Po kilku dniach stwierdziłam, że mam serdecznie dość czekania, aż Lissa zdecyduje się ze mną umówić i postanowiłam po prostu iść do niej do gabinetu i z nią porozmawiać. Zaczynałam coraz bardziej niepokoić się myślą, że to nie jest przypadek i że specjalnie ukryła powód dla którego chce zebrać te pieniądze, jednak z drugiej strony to cały czas jest Lissa, znam ją przecież on najmłodszych lat i wiem, że pieniądze w jej życiu nigdy nie grały jakieś ważnej roli. Racja, że potrzebowałyśmy ich podczas naszej ucieczki, ale były nam potrzebne żeby przetrwać. Spojrzałam na Borysa, który siedział w wózku i rozglądał się po parku. Mały podniósł oczka i spojrzał prosto na mnie.
-Cesc.-powiedział uśmiechając się do mnie szeroko i ukazując najpiękniejszy na świecie uśmiech. Nie mogąc się powstrzymać również się uśmiechnęłam.
-Cześć. Nie widziałeś wcześniej mamy?-spytałam poprawiając mu czapkę. Dzisiejszy dzień był niezwykle mroźny i po mimo rękawiczek miałam wrażenie, że ręce zaraz same mi odpadną i pobiegną do pierwszego ciepłego miejsca jakie tylko spotkają.
-Nie.-powiedział śmiesznie marszcząc nosek. Zaśmiałam się i pokiwałam głową w geście poddania. Zapewne zastanawiacie się co słychać u Dymitra? A kto to wie? Nie rozmawia ze mą od paru dni oprócz chwil gdy jest z nami Borys. Przy małym zawsze zgrywa, że wszystko gra. Irytuje mnie to niezwykle, tym bardziej, że podczas ciąży i długo przed nią gdy tylko zaczęliśmy rozmawiać o dziecku powiedział, że moja kariera ze spokojem będzie mogła się rozwijać, a on sam może trochę przystopować by zająć się naszym przyszłym maleństwem. Jasne! Teraz jak już mamy to nasze kochane maleństwo to całe dnie siedzę z nim ja, a on w tym czasie co? Rozwija się i swoją karierę. Doprowadza mnie to wprost do szału i czuję się oszukana. Żeby było mało kłopotów okłamuję mojego ojca oraz Olenę i całą rodzinę, ponieważ nie chce nikogo martwić tym i liczę, że dość szybko się dogadamy. Nadal roztrząsając wszystko na prawo i lewo weszłam do pałacu i momentalnie poczułam jak otula mnie ciepło.
-Mama ciepo.-powiedział Borys ściągając z wściekłością czapeczkę. Oj tak mały zdecydowanie nienawidzi czapek, szali i rękawiczek. Myśląc o rękawiczkach spojrzałam na rączki synka. Borys za wszelką cenę próbował je z siebie zdjąć.-Mama!-krzyknął płaczliwie. Nachyliłam się i zaczęłam ściągać małemu rękawiczki, gdy nagle poczułam, że ktoś dał mi klapsa! Klapa! Nie mogąc uwierzyć w to co właśnie się stało wyprostowałam się i spojrzałam w ohydną twarz Randalla.
-Jak śmiesz chamie!-krzyknęłam wściekła. Jeszcze tego było mi trzeba w tej chwili. Kochanego teścia...
-Kto wypina tego wina słoneczko.-odrzekł uśmiechając się paskudnie-A tak poza tym myślałem, że akurat dampirzyce lubią takie zabawy.-powiedział zbliżając się do mnie. Był na tyle blisko mnie, że poczułam zapach jego obrzydliwych perfum.
-Odwal się ode mnie.-warknęłam popychając go to tyłu. Wtedy chwycił mnie za ramię i przyciągnął tak, że przed oczami miałam jego pierś.
-Uważaj sobie gówniaro! Nie chcesz chyba żeby mój synek musiał po tobie płakać.-warknął do mojego ucha. Już miałam go kopnąć w jaja, i to z całej siły, gdy nagle poleciał do tyłu.
-Odwal się od mojej żony albo tak ci skopie dupę że jedyne o czym będziesz marzył to szybka śmierć.-Dymitra trzymał ręce Randalla za jego plecami mocno je wykręcając. Pomyślałam, że mógłby tak właściwie połamać mu te ręce. Dymitr otworzył drzwi na dwór i wyrzucił Randalla na żwir przed wejściem. Zamknął mocno drzwi po czym odwrócił się w moją stronę.
-Nic ci nie jest?-spytał podchodząc do mnie sztywno i rozpinając mi kurtkę chwycił rękę którą chwilę temu szarpał Randall, a ja wydałam głośne syknięcie.
-Nie. Tylko chyba nabawię się siniaka.-powiedziałam wyrywając mu rękę.
-Nie chciałem sprawić ci bólu.-powiedział patrząc mi prosto w oczy. Spojrzałam na wózek. Borys siedział tak o krok od płaczu. Ukucnęłam i uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
-Hej, co to za smutna minka? Nic się przecież nie stało.-powiedziałam gładząc synka po policzku.
-Dziadzia be.-powiedział pokazując drzwi.
-Ten pan nie jest twoim dziadkiem.-powiedział Dymitr kucając obok mnie i również uśmiechając się do Borysa. Oboje chcieliśmy go jak najszybciej uspokoić.
-Nie?-spytał zdziwiony Borys.
-Nie, to taki zły pan, ale nie musisz się go bać bo mamusia i tatuś dadzą sobie z nim radę.-zapewnił uśmiechając się szeroko do Borysa. Do mnie od dawna się tak nie uśmiecha, ale przełknęłam to i pocałowałam synka w policzek po czym wstałam.
-Co ty robisz akurat w tej części zamku?-spytałam. W tej części częściej można spotkać moroja niż dampira.
-Szedłem akurat na spotkanie z kilkoma morojami, gdy usłyszałem twój głos i postanowiłem zobaczyć co ty tu robisz.-powiedział uśmiechając się do mnie. On się do mnie uśmiechnął? O matko muszę naprawdę źle wyglądać.-A wy co tu robicie?-spytał spoglądając na Borysa, który widząc że rodzice już się uśmiechają również szeroko się uśmiechnął.
-Idziemy do cioci Lissy.-powiedziałam. Wiedziałam, że zrozumie po co tu jesteśmy, a wolałam nie wykrzykiwać na cały pałac po co naprawdę tu jesteśmy.
-W takim razie życzę miłego odwiedzania cioci Lissy, a ja znikam na spotkanie bo zaraz się na nie spóźnię.-powiedział całując mnie w usta. Co się dzisiaj dzieje? Ostatnio dostawałam tylko buziaki w policzek i to tylko przy małym, a teraz prawdziwy pocałunek. Zszokowana pogłębiłam go nie wiedząc o co mu chodzi. Chyba nie myśli, że tymi cudownymi pocałunkami mnie udobrucha.
-Fuuuu.-jęknął Borys zasłaniając oczka. Dymitr odsunął się ode mnie i zaśmiał cicho.
-Do później.-powiedział całując Borysa w czoło i odchodząc. Stałam jak osłupiała i nie wiedziałam co właściwie mam ze sobą zrobić. Nie spodziewałam się tego co właśnie się stało.
-Mama!-krzyknął Borys wyrywając mnie ze stanu odrętwienie. Spojrzałam na synka. Patrzył na mnie błagalnie.
-Z wózka wysiądziesz dopiero u cioci Lissy.-powiedziałam patrząc małemu w oczy. Mały westchnął rozdrażniony. Chwyciłam rączkę wózka i ruszyłam do windy. Wreszcie drzwi się otworzyły, a ja weszłam patrząc na osobę w środku.
-Witaj Rose.
-Michaił! Ale dawno cię nie widziałam.-powiedziałam stając obok przyjaciela.
-Och ostatnio mamy straszne urwanie głowy zarówno w pracy jak i w domu.-westchnął ciężko po czym spojrzał na Borysa.-Cześć Borys.
-Cesc!-zawołał mały kiwając mu wesoło.
-Och przecież trójka małych dzieci nie może powodować w domu chaosu.-powiedziałam sarkastycznie.
-Nie no oczywiście, że nie!-zawołał Michaił śmiejąc się.-Sophia ostatnio weszła na taczkę, pełną nawozu do kwiatów i trochę wzięła do buzi.-powiedział załamany.
-Fuj. Ale przynajmniej dziecko macie nawiezione.-powiedziałam śmiejąc się.
-Och zdecydowanie. Sonia teraz boi się nawozić kwiaty.
-Nie dziwię się twojej żonie.-powiedziałam nadal się śmiejąc.
-Tak. A wy co tu robicie?-spytał.
-Jedziemy do Lissy na małą kawkę.
-Och Lissa jest ostatnio strasznie zarobiona, ale dla was na pewno znajdzie czas.-zapewnił. W tej właśnie chwili otworzyły się drzwi windy na pietrze na którym urzęduje Lissa.
-Do zobaczenia. Musimy się koniecznie umówić na jakieś spotkanie.
-Jasne! Zgadajcie się z Sonią.-poprosił.-I do zobaczenia.
Wyszłam z windy i ruszyłam prosto do pokoju, który Lissa używała jako swój gabinet. Zapukałam do drzwi, a gdy te się otworzyły zamarłam zszokowana.
W ciągu dwóch tygodni przeczytałam wszystkie rozdziały. Czekam na następne bo opowiadanie bardzo "wciąga ".
OdpowiedzUsuńZastanawiam się co dzieje się z Dymitrem bo jego obecne zachowanie zupełnie mi do niego nie pasuje.
Podejrzany wydaje mi się również ten cały Selwain ( czy jakoś tak). Kto normalny sprowadza do domu zupełnie obcego człowieka. Siedzi Rose i Dimce na głowie już niewiadomo ile czasu (to trochę dziwne). Czekam na następny rozdział