Strony

czwartek, 18 czerwca 2020

Rozdział 731

Stałam wpatrzona w ogromną klatkę piersiową, ogromnego faceta. Serio w żadnym wypadku nie żartuje. Facet przede mną ma ponad dwa metry. Spojrzałam do góry i odkryłam, że patrzy na mnie wściekły. Wyprostowałam się, cofnęłam o krok, zrobiłam to tylko po to żeby nie musieć patrzeć na niego z dołu i spojrzałam mu w oczy. Musiałam udawać, ze wcale nie jestem od niego niższa. Ba! Musiałam udawać, że jestem od niego wyższa. Nie dam mu szansy na to żeby myślał, że nic nie znaczę.
-Czego?-warknął rozdrażniony patrząc to na mnie to na wózek. Sama spojrzałam do wózka. Borys siedział patrząc na mnie i próbując rozszyfrować moją minę, która musiała być dość nieźle zdziwiona. Ten typek na bank nie jest strażnikiem. Widać to chociażby po tym, że ma na sobie czarną bluzkę, a nie mundur strażnika.
-Przychodzę do królowej. Możesz mnie zapowiedzieć?-spytałam milutko i uśmiechnęłam się  uśmiechem, który zawsze zwala facetów z nóg. Ja nazywam ten uśmiech "DAJ SIĘ OCZAROWAĆ"
-Królowa jest zajęta i nie przyjmuje byle kogo.-powiedział i spróbował wypchnąć mnie za drzwi. O nie kochanieńki, tak się nie będę bawić.
-Słuchaj osiłku, rusz dupę i powiedz królowej Lissie, że przyszła Rose.-powiedziałam wściekła.
-Królowa jest zajęta, a ty jesteś byle gówniarą....
-Nie jestem byle gówniarą tempa pało. Jestem królewską strażniczką Rose Hathaway-Bielikow. Rusz dupę do królowej.-nakazałam. Najchętniej to pokazałabym mu środkowy palec i dostała się do środka. Jednak nie zapominajmy, że mam wózek, a w wózku dziecko. Zrobię to jak dorosła odpowiedzialna matka.
-Nie obchodzi mnie kim jesteś.
-Mnie też nie obchodzi kim jesteś, a teraz raz raz do królowej albo przestanę być miła.-powiedziałam wściekła. Zaraz go pobije i będę miała kłopoty i Dymitr też, ale nim będę się przejmować później.
-Rose?-koło mnie wyrósł Christian.
-Hej, co ty tu robisz?-spytałam uśmiechając się szeroko.
-Idę do żony, a ty co tu robisz?-spytał zaniepokojony.
-Ja? Próbuję wyjaśnić temu  oto osiłkowi, że również chcę się zobaczyć z Lissą.-powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-Liss jest trochę zajęta...
-Domyśliłam się. Nie odpisała mi na żadnego SMS-a.
-Chodź.-powiedział chwytając mnie za ramię i odciągając od drzwi do gabinetu Lissy. W ostatniej chwili zdążyłam chwycić rączkę wózka. Po chwili Christian otworzył drzwi prowadzące do jakiejś innej sali z dala od gabinetu Lissy.
-Co się tutaj do cholery dzieje?!-wykrzyknęłam wchodząc do środka.
-Cholela.-powiedział Borys śmiejąc się z moich słów.
-Nie powtarzaj! To bardzo brzydkie słowo.-powiedziałam wyciągając go z wózka i ściągając mu kurkę. Borys chwycił Ba i ruszył do okna.
-Jaka dobra mamusia.-Christian zaśmiał się i spojrzał na mnie.
-Co się dzieje?-spytałam.
-Nic.-skłamał. No jasne.
-Co się dzieje Christian? Powiedz mi albo zaraz staranuje tego osiłka i sama wszystko z Lissy wyciągnę.
-Lissy w to nie mieszaj.-nakazał. Zdziwiona jego tonem spojrzałam mu prosto w oczy.
-O co chodzi? Po co wam te pieniądze z tej całej cholernej aukcji i czemu Lissa ma jakiegoś ochroniarza zamiast strażników!
-Wszystko się pieprzy Rose.-powiedział Christian patrząc na mnie z przerażeniem.
-Co się pieprzy?-spytałam zaniepokojona.
-Badania nad szczepionką się pieprzą. Lissa nie ma skąd brać na nie kasy, dlatego też wymyśliłem aukcje.
-Co jest nie tak z tymi badaniami?-spytałam. Jeśli Dymitr może zaszkodzić Borysowi....nie nie, teraz muszę się skupić na wypytaniu Christiana o wszystko.
-Sonia z Lissą i Adrianem postanowili zacząć szczepić wszystkie dampiry. No wiesz profilaktycznie...ale to nie wyszło...coś zmutowało w tych ich próbkach i kilku strażników przemieniło się w strzygi. Na nasze nieszczęście byli to strażnicy królewscy. Rose, Lissa jest przerażona. Nie wie co robić...
-Niech zrobią od nowa tą szczepionkę!-nakazałam.
-Łatwo powiedzieć. One nie mają z czego jej zrobić.-powiedział siadając na parapecie obok Borysa. Mały spojrzał na Christiana i uśmiechnął się szeroko, Christian odwzajemnił jego uśmiech po czym spojrzał na mnie poważnie.
-Czego brakuje?-spytałam.
-Krwi dampira, który był strzygą.-powiedział. No oczywiście, że moja rodzina musi być w to wplątana.
-Ile?-spytałam.
-Zdecydowanie za dużo żeby brać ją od Dymitra.-powiedział spuszczając głowę.
-No dobrze, czyli brakuje wam krwi, ale po co te pieniądze?-spytałam nic nie rozumiejąc.
-Jeśli Lissa weźmie je ze skarbca Rada zacznie zadawać pytania, a jeśli to będzie darowizna....Lissa kupiła parę nowych sprzętów do treningów dla morojów, nie zorientują się, że pieniądze z aukcji poszły na zupełnie inny cel.-powiedział patrząc na mnie.
-Dlaczego o niczym mi nie powiedzieliście?-spytałam siadając obok niego.
-Rose, masz małe dziecko....skup się na nim.-powiedział spoglądając na Borysa, który z ogromnym skupieniem patrzył na to co dzieje się na dworze.
-Cudownie, kolejna osoba, która każe mi się zajmować dzieckiem. Nie jestem kurą domową! Chce wrócić do pracy, a wy wszyscy oczekujecie, że będę super żonką i mamuśką.-powiedziałam wściekła.
-Rose to jest teraz najbezpieczniejsze.
-Ale nie dla mnie! Tracę rozum od siedzenia w domu.-powiedziałam biorąc Borysa na ręce chwyciłam rączkę wózka i ruszyłam do wyjścia. Wychodząc wpadłam na kogoś z ogromnym impetem lądując na tyłku uważając żeby nie upuścić Borysa i spojrzałam na osobę na którą wpadłam zamierając z przerażenia.

1 komentarz: