Obudziłam się w silnych ramionach ukochanego.Dymitr jeszcze spał i wyglądał słodko,był teraz taki bezbronny.Nie chciałam go budzić więc leżałam w jego ramionach wsłuchana w równy oddech i równe uderzenia serca.Czułam się przy nim bezpiecznie.Nagle Dymitr mocniej chwycił mnie w ramiona.
-Roza uciekaj,teraz-zaczął mówić przez sen-Roza,Roza,Roza
-Dymitr kochanie obudź się.-wolałam go obudzić niż leżeć obok niego gdy ten się męczy.Wreszcie otworzył oczy rozglądał się czujnie.-Towarzyszu spokojnie to był tylko sen.
-Roza to nie był sen.-powiedział wtulając się we mnie mocno.Wiedziałam że nadszedł dzień kryzysu którego już tak dawno nie miał.-Widziałem tych wszystkich ludzi....oni nie byli niczemu winni a ja ich zabiłem.-powiedział mocniej wtulając się w moją pierś.
-Kochanie spokojnie,przecież wtedy nie byłeś sobą.-powiedziałam zrozpaczona wiedziałam że będzie dziś przybity.
-Ale to właśnie ja to robiłem.-na twarzy Dymitra pojawiły się pierwsze łzy.
-A miałeś jakiś inny wybór chciałeś przeżyć to zrozumiałe.-powiedziałam czując łzy w oczach.
-Roza jak możesz być tak mądra,piękna,dobra i kochana za jednym razem.-spytał cały czas wtulony we mnie.
-Miałam najlepszego nauczyciela jakiego tylko mogłam chcieć.-powiedziałam gładząc go po włosach.
-Wiesz czego nie mogę zrozumieć?-spytał patrząc na mnie.Pokiwałam przecząco głową.-Jesteś jedyną osobą która potrafi mnie pocieszyć nikt inny by tego tak szybko nie dokonał.-patrzył na mnie tymi pięknymi brązowymi oczami dzięki którym mogłam normalnie funkcjonować.
-Tak się dzieje bo cię kocham.-powiedziałam całując go w włosy.
-Ja ciebie też kocham.-powiedział patrząc na mnie coraz intensywniej,czułam się jak we śnie z ukochanym mężczyzną u boku wiedziałam że on kocha mnie a ja jego.Wiedziałam że nasza miłość przetrwa wszystko.-Roza wyjedźmy do Las Vegas.
-Po co?-spytałam nic nie rozumiejąc.
-Chcę żebyś została moją żoną teraz.-zauważyłam ten psotny uśmiech na jego twarzy i wiedziałam że udało mi się go wyprowadzić z kryzysu.
-Wiesz co by zrobił Abe gdyby się dowiedział że nie daliśmy mu zaplanować ślubu?-spytałam udając powagę.
-No to ja jednak wytrzymam do czerwca.-powiedział udając przerażenie.
-Szybko mnie Towarzyszu sam zobaczysz.-powiedziałam kładąc się na jego torsie.
-Kilka dni temu rozmawiałem z twoim ojcem.-powiedział Dymitr.
-I co?
-W czwartek jadę do niego.
-Po co?-zauważyłam że dziś często zadaje to pytanie.
-Powiedział tylko że czas zająć się moim strojem na nasz ślub.-ręka Dymitra głaskała mnie po włosach i nie do końca mogła się skupić na tym co myślę i mówię.
-A o mnie coś wspominał?-spytałam po dłuższej chwili.
-Powiedział że z tobą porozmawia kiedy indziej.
-Jaki kochany troskliwy tatuś.-mruknęłam.
-Roza widzę że się do siebie zbliżyliście.-powiedział Dymitr.
-Wydaje ci się.
-Kochanie widzę że coraz to chętniej z nim rozmawiasz.Wiem że z matką masz kiepski kontakt,ale widzę że z ojcem się dogadujesz.-jak ja nienawidzę kiedy Dymitr ma rację.
-Nie ci będzie mam dobry kontakt z ojcem,Dymitr ale szczerze to ty masz z nim lepszy kontakt ode mnie.
-Wydaje ci się.-zaśmiała się bo powiedział to samo co ja przed chwilą.
-Kochanie wiem co widzę przede mną tego nie ukryjesz że ty i Abe bardzo się lubicie.
-Tak Roza masz rację lubimy się.Czy ta odpowiedź cię zadowala?-spytał.
-A i owszem.-chcieliśmy dalej dyskutować ale Wiki wpadła do nas do pokoju.
-Hej zakochańce może zejdziecie na śniadanie?-Wiki stała w drzwiach z uśmiechem,cieszyłam się że oboje z Dymitrem jesteśmy pod kołdrą bo inaczej Wiki miała by ciekawe widoki.
-Już schodzimy Wiki-powiedział Dymitr,chyba pomyślał o tym samym co ja.Kiedy mieszkaliśmy sami nie było problemu z ubieraniem się żeby zejść na śniadanie teraz musieliśmy się trochę namęczyć i przestawić się że nie jesteśmy sami w domu.
-Czyli co Towarzyszu ubieramy się i idziemy na śniadanie?-spytałam całując go w łopatkę.
-Niestety Roza,ale pomyśl teraz kiedy nie ma Lissy i Christiana to będziemy mieli więcej czasu dla siebie bo będziemy mieli tylko warty.-powiedział Dymitr ubierając bokserki.
-Wiem kochanie.Musimy się wybrać do miasta.-powiedziałam przypominając sobie że mamy koniec października.
-Po co?-tym razem to on zadał to pytanie.
-Niedługo święta trzeba kupić prezenty i w styczniu jest przecież ślub Soni i Michaiła im też trzeba coś kupić.-powiedziałam zakładając koszulkę.
-A potem my.-powiedział Dymitr obejmując mnie w tali.
-Wiesz nie mogę uwierzyć że tak łatwo dałam ci się omotać.-powiedziałam patrząc w jego piękne oczy.
-To było łatwe przecież wiesz kochanie ile mam uroku osobistego.-powiedział całując mnie w nos.Ubraliśmy się do końca i zeszliśmy na dół na śniadanie.
Pytanie dnia "Po co?. Ooo...Dymitr ma zły sen. Dobrze, że Roza tak szybko umie wyprowadzić go z kryzysu. Bielikow, co pytasz się Rozy o zgodę. Ona tego chce, ty tego chcesz, więc na co czekacie. Na ręce ja, do samochodu i do Las Vegas. Ja przytrzymam Abe'a, spokojnie. Jestem pewna, że Mańka mi pomoże. W końcu czego się ie robi dla Romitri. Wiki, bardzo miło, że przyjechała, ale mogłaby nie psuć im wspólnych chwil. Czekam na więcej. <3<3<3<3 *-:
OdpowiedzUsuńPomogę! Jedźcie Romitrisiaki! Abe'm się nie martwcie. ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
No już ubierać się i na dół! Wika jest głodna, a wy się wylegujecie..
Pozdrawiam. Czekam na następny.
Tak, Dymitr. Masz dużo uroku osobistego!
OdpowiedzUsuń