Tak bardzo cię kocham, Roza

Tak bardzo cię kocham, Roza

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Rozdział 217

Rozdział dedykuję  Bad girs, która była na mnie wściekła(spokojnie jak obiecałam to dodam drugi).
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rose:
Nadszedł poniedziałek. Bardzo trudno było mi wypuścić Dymitra mając świadomość, że teraz tak będą wyglądać nasze tygodnie i miesiące. Wczoraj Dymitr zrobił mi niespodziankę. Była piękna pogoda i wybraliśmy się na piknik nad jeziorem. Końcówka września, a na dworze dwadzieścia trzy stopnie, aż grzech nie skorzystać. Sprzątałam właśnie po śniadaniu gdy usłyszałam dzwonek. Ruszyłam do drzwi. O tym, że jestem w ciąży wie niewiele osób bo na razie nie chcemy zapeszać i nie mieliśmy czasu nikogo poinformować. Spodziewałam się, że Dymitr czegoś zapomniał, ale wtedy by nie pukał. Otworzyłam drzwi.
-Sonia.-powiedziałam widząc po drugiej stronie znajomą twarz.
-Hej, musisz mi się wytłumaczyć.-powiedziała wchodząc do środka.
-Jasne wchodź, czuj się jak u siebie.-mruknęłam.-Napijesz się czegoś?-spytałam.
-Poproszę wodę.-powiedziała z uśmiechem.
-Dobrze, a teraz mi powiedz co cię do mnie sprowadza?-spytałam ciekawa podając jej szklankę.
-To ty powinnaś odpowiedzieć na moje pytanie.
-Jakie?
-Dlaczego nie jesteś w pracy?-spytała z dumnym uśmiechem.
-Masz mnie.
-Co?
-No faktycznie nie jestem w pracy, jestem na zwolnieniu.
-Ale co ci jest?-spytała zaciekawiona.
-Jestem w ciąży.-powiedziałam z uśmiechem.
-Żartujesz?-spytała zaskoczona.
-Nie.
-Od kiedy?
-Od trzech tygodni.
-I od kiedy wiesz?
-Od trzech tygodni.
-Kiedy chciałaś mi powiedzieć?
-Chcieliśmy urządzić kolację na której byśmy to ogłosili, ale popsułaś niespodziankę.-powiedziałam oburzona.
-Oj nie gniewaj się.-powiedziała trykając mnie łokciem.
-Nie gniewam się.-zaśmiałam się.
-Czyli razem będziemy się kulać?-spytała Sonia z uśmiechem.
-Ej, ej ja mam jedno nie trzy.-powiedziałam szybko.
-I tak się cieszę, że są trzy.-pogładziła czule brzuch.
-Ale ty będziesz pierwsza.-powiedziałam wiedząc, że niedawno mijał pierwszy miesiąc ciąży.
-Wiem, ale i tak razem będziemy mogły jeździć na zakupy dla dzieci.-zaśmiałam się widząc jak udaje podekscytowanie.
-Już nie mogę się doczekać. Lissa zapewne odpada, ale Syd na pewno nam nie odmówi.-powiedziałam wiedząc, że pojedzie z nami po ciuszki dla Declana. 
-Na pewno, już nie mogę się doczekać.-powiedziała szczęśliwa. Szczerze, sama się cieszyłam, że będę mogła porobić coś normalnego z koleżankami.
-Soniu, czy Michaił też będzie z tobą od któregoś miesiąca?-spytałam ciekawa.
-Tak, od szóstego. Powiedział, że mi nie odpuści, tym bardziej, że przy trojaczkach jest ryzyko wczesnego porodu.-powiedziała niezbyt zadowolona. Wydaje mi się, że tak samo jak ja chciała pokazać mężowi, że da sobie radę sama.
-Dymitr będzie ze mną od siódmego choć chciałam żeby był ze mną tydzień przed porodem.-zaczęłam narzekać.
-Rozumiem cię, im się wydaje, że gdy będą na służbie to do domu wpadną strzygi i nas pozabijają. Oni po prostu dramatyzują.-stwierdziła Sonia.
-Masz rację.-zgodziłam się z uśmiechem.
-A wiesz w czym jeszcze mam rację?
-W czym?
-Że czas iść do jakiejś kawiarni. Mam ochotę na coś słodkiego.
-Sonia, nie jestem pew....
-Wiem, że ty też tego chcesz.-chciałam i to bardzo, ale bałam się, że jak dopadnę słodyczy to źle się to skończy.
-Niech ci będzie.-czy jeden pączek może coś mi zrobić? Nie.
-Ubieraj się, no chyba, że idziesz w brudnej koszulce.-powiedziała patrząc na mnie z uśmiechem. Ruszyłam na górę. Zdecydowałam się na spodnie w kolorze khaki, a do tego biała bluzka na naramkach do tego ubrałam moją kochaną ramoneskę, a na nogi czarne trampki. Rozczesałam jeszcze włosy i chwyciłam jakąś torebkę żeby schować telefon, pieniądze i klucze. Zeszłam na dół gdzie czekała Sonia.
-Dziewczyno jak ty szybko potrafisz się ubrać.-powiedziała zaskoczona widząc mnie na schodach.
-Moja praca tego ode mnie wymaga.-powiedziałam kierując się w stronę drzwi. 
-Coś o tym wiem. Michaił potrafi wyszykować się w dwie minuty, a ja w tym czasie wstanę.-zaśmiała się ze swojego stwierdzenia.
-Wiem, Dymitr też szybciej się ubiera.-powiedziałam zamykając i zakluczając drzwi. Ruszyłyśmy przed siebie.-Tak właściwie to gdzie my idziemy?-spytałam.
-Jest taka jedna knajpka w której mają pycha słodkości.-powiedziała Sonia, a jej oczy zabłyszczały.
-Dobra, prowadź.-powiedziała idąc obok niej. Chwyciła mnie pod ramie i szłyśmy rozmawiając o wszystkim co tylko nam wpadło do głowy. Po jakiś dziesięciu minutach byłyśmy na miejscu. Kojarzyłam tą kafejkę, ale nigdy w niej nie byłam. Wnętrze było przytulne choć ściany były pomalowane na czarno, ale drewno-które było na drugim miejscu zaraz po czerni-sprawiało, że czuło się tu dobrze. Podeszłyśmy z Sonią do lady i zamówiłyśmy dwie gorące czekolady ze skórką pomarańczy i na razie po dwa pączki. Wiem, że u mnie zapewne skończy się na pięciu, ale na razie dwa. Kelnerka poinformowała nas, że mamy iść usiąść, a ona przyniesie nasze zamówienie. Ruszyłyśmy do stolika pod oknem.
-Przepraszam, może dosiądą się panie do nas?-usłyszałam po swojej prawej i spojrzałam w tamtą stronę. Eddy, Michaił i Dymitr siedzieli przy stoliku i rozmawiali o czymś przy kawie i ciepłym pączku. Podeszłyśmy do nich. Przywitałam się z Michaiłem i Eddy'm, a Dymitrowi usiadłam na kolanach dając całusa w policzek. Spiął się na chwile, ale po chwili się rozluźnił.
-Co wy tu robicie?-spytał Dymitr.
-Sonia, tylko nie mów, że wciągnęłaś w to też Rose.-powiedział zrozpaczony Michaił.
-O co chodzi?-spytałam.
-Sonia przychodzi tu sama, ale widzę, że znalazła sobie towarzystwo. Ma teraz ogromy apetyt na słodycze.
-To nie tak.-powiedziała szybko Sonia.-Ja po po prostu...
-Sonia mnie tu zaprosiła chciałyśmy trochę pogadać.-powiedziałam szybko ratując przyjaciółkę.
-O czym chciałyście pogadać?-spytał Dymitr wiedząc, że kłamię.
-A chwaliłeś się chłopakom?-odwróciłam kota ogonem.
-Dymitr czym?-oboje od razu spojrzeli na nas.
-Jak mogłeś im nie powiedzieć?
-Myślałem, że na razie nikomu nie mówimy.-powiedział zagubiony.
-Ale kilka osób wie, więc mogłeś im powiedzieć.
-Dobra, chłopaki będę ojcem.-usłyszałam dumę w jego głosie, a jego ręce momentalnie spoczęły na moim brzuchu głaszcząc go delikatnie.
-Gratulacje.-chłopaki momentalnie wstali i zaczęli nas ściskać. 
-Dymitr teraz będziemy się wymieniać informacjami dotyczącymi dzieci i ciąży.-stwierdził Michaił.
-Już nie mogę się doczekać.-powiedział szczęśliwy Dymitr. Przyniesiono nasze zamówienie więc na chwilę ucichliśmy.
-Roza, dwa?-spytał Dymitr.
-No co? Wiesz, że ja od dwóch to dzień zaczynam.-powiedziałam wzruszając ramionami.
-A planujesz jeszcze kilka zjeść?-spytał ciekaw.
-Nie.-powiedziałam mając pełne usta pączka z toffi.
-Rose, przecież wiem, że kłamiesz.
-Sama nie wiem.-powiedziałam wymijająco.
-Wiedziałem.-odparł dumny Dymitr. 
-Skąd wiesz kiedy Rose kłamie?-spytał Michaił.
-Nie wiem jak to wytłumaczyć po prostu wiem i tyle.-powiedział Dymitr dumny. A ja skupiłam się na pączku. Tak to nie jest mój ostatni pączek tego dnia.

4 komentarze:

  1. Dziękuję za nominację. Rozdział wspaniały. Czekam na więcej.
    Bad girs ��

    OdpowiedzUsuń
  2. W co niby Sonia miała wciągnąć Rose?
    Czekam na kolejny rozdział 😘

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacja :-) Oj Bielikowie nie ma na nich mocnych.
    Czekam na nastepny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział zresztą jak każdy
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń