Tak bardzo cię kocham, Roza

Tak bardzo cię kocham, Roza

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział 88

Lissa schodziła ostrożnie po schodach.Erick trzymał ją za rękę tak by nie pośliznęła się na sukni.Ja szłam za nimi asekurując ją i przy okazji samą siebie b niestety moje buty były strasznie chwiejne.
Lissa stanęła przed wyjściem z pałacu.
-Liss wszystko ok?-spytałam patrząc na przyjaciółkę.
-Tak jest dobrze tylko...-urwała.
-Co ci jest Liss?-spytałam patrząc na nią zaniepokojona.
-Mogę chwilę z tobą pogadać Rose.No wiesz w cztery oczy?-spytała patrząc na mnie.
-Jasne.-odeszłyśmy kawałek tak by nikt nas nie usłyszał.-Co się dzieje Liss?
-Rose ja mam tylko osiemnaście lat nie jestem na to wszystko gotowa.-powiedziała ze łzami w oczach.
-Kochasz go?-spytałam.
-Tak.
-Chcesz z nim być do końca swoich dni?
-Tak
-Chcesz urodzić to dziecko które jest jego dzieckiem?
-Oczywiście.
-Możesz bez niego żyć?
-Nie.
-To po co głupia się jeszcze zastanawiasz?Powinnaś już dawno być w cerkwi i składać przysięgę,a nie stać tu ze mną i udawać że się czegoś boisz.-powiedziałam ostro.
-Wiesz Rose że czasem jesteś bardzo niemiłą osobą?-spytała Lissa.
-Wiem,ale wiem też że lubisz szczerość więc mówię co myślę.-powiedziałam.
-Kocham cię Rose ty moja siostro.-powiedziała sarkastycznie.
-Ej uważaj sobie młoda damo.-obie zaczęłyśmy się śmiać-Liss już czas.-dodałam po chwili.
-Dobra to nic strasznego.-powiedziała bez przekonania.
-Liss przypominam ci że to ja wchodzę pierwsza więc nie masz się czego bać.-jako jedna z druhen miałam rozpocząć orszak panny młodej,Jill miała iść za mną,a Lissa i jej ojciec na samym końcu.Ruszyliśmy w stronę kościoła.Nie opłacało nam się czymś jechać bo cerkiew była tuż obok zamku.Stanęliśmy przed drzwiami.Poprawiłam sukienkę i ruszyłam wolnym krokiem.Usłyszałam marsz weselny,wiedziałam i czułam że za mną idzie Jill.Zobaczyłam Christiana ubranego w czarny frak,białą koszulę.Wiedziałam że jest tak samo zdenerwowany jak Lissa.Jednak gdy zobaczył Lissę która szła w jego kierunku strach minął.Nie patrzyłam już na Ozerę mój wzrok padł na zabójczo przystojnego dampira.Dampir miał krótko obcięte,piękne brązowe włosy.Jego piękne brązowe oczy były skupione na lustrowaniu mnie,ale byłam pewna że gdyby teraz wtargnęły by strzygi nie wahał by się ani chwili i rzuciłby się w wir walki.Dymitr.Stał zaraz za Christianem i podziwiał moje ciało w sukience,przez to że miałam szpilki wysokie na dziesięć centymetrów nie musiałam się martwić że przy ukochanym będę wyglądać śmiesznie.Stanęłam na wyznaczonym mi miejscu i czekałam na rozpoczęcie mszy.Dymitr cały czas ukradkiem patrzył na mnie.W końcu nie wytrzymałam i szepnęłam do niego.
-Towarzyszu jesteśmy w cerkwi zachowaj podziwianie mnie na potem.
-Wiesz dobrze Roza że jesteś zakazanym owocem.-mruknął uśmiechając się zalotnie.Musiałam użyć siły woli by nie wybuchnąć śmiechem.Zaczęła się ceremonia.Cały czas nie mogłam uwierzyć że moja przyjaciółka wychodzi za mąż.Zresztą ja za kilka miesięcy też miałam.Lissa i Christian wyglądali razem pięknie,a gdy składali przysięgę wiedziałam że będą się starać ją spełnić w stu procentach.Dla dziecka Lissy i Christiana pierwsze rzeczy były już zaplanowane choć o jego istnieniu wiedziało niewielu.Ich dzieci miały przejąć nazwisko Lissy dla utrzymania rodu.Lissa i Christian chcieli mieć dużo dzieci,a z tego co wiedziałam nawet musieli.Lissa nie będzie się nazywać Ozera tylko Dragomir-Ozera ponieważ tego od niej żądają.Trochę przykre że sami o sobie nie mogą decydować.Ja sama jeszcze nie wiedziałam jak będę się nazywać po ślubie a źle bym się czuła gdyby ktoś mi coś narzucał.Gdy ceremonia się skończyła specjalne karoce zaprzężone w dwukonny zaprzęg zawiozły wszystkich gości do budynku oddalonego o piętnaście minut od cerkwi,ja bym poszła piechotą.Ale konsultantka mnie wyśmiała na ten pomysł.Gdy dojechaliśmy na miejsce wszyscy zaczęli składać życzenia młody.My jako dampiry powinniśmy iść na końcu,lecz przez to że byliśmy dziś kimś w miarę ważnym poszliśmy zaraz po rodzinach królewskich.Wszyscy świetnie się bawili,jedzenie było pyszne.Siedziałam razem z Dymitrem i Wiktorią,parą młodą i rodziną Lissy.Rozmawialiśmy właśnie o tym jak piękna była ceremonia gdy dostrzegłam coś złotego co bardzo dobrze znałam.Spojrzałam w stronę gdzie to widziałam.
-Coś się stało Roza?-spytał zatroskany Dymitr.
-Idziesz ze mną?-spytałam.
-Gdzie?
-Spotkać się z bardzo dobrze nam znaną osobą.-powiedziałam do niego a głośno dodałam.-Przepraszam was na chwilę musimy zniknąć.Ruszyłam a zaraz za mną Dymitr.
-To gdzie idziemy?-spytał łapiąc mnie za rękę.Ciągle związki między dampirami były kontrowersyjne więc widziałam kilka złośliwych spojrzeń,ale miałam ich w nosie.Niech zazdroszczą.
-Do Sydney.-powiedziałam.Weszliśmy na spokojny korytarz gdzie stała Sydney odwrócona do nas plecami.Podeszliśmy cicho.Puściłam rękę ukochanego i zasłoniłam Sydney oczy.
-Strzeż się złych stworów nocy.-powiedziałam puszczając ręce.
-Oj Rose myślisz że tak łatwo mnie nastraszyć?-spytała odwracając się do nas.-Miło was widzieć.
-Ciebie również.-powiedział Dymitr
-Co u ciebie?-spytałam
-Wszystko w porządku.Uciekłam na chwilę od hałasu.
-My też-tak naprawdę chciałam chwilę z nią porozmawiać.Może nasza znajomość nie była jakaś długa,ale bardzo ją polubiłam .
-Powiedzcie lepiej jak to jest być strażą pary królewskiej?-spytała z uśmiechem.
-Świetnie.-powiedziałam zgodnie z prawdą może i wracałam wykończona do domu,ale przynajmniej robiłam to co zawsze chciałam.Chroniłam bliskich.-To ty się lepiej wytłumacz gdzie zniknęłaś.-powiedziałam z uśmiechem.
-Ja?Musiałam załatwić kilka spraw dla...-urwała.
-Sydney tylko mi nie mów że dla mojego ojca.-pisnęłam.Milczała więc uznałam to za tak.-Syd ty chyba mu nie oddajesz...
-Nie!!!!-przerwała mi-Skąd ten pomysł?Nie dała by tego za to by mnie przeniósł do Stanów.-powiedziała cała czerwona.-Ja po prostu załatwiam od czasu do czasu za niego jakieś sprawy i tyle.-dodała po chwili.
-Dlaczego to robisz?
-Dlatego że załatwił mi przeniesienie do Stanów.-oboje z Dymitrem wiedzieliśmy że kłamie ale nie chciałam wszczynać awantury.
-Witam piękne panie i....ciebie-Adrian pojawił się jak duch.-Czy piękna panienka Sage pozwoli się zaprosić do tańca?-spytał kłaniając się jej w pas.Zdziwiłam się.
-Yyyyyyy......-Sydney patrzyła na niego z niedowierzaniem.
-Niech pani nie da się prosić,tak dla pojednania naszych gatunków?-spytał cały czas patrząc na Sydney.Dopiero teraz zauważyłam Stanon również alchemiczkę przełożoną Sydney.
-No zgoda.-powiedziała Sydney z ociąganiem była świetną aktorką,ale ja ją rozgryzłam.Wiedziałam że coś jest nie tak.Później muszę z nią pogadać w cztery oczy.Alchemicy i Adrian odeszli a ja ruszyłam w stronę toalet.
-Gdzie to Roza?-spytał Dymitr.
-Do toalety.-powiedziałam.Poczułam ciepłe ręce w tali-Co ty robisz Towarz...-nie udało mi się dokończyć zdania bo język Dymitra znalazł się w mojej buzi.Całował mnie mocno i namiętnie.Poczułam ścianę za plecami,a ręce Dymitra delikatnie powoli podnosiły moją sukienkę w górę.Po chwili poczułam ciepłe ręce ukochanego na moich nagich udach.Muskał je delikatnie opuszkami.Nie mogłam powstrzymać westchnienia choć cały czas Dymitr mnie całował.Czułam jak jego ręce wędrują coraz to wyżej i wyżej....
-Dzieciaki nie w miejscu publicznym!-usłyszałam głos mojego ojca.Dymitr jak na zawołanie odsunął się ode mnie.Oboje dyszeliśmy ciężko.Spojrzałam w stronę z której dochodził głos ojca.Stał oparty o ścianę z uśmiechem.Był ubrany w szaro-czarny garnitur do tego miał białą koszulę i krwisto czerwoną muchę,a w butonierce znajdowała się czerwona róża.Obok ojca stała moja matka która patrzyła na nas z naganą,była ubrana w czarną prostą sukienkę do kolan.-Jak nie możecie wytrzymać to wracajcie do domu.-dodał po chwili Abe.
-Wybacz tatusiu ale to był taki spontan.-powiedziałam słodko.
-Spontan czy też nie nie mam ochoty oglądać waszej dwójki śliniącej się na siebie.-powiedziała moja matka.
-Przepraszamy.-Dymitr odzyskał głos.
-Przeprosiny przyjęte.-powiedzieli moi rodzice.
-To my już pójdziemy.-powiedziałam po chwili niezręcznej ciszy.Ruszyłam z Dymitrem na salę.Objął mnie ramieniem,a ja żeby sprowokować rodziców powoli bardzo powolutku położyłam dłoń Dymitra na moim pośladku.Ten spojrzał na mnie ukradkiem przerażony,a ja oparłam głowę na jego ramieniu i się do niego uśmiechnęłam.

4 komentarze:

  1. Dymitr! Spokojnie. To przecież ślub królowej, opanuj się! Abe! Genialne. Znowu im przerwał, ale teraz to chyba dobrze. Adrian i Sydney. Wiedziałam. Przynajmniej odpuścił Rose. Piękna ceremonia. Rose jak zawsze na złość rodziców. Odważna. To teraz Romitri do domu i do łóżka...<3. Czekam. :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra fajnie ślub Dragozery... Cieszę się, ale nic nie przebije końcówki! Nawet mi zrobiło sie gorąco. A potem... Abe! haha xD On pojawia się i znika jak duch haha xD Poza tym.. Mm.. Dymitr nie wytrzymał! :D Wiedziałam, że w końcu zostawi samokontrolę i rzuci się na Rose <3
    Idę czytać kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale super!!! Ślub Dragozery genialny tak jak się spodziewałam, ale scena Romitri była jaszcze lepsza. Po prostu mnie zatkało, no i na końcu dobitny Abe haha :D Życzę weny i zabieram się za następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń