Obudziły mnie słodkie pocałunki składane na moim obojczyku.Otworzyłam jedno oko by przekonać się co Dymitr robił,niestety widziałam tylko czubek jego głowy.Stwierdziłam,że czas się wydać.
-Towarzyszu wiesz to jest przyjemne ale,co ty robisz?-spytałam patrząc jak podnosi głowę,spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczami które tak bardzo kocham.
-Wiesz chciałem cię obudzić ale w inny sposób niż zawsze-powiedział całując mnie w szyję,cały czas piął się coraz wyżej aż doszedł do moich ust.Zatopiłam się w tym namiętnym pocałunku nie mogąc się do niego oderwać.On pierwszy się odsunął.
-Co to ma znaczyć Towarzyszu?-spytałam niezadowolona,że się odsunął
-Myślałem,że masz ochotę na śniadanie,ale widzę,że nie więc pojedziesz na akcję głodna-powiedział podnosząc się z pozycji leżącej ale chwyciłam go za ramie przyciągając go mocno do siebie.
-Fakt jestem głodna,ale chcę się tobą nacieszyć ostatnio mnie zaniedbałeś.-poskarżyłam się
-Ja cię zaniedbałem?-spytał z niedowierzaniem
-Tak ty,a kto ostatnio ciągle wychodził lub go w domu nie było?-a masz teraz się tłumacz
-Doskonale wiesz,że to nie zależało mi na tym by cię zaniedbać.Skoro jednak tak się czujesz to przepraszam obiecuję,że po powrocie będę się tylko tobą zajmował.
-Kłamiesz.-powiedziałam pewnie
-Oczywiście,że nie.-powiedział patrząc na mnie pewnie
-Jak wrócimy to zostanie nam tylko kilka dni wolnego,potem wracamy do służby,zapomniałeś?-spytałam
-Faktycznie,wobec zaistniałej sytuacji te kilka dni będziesz najbardziej rozpieszczoną kobietą na Dworze.-powiedział to tak pewnie,że byłam gotowa uwierzyć
-Zgoda,możesz mnie rozpieszczać przez te kilka dni.Ale teraz idź zrobić śniadanie a ja pójdę się ubrać i dopakuję ostatnie rzeczy do walizki.-powiedziałam wstając równo z nim.Dymitr poszedł na dół do kuchni a ja udałam się do garderoby by dopakować kilka najważniejszych rzeczy.Gdy byłam już spakowana i ubrana zeszłam na dół.Dymitr jak zwykle przeszedł sam siebie.Zrobił naleśniki ale to nie było kilka małych naleśniczków to był cały stos naleśników przy stosie stał dżem,serek waniliowy,nutella i świeże owoce,widok był na prawdę piękny.Zasiadłam do stołu,a mój brzuch domagał się porcji naleśników z wszystkim po kolei.Po śniadaniu udaliśmy się na lądowisko które znajdowało się na Dworze,gdy doszliśmy do samolotów zobaczyłam kilku znajomych strażników ale ja szukałam tylko dwóch znajomych twarzy.Po jakiś pięciu minutach do nas dołączyli Mason i Eddy.Cieszyłam się,że oni też z nami jadą,Eddy był gotowy do akcji jak na strażnika przystało,Mason był raczej gotowy a bardziej zdeterminowany.
-Cieszę się,że was widzę od pięciu minut was szukam-powiedziałam witając się z każdym osobno
-Mówi prawdę już chciała przesłuchiwać innych strażników-Dymitr miał dzisiaj wspaniały humor i zdobył się na docinki skierowane w moją osobę
-Już jesteśmy nie opuścilibyśmy takiej okazji na skopanie tyłków kilu strzygą-Eddy też zaczął żartować.Cieszyłam się,że wrócił dawny Eddy którego lubiłam najbardziej na świecie.Nie rozmawialiśmy dłużej ponieważ zaczęliśmy wchodzić do samolotów.Samoloty były małe mieściło się w każdym po dziesięć osób.Weszłam z Dymitrem,Eddym i Masonem do pierwszego ponieważ to Dymitr był dowódcą naszego oddziału .Dymitr wytłumaczył wszystkim a czym polega nasze zadanie,objaśnił szczegółowo plan i usiadł obok mnie
-To co odwiedzimy stare śmieci-zaczęłam kiedy chwycił moją rękę.
-Nie cieszysz się?-spytał zadziornie
-Cieszę się,już nie mogę się doczekać kiedy będziemy na miejscu.
-Czyli za trzy godziny-powiedział i pocałował mnie w czoło.Resztę lotu przegadaliśmy wspominając naszą ucieczkę.Samoloty wylądowały na dużym lotnisku godzinę drogi od siedziby Stróżów.Na parkingu czekały już duże SUV-y wsiedliśmy do samochodów i ruszyliśmy.Mijaliśmy miejsca w których byłam z Dymitrem i zaczęłam wspominać jak fajnie było z nim i Sydney podróżować,po mimo tego,że mieliśmy na karku całą hordę strażników.Ciekawe co słychać u Sydney przez to,że mi pomogła miała ponoć spore problemy ze swoimi zwierzchnikami ale nikt nie chciał mi powiedzieć co się z nią dzieje.Właśnie mijaliśmy lodziarnię i bibliotekę w Rubysville,od razu na myśl mi przyszło jak świetnie się tu bawiłam z Dymitrem przeglądając atlas.Dojechaliśmy do siedziby Stróżów wcześniej niż zamierzaliśmy,na powitanie wyszedł nam Raymond.Nie zmienił się od naszej ostatniej wizyty.Na powitanie nas zeszła się cała wioska wszyscy patrzyli na nas z podziwem a ja poczułam się nieswojo na myśl kiedy ci ludzie kąpali się po raz ostatni.Zaproponowali nam coś do jedzenia ale zgodnie odmówiliśmy ponieważ wszyscy jedli na lotnisku.Zaczęliśmy się szykować do ataku obmówiliśmy jeszcze raz wszystkie punkty i czekaliśmy na zmrok który miał nastąpić za godzinę,stwierdziłam,że to dobry moment by porozmawiać z Eddym
-Hej-powiedziałam podchodząc do niego-Co u ciebie?
-Hej wszystko dobrze?- spytał spoglądając na mnie
-Mogę zadać ci jedno pytanie?
-Jasne pytaj śmiało przecież jesteśmy przyjaciółmi.
-Kiedy chciałeś mi powiedzieć,że spotykasz się z Jill?-wypaliłam prosto z mostu
-Ciii...nikt nie może usłyszeć skąd wiesz?-spytał momentalnie się spiął
-Widziałam was w parku,ale to było naprawdę przez przypadek.-zaczęłam się bronić
-Spotykamy się od tygodnia ale nikt o tym nie może wiedzieć rozumiesz Rose?-Eddy już dawno nie był tak poważny
-Dlaczego?
-Ponieważ ja na nią nie zasługuję,ale ona była na tyle dobra,że mnie pokochała-powiedział patrząc mi w oczy wiedział,że zrozumiem w jak trudnej sytuacji się znalazł
-Zgoda nie wygadam się na razie-powiedziałam
-Dzięki jesteś wielka -powiedział przytulając mnie
-Czas ruszać!!!-usłyszeliśmy głos Dymitra i ruszyliśmy w las.Ja,Dymitr,Mason i Eddy szliśmy w odległości kilku metrów rozglądając się uważnie.Przez dwie godziny nic nie działo było nawet spokojnie,aż nagle za drzew wyłoniły się strzygi nie potrafiłam ich zliczyć ile ich jest.Wiedziałam,że jest ich zbyt dużo jak na nas czterech zaczęłam wzywać posiłki.Lecz strzygi zaczęły atakować jak zwykle wciągnęłam się w wir walki i nawet nie zauważyłam kiedy doszyły posiłki.Nie wiedziałam co robię wbijałam kołek w serce strzygi wyciągałam go i walczyłam z kolejną nie wiem jak długo trwała walka wiem tylko,że długo kiedy już skończyliśmy i adrenalina zaczęła zanikać w moim organizmie zobaczyłam jak wyglądało pole bitwy.Wszędzie było pełno ciał strzyg ale widziałam kilku naszych którzy leżeli wpatrzeni w niebo z niedowierzaniem.Dymitr przyglądał mi się jakby chciał ocenić czy z tego wyszłam uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie w czoło.Był lekko podrapany i posiniaczony ale żył dla mnie tylko to się liczyło.Zaczęliśmy się wycofywać.Ja,Dymitr,Mason i Eddy szliśmy na samym końcu,jakieś dziesięć minut przed wioską gdy w lesie została tylko nasza czwórka napady nas cztery strzygi z czego dwie były stare a co za tym idzie potężne.Chłopaki zajęli się tymi silniejszymi a ja uporałam się z jedną z słabszych i teraz skupiłam się na drugiej była dość wysoka,dobrze zbudowana,musiała być dampirem przed przemianą,miała krótkie czarne włosy.Była dobra bardzo dobra .Właśnie zadawałam jej cios sztyletem gdy ta wredna jędza kopnęła mnie w brzuch i popchnęła na drzewo uderzyła mocno głową i upadłam chciałam wstać ale wtedy poczułam ostry ból w brzuchu a przed czami zatańczyły mi czarne plamy.Zanim straciłam przytomność usłyszałam piękny,aksamitny głos
-Roza nie...-a potem pochłonęła mnie ciemność.
Proszę nie rób jej nic złego. Rose musi żyć!. Ola proszę cię wstaw jeszcze dzisiaj next.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny jak zawsze.
Pozdrawiam i życzę dużo weny.
Hej, co robisz?! Dymirt ratuj ją! Ratuj swoją Rozę. Popieram Klaudię.. Dawaj kolejny. :-*
OdpowiedzUsuńO matko, oby Rose jakoś z tego wyszła. Biedny Dymitr. Już nie mogę się doczekać nexta. Świetny rozdział, życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńŁo matko ! Nie kończ w takim momencie ! :O Mam nadzieję, że Rose nic nie jest ! Super rozdział ! ;) Czekam na next ! :)
OdpowiedzUsuń~Zmey~
Bielikow do boju!!! No już rusz ten swój (i tu do głowy przychodzi mi kilka określeń...) tyłek i ratuj sens swojego życia!
OdpowiedzUsuńOla.... Jak coś zdobisz Rose... Nie ręczę za siebie!
Strzeż się... I dawaj kolejny rozdział!
Nie rób jej nic, proszę.
OdpowiedzUsuń