim ja, a on w tym czasie co? Rozwija się i swoją karierę. Doprowadza mnie to wprost do szału i czuję się oszukana. Żeby było mało kłopotów okłamuję mojego ojca oraz Olenę i całą rodzinę, ponieważ nie chce nikogo martwić tym i liczę, że dość szybko się dogadamy. Nadal roztrząsając wszystko na prawo i lewo weszłam do pałacu i momentalnie poczułam jak otula mnie ciepło.
-Mama ciepo.-powiedział Borys ściągając z wściekłością czapeczkę. Oj tak mały zdecydowanie nienawidzi czapek, szali i rękawiczek. Myśląc o rękawiczkach spojrzałam na rączki synka. Borys za wszelką cenę próbował je z siebie zdjąć.-Mama!-krzyknął płaczliwie. Nachyliłam się i zaczęłam ściągać małemu rękawiczki, gdy nagle poczułam, że ktoś dał mi klapsa! Klapa! Nie mogąc uwierzyć w to co właśnie się stało wyprostowałam się i spojrzałam w ohydną twarz Randalla.
-Jak śmiesz chamie!-krzyknęłam wściekła. Jeszcze tego było mi trzeba w tej chwili. Kochanego teścia...
-Kto wypina tego wina słoneczko.-odrzekł uśmiechając się paskudnie-A tak poza tym myślałem, że akurat dampirzyce lubią takie zabawy.-powiedział zbliżając się do mnie. Był na tyle blisko mnie, że poczułam zapach jego obrzydliwych perfum.
-Odwal się ode mnie.-warknęłam popychając go to tyłu. Wtedy chwycił mnie za ramię i przyciągnął tak, że przed oczami miałam jego pierś.
-Uważaj sobie gówniaro! Nie chcesz chyba żeby mój synek musiał po tobie płakać.-warknął do mojego ucha. Już miałam go kopnąć w jaja, i to z całej siły, gdy nagle poleciał do tyłu.
-Odwal się od mojej żony albo tak ci skopie dupę że jedyne o czym będziesz marzył to szybka śmierć.-Dymitra trzymał ręce Randalla za jego plecami mocno je wykręcając. Pomyślałam, że mógłby tak właściwie połamać mu te ręce. Dymitr otworzył drzwi na dwór i wyrzucił Randalla na żwir przed wejściem. Zamknął mocno drzwi po czym odwrócił się w moją stronę.
-Nic ci nie jest?-spytał podchodząc do mnie sztywno i rozpinając mi kurtkę chwycił rękę którą chwilę temu szarpał Randall, a ja wydałam głośne syknięcie.
-Nie. Tylko chyba nabawię się siniaka.-powiedziałam wyrywając mu rękę.
-Nie chciałem sprawić ci bólu.-powiedział patrząc mi prosto w oczy. Spojrzałam na wózek. Borys siedział tak o krok od płaczu. Ukucnęłam i uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
-Hej, co to za smutna minka? Nic się przecież nie stało.-powiedziałam gładząc synka po policzku.
-Dziadzia be.-powiedział pokazując drzwi.
-Ten pan nie jest twoim dziadkiem.-powiedział Dymitr kucając obok mnie i również uśmiechając się do Borysa. Oboje chcieliśmy go jak najszybciej uspokoić.
-Nie?-spytał zdziwiony Borys.
-Nie, to taki zły pan, ale nie musisz się go bać bo mamusia i tatuś dadzą sobie z nim radę.-zapewnił uśmiechając się szeroko do Borysa. Do mnie od dawna się tak nie uśmiecha, ale przełknęłam to i pocałowałam synka w policzek po czym wstałam.
-Co ty robisz akurat w tej części zamku?-spytałam. W tej części częściej można spotkać moroja niż dampira.
-Szedłem akurat na spotkanie z kilkoma morojami, gdy usłyszałem twój głos i postanowiłem zobaczyć co ty tu robisz.-powiedział uśmiechając się do mnie. On się do mnie uśmiechnął? O matko muszę naprawdę źle wyglądać.-A wy co tu robicie?-spytał spoglądając na Borysa, który widząc że rodzice już się uśmiechają również szeroko się uśmiechnął.
-Idziemy do cioci Lissy.-powiedziałam. Wiedziałam, że zrozumie po co tu jesteśmy, a wolałam nie wykrzykiwać na cały pałac po co naprawdę tu jesteśmy.
-W takim razie życzę miłego odwiedzania cioci Lissy, a ja znikam na spotkanie bo zaraz się na nie spóźnię.-powiedział całując mnie w usta. Co się dzisiaj dzieje? Ostatnio dostawałam tylko buziaki w policzek i to tylko przy małym, a teraz prawdziwy pocałunek. Zszokowana pogłębiłam go nie wiedząc o co mu chodzi. Chyba nie myśli, że tymi cudownymi pocałunkami mnie udobrucha.
-Fuuuu.-jęknął Borys zasłaniając oczka. Dymitr odsunął się ode mnie i zaśmiał cicho.
-Do później.-powiedział całując Borysa w czoło i odchodząc. Stałam jak osłupiała i nie wiedziałam co właściwie mam ze sobą zrobić. Nie spodziewałam się tego co właśnie się stało.
-Mama!-krzyknął Borys wyrywając mnie ze stanu odrętwienie. Spojrzałam na synka. Patrzył na mnie błagalnie.
-Z wózka wysiądziesz dopiero u cioci Lissy.-powiedziałam patrząc małemu w oczy. Mały westchnął rozdrażniony. Chwyciłam rączkę wózka i ruszyłam do windy. Wreszcie drzwi się otworzyły, a ja weszłam patrząc na osobę w środku.
-Witaj Rose.
-Michaił! Ale dawno cię nie widziałam.-powiedziałam stając obok przyjaciela.
-Och ostatnio mamy straszne urwanie głowy zarówno w pracy jak i w domu.-westchnął ciężko po czym spojrzał na Borysa.-Cześć Borys.
-Cesc!-zawołał mały kiwając mu wesoło.
-Och przecież trójka małych dzieci nie może powodować w domu chaosu.-powiedziałam sarkastycznie.
-Nie no oczywiście, że nie!-zawołał Michaił śmiejąc się.-Sophia ostatnio weszła na taczkę, pełną nawozu do kwiatów i trochę wzięła do buzi.-powiedział załamany.
-Fuj. Ale przynajmniej dziecko macie nawiezione.-powiedziałam śmiejąc się.
-Och zdecydowanie. Sonia teraz boi się nawozić kwiaty.
-Nie dziwię się twojej żonie.-powiedziałam nadal się śmiejąc.
-Tak. A wy co tu robicie?-spytał.
-Jedziemy do Lissy na małą kawkę.
-Och Lissa jest ostatnio strasznie zarobiona, ale dla was na pewno znajdzie czas.-zapewnił. W tej właśnie chwili otworzyły się drzwi windy na pietrze na którym urzęduje Lissa.
-Do zobaczenia. Musimy się koniecznie umówić na jakieś spotkanie.
-Jasne! Zgadajcie się z Sonią.-poprosił.-I do zobaczenia.
Wyszłam z windy i ruszyłam prosto do pokoju, który Lissa używała jako swój gabinet. Zapukałam do drzwi, a gdy te się otworzyły zamarłam zszokowana.

1 komentarz:

  1. W ciągu dwóch tygodni przeczytałam wszystkie rozdziały. Czekam na następne bo opowiadanie bardzo "wciąga ".
    Zastanawiam się co dzieje się z Dymitrem bo jego obecne zachowanie zupełnie mi do niego nie pasuje.
    Podejrzany wydaje mi się również ten cały Selwain ( czy jakoś tak). Kto normalny sprowadza do domu zupełnie obcego człowieka. Siedzi Rose i Dimce na głowie już niewiadomo ile czasu (to trochę dziwne). Czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń