Po pożegnaniu się ze wszystkimi wsiadłam do samochodu i ruszyłam.Spojrzałam jeszcze w w lusterko i zobaczyłam coś czego nigdy nie chciałam zobaczyć.Dymitr stał wraz z moim ojcem i matką i uśmiechał się smutno.Odpaliłam silnik i ruszyłam.Po pół godzinnej jeździe dojechałam na przedmieścia Spokean.Gwałtownie zjechałam na pobocze.Nic się nie zmienił od ostatniego razu tak samo mnie przeraził jak w dniu w którym zostałam z niego wyciągnięta.Dom.Dom w którym przetrzymywały nas strzygi i w którym zginął Mason.Zauważyłam jakiś samochód na podjeździe.Patrzyłam chwilę na ten aż ktoś z niego wyszedł była to mała dziewczyna.Mogła mieć pięć może sześć lat.Miała śliczne blond loki i wielkie niebieskie oczy które zobaczyłam nawet z tej odległości.Za nią z domu wyszła kobieta zapewne matka tej dziewczynki.Miała takie same loki jak mała.Matka skierowała się w moim kierunku a ja otworzyłam okno.
-Czy pani do nas?-spytała matka dziewczynki a mała spojrzała na mnie tymi ślicznymi błękitnymi oczami-Niestety ale zaraz wyjeżdżamy.
-Nie....Ja....Tylko...-zaczęłam dukać-Yyyyy...Przepraszam chciałam...znaczy myślałam....kiedyś mieszkali tu moi dobrzy znajomi.-oznajmiłam i powstrzymałam się od przewrócenia oczami.
-Kupiłam ten dom kilka miesięcy temu.Ale z tego co wiem w tym domu nie mieszkał nikt od dobrych kilku lat.-oznajmiła kobieta przyglądając mi się czujnie.
-Przepraszam nie chciałam pani zabierać czasu.Przyjechałam z nadzieją,że nadal tu mieszkają.Od kilku lat nie miałam z nimi kontaktu.Dziękuje.-powiedziałam odpalając silnik.
-Przykro mi.Do widzenia.-powiedziała kobieta odchodząc w stronę samochodu na podjeździe.
-Do widzenia.-powiedziałam i ruszyłam do centrum Spokean.Nic nie zmieniło się tu od mojej ostatniej wizyty tutaj.Zaparkowałam po centrum handlowym ponieważ stąd nie było tak daleko do miejsca które wyznaczył Robert.Miałam jeszcze trzy godziny więc przeszłam się po mieście i zajrzałam do centrum handlowego tak jak ustaliłam z strażnikami.Miałam wiedzieć gdzie w razie co będę mogła uciec.Po dwóch godzinach byłam pewna,że mam aż trzy drogi ucieczki w razie gdyby.Strasznie nie lubię takich ponurych prognoz ale one też muszą być przygotowane.Specjalnie zaczęłam krążyć blisko ustalonego miejsca i wchodziłam w ciemne uliczki.Na dworze było już ciemno.Usłyszałam nagle telefon.
-Tak słucham?-spytałam odbierając telefon.
-Roza kiedy wrócisz do domu?-Dymitr musiał grać.Wszystko było zaplanowane nie wiedzieliśmy czy ktoś mnie śledzi więc zachowaliśmy pozory.
-Towarzyszu nie wiem ale na pewno nie dziś jest już za późno na powrót.Może jutro.-powiedziałam i specjalnie wycisnęłam łzę by wyglądało to wiarygodnie dla szpiegów Roberta.
-Roza obiecaj,że będziesz ostrożna.
-Oczywiście widzimy się jutro tak jak ustaliliśmy.Do zobaczenia na Dworze.-powiedziałam i mimowolnie się rozpłakałam,byłam zmęczona tym ciągłym strachem chciałam jak najszybciej to zakończyć.
-Roza płaczesz?-słyszałam,że naprawdę się wystraszył.
-Nie wydaje ci się.Wiesz muszę już kończyć.Kocham cię Towarzyszu.Pa.
-Też cię kocham Roza.Do zobaczenia.-wiem,że Dymitr się o mnie martwił ale musiałam sama stawić czoło zagrożeniu.Zauważyłam za sobą jakiś cień który szybko zniknął gdy mnie zauważył.Szłam dalej.Znów ten cień udałam,że go nie widzę i cały czas szłam do przodu.Nagle usłyszałam jakiś szelest za moimi plecami szybko się odwróciłam.To co widziałam w snach nie opisywało tego co widzę teraz.Robert stał oparty na lasce.Jego twarz była chorobliwie blada,pod oczami widniały ogromne fioletowo-zielone sińce.
-Miło cię widzieć Rosemarie.-powiedział uśmiechając się.Z tym uśmiechem wyglądał na jeszcze bardziej chorego.
-Kłamałabym mówiąc że mi miło jest widzieć Robercie.Źle wyglądasz.-powiedziałam patrząc na niego.
-Widzę,że nie wiesz ale Zespół Sandowskiego jest dziedziczny.Jak mój ukochany brat również jestem na to chory.-powiedział,a na dowód tego zakaszlał.W tej chwili wyglądał niemal tak samo jak Wiktor.
-Więc umrzesz równie szybko jak Wiktor.-powiedziałam uśmiechając się złośliwie.Robert jak na osobę chorą bardzo szybko znalazł się przy mnie poczułam jak coś szarpie mnie z tyłu za rękę.Okazało się,że to strzygi.Robert teraz podszedł do mnie i ścisnął mnie za policzki.
-Dzięki tobie Rose nie stanie się to tak szybko.-powiedział głaszcząc mnie po policzku.
-Co to ma znaczyć,że "dzięki mnie"?-spytałam zszokowana.
-Cóż jesteś młoda,piękna,zdrowa aż grzech nie skorzystać.
-Chcesz ze mnie wyssać życie?-spytałam podnosząc głos.
-Od razu nie wszystko.Ale teraz będziesz wszędzie ze mną jeździć jako moja żona.-powiedział z szaleńczym błyskiem w oku.
-Czy to mają być zaręczyny?-nie wiem jak znalazłam się na sarkazm.
-Nie musisz ich przyjmować ja po prostu cię do tego zmuszę.Więc jak będzie Rose zrobisz to po dobroci czy jednak mam cię zmusić?-spytał patrząc na mnie a ja myślałam,że użyje na mnie wpływu.
-Wal się.-warknęłam.
-Sama chciałaś.-powiedział a jedna ze strzyg które nagle się pojawiły przytrzymała mi głowę.Robert zbliżył się jeszcze bardziej do mnie i mnie pocałował.Ale to nie był pocałunek którym obdarzył by mnie mój ukochany.Ten pocałunek był mocny i gwałtowny.Na początku nic się nie działo ale po chwili poczułam jak siły mnie opuszczają.Myślałam,że zemdleje aż w końcu się odsunął dychał ciężko.-Rose nie myślałem,że tak świetnie całujesz.-powiedział złowieszczo się uśmiechając.Przynajmniej tak mi się zdawało słaniałam się na nogach.-Ktoś ma na nią ochotę?-spytał zapewne strzyg.W odpowiedzi usłyszałam szyderczy śmiech.Nastała cisza a ja nie miałam siły otworzyć oczu.Nagle usłyszałam strzał.Myślałam,że ktoś strzela do mnie ale nic mnie nie bolało.Słyszałam zbliżające się kroki ale nie miałam siły otworzyć oczu.Gdy w końcu mi się udało,okazało się że leżę na ziemi widziałam jak moja matka zabija strzygi jedną po drugiej ale moją uwagę przykuł Dymitr który szedł wściekły w stronę Roberta jeszcze nigdy nie widziałam go w takiej furii od kiedy był dampirem.Chwycił Roberta za ubranie i podniósł tak by ten mógł na niego spojrzeć.
-Jesteś gorszy od strzyg które zabijają niewinnych ludzi.-wysapał Dymitr i przyłożył Robertowi z pięści.
-Muszę ci powiedzieć,że ta twoja Rose świetnie całuje jeszcze żadna dziewczyna mnie tak nie całowała.-powiedział Dort ukazując kły które były od krwi czyli jednak Dymitr mocno mu przywalił.Dymitr patrzył na niego niby nie nie zrobił po prostu rzucił Robertem jak lalką ten upadł na beton mocno uderzając głową.Dymitr jeszcze chwile patrzył na ciało Dorta potem podszedł do mnie spojrzał na mnie i delikatnie-jakby się bał,że coś mi zrobi-podniósł mnie.
-Roza jeszcze nie zamykaj oczu patrz na mnie.-mówił do mnie.
-Dymitr.-mogłam ledwo mówić-To nie tak ja go nie całow...-nie maiłam siły na nic więcej.
- Ciii nic nie mów wiem,że to nie ty go całowałaś widzieliśmy całą akcję z dachu.-powiedział mocniej mnie obejmując.-Abe!!!-wrzasnął nagle.Nigdzie nie widziałam mojego ojca ale chciałam go teraz zobaczyć.
-Co jest?-usłyszałam głos ojca.
-Potrzebuje jak najszybciej krwi.-Dymitr był zdenerwowany,a ja miałam mroczki przed oczami.-Roza zostań z nami nie zasypiaj jeszcze nie.-Dymitr próbował mnie budzić ale powieki były takie ciężkie.-Roza powiedz coś.
-Dziś byłam...-musiałam urwać-...w tym domu.-wiedziałam,że załapie.
-W jakim domu?-Dymitr cały czas mnie zagadywał.
-W tym w którym....-nie miałam siły dokończyć.
-Co tam się stało Roza?-napięcie w jego głosie było wyczuwalne na kilometr słyszałam,że biegł ale nic nie widziałam
-Tam....Mason.
-Co się tam stało?Kochanie powiedz jesteśmy już blisko.
-Mason tam zginął bo mnie koch...-nie dokończyłam nie miałam siły plamy zaczęły gwałtownie migotać.
-Dlaczego zginął?Roza zostań ze mną.-słyszałam,że powstrzymuje drżenie głosu
-Bo mnie.-nie dokończyłam ciemność wciągnęła mnie do reszty widziałam teraz tylko jasne światło.Chciałam je chwycić ale najlepiej było iść w jego stronę.
Próbuje napisać jak najmniej wulgarny komentarz...:
OdpowiedzUsuńOla! Ty.. (...) jak mogłaś?!?! Ty nie nasz serca! Posłuchaj do jutra chce mieć tą sprawę rozwiązaną do jutra! I ROMITRI NA BYĆ RAZEM! Nie Tam... W niebiańskim raju, ale tu na ziemi!! Zrozumiano??
....
Ola. Co ty robisz?! Ona nie zginie! Nie może! Masz to wyjaśnić. Nie móż!!! Dymitr szybciej! Ratuj swoją Rozę. Swój świat. Dobrze chociaż, że Robert nie żyje, ale co z Rose?! Ratj ją.
OdpowiedzUsuńNieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee
OdpowiedzUsuńRos ma żyć, okey?