Rose:
Dymitr jak co dzień wyszedł do pracy, a ja zostałam sama. Stwierdziłam, że spróbuję gotować obiad. Dymitr miał dziś wrócić wcześniej, więc pewnie ucieszyłby się gdybym ugotowała obiad. Nie myśląc dłużej przebrałam się i chwyciłam kluczyki od samochodu. Wyjechałam z garażu. Teraz czekało mnie najtrudniejsze. Nie pamiętałam przy której bramie Dymitr ma warte, a przecież nie chcę popsuć niespodzianki. Po chwili namysłu stwierdziłam, że najlepiej wyjechać wschodnią bramą przy której dzieje się zawsze najmniej. Gdy dojechałam do bramy zauważyłam Masona i Michaiła. Oboje podeszli do okna, które niechętnie uchyliłam.
-A dokąd to Strażniczko Hathaway-Bielikow?-spytał Michaił patrząc na mnie czujnie.
-Po zakupy do sklepu.-powiedziałam.
-Mamy ci w to uwierzyć?-spytał podejrzliwie Mason.
-Tak, będę za dwie godzinki z powrotem.-powiedziałam z uśmiechem.
-Dobrze, jak za dwie godziny nie przyjedziesz dzwonię do Dymitra.-powiedział surowo Michaił.
-Słucham? To głupie, że mi grozicie.-powiedziałam wściekła.
-My tylko o ciebie dbamy Rose.-powiedział Mason z uśmiechem.
-W dupę wsadź sobie to dbanie.-powiedziałam zamykając okno. Otworzyli bramę przez którą szybko wyjechałam. Byłam na nich wściekła. Zjechałam na pobocze i się rozpłakałam. Traktują mnie jak małe dziecko. Usłyszałam, że ktoś dzwoni, znalazłam telefon i uspokoiłam się.
-Halo.-powiedziałam do słuchawki starając się żeby głos mi za bardzo nie drżał.
-Roza płaczesz?-usłyszałam głos Dymitra.
-Nie.
-Coś się stało?-spytał zmartwiony.
-Spokojnie to tylko hormony.-powiedziałam spokojnie.-Coś się stało?
-Dzwonię bo chcę wiedzieć, gdzie jedziesz?-cholera zauważył.
-Wiesz, zgłodniałam, a mam ochotę na kilka rzeczy których nie ma w lodówce i pojechałam do sklepu.
-Ale nie prowadzisz teraz samochodu?-spytał zdenerwowany.
-Nie spokojnie jestem na poboczu.
-Dobrze, to rób szybko te zakupy i wracaj.-powiedział lekko napiętym głosem.
-Dobrze, kocham cię.
-Ja tiebia toże lubliu Roza.-powiedział do słuchawki i się rozłączył. Ruszyłam w stronę miasta. po dwudziestu minutach byłam na miejscu i pakowałam zakupy do koszyka. Właśnie brałam kurczaka z zamrażarki kiedy ktoś we mnie bezczelnie wjechał.
-Co robisz?!-wrzasnęłam wściekła odwracając się do tego nierozgarniętego człowieka.-Denis?
-Rose?-nie mogłam wierzyć w to kogo widzę.-Co ty tu robisz?-spytał.
-Zakupy.-wskazałam na wózek.
-Tak, ale co robisz w Ameryce myślałem, że nie żyjesz.-przy ostatnich słowach spojrzał na mnie niepewnie.
-Spokojnie jestem cała i zdrowa. Chyba dawno nie rozmawiałeś z Mikołajem.-powiedziałam lekko zmieszana.
-Fakt od dobrego roku nie rozmawiamy.-powiedział niby obojętnym tonem.
-Oł przepraszam nie wiedziałam.
-Spoko, nie przejmuj się.
-A gdzie masz Artura i Lwa?-spytałam ciekawa.
-Artur został w hotelu.-powiedział ostrożnie.
-A Lew?
-Nie żyje.
-Co?-spojrzałam na niego zszokowana.
-Na jednej z akcji strzyga był szybsza i no....przemieniła go w strzygę.
-Ale to potworne.-powiedziałam szczerze załamana.
-Nie powinnaś się tym przejmować.-mówiąc to wskazał mój brzuch.
-Daj spokój.-machnęłam obojętnie ręką.
-Który to miesiąc?
-Końcówka trzeciego.-powiedziałam gładząc brzuszek.
-Gratulacje.
-Dzięki...-już chciałam coś dodać, ale telefon mi przerwał.-Przepraszam na moment. Hathaway-Bielikow słucham.-widząc, że Hans dzwoni zmieniłam ton na służbowy.
-Rose gdzie jesteś?-spytał.
-W sklepie.
-Pytam się czy jesteś na Dworze.
-A, nie jestem poza Dworem, a co jest?
-Mieliśmy mały atak strzyg nic poważnego, ale Dymitr ma złamaną nogę, a powiedział, że dopóki z tobą nie porozmawia nie da się opatrzyć.
-Daj mi go do telefonu.-nakazałam wściekła.
-Roza?-usłyszałam w słuchawce głos męża.
-Coś ty znowu wymyślił?! W tej chwili idź do szpitala nie obchodzi mnie w tej chwili, że się o mnie martwisz.
-Ale Roza...
-Czy ja mówię niewyraźnie? Jak wrócę masz być już w domu z nogą w gipsie.
-Ale...
-Zamknij się i rusz tyłek.-powiedziałam wściekła i się rozłączyłam.
-Hatahaway-BIELIKOW?-spytał zaskoczony Denis podkreślając nazwisko mojego męża.
-Tak.
-Nie znam innego Bielikowa poza Dymitrem no chyba, że gustujesz w dziewczynach.
-Nie, rozmawiamy w tej chwili o Dymitrze.
-Ale on był strzygą.
-Dobrze powiedziałeś BYŁ.-podkreśliłam ostatnie słowo żeby zrozumiał.
-Ale jak?
-Kojarzysz królową?-spytałam.
-Tak.
-Kojarzysz jaką magią się posługuje?
-Tak.
-To dzięki tej magi mój mąż żyje, a ja jestem z nim w ciąży.-powiedziałam pchając wózek do przodu.
-Rose dampir z dampirem?
-Tak Denis.-powiedziałam biorąc marchewki.
-Rose to się kupy nie trzyma.
-Musisz uwierzyć mi na słowo.-powiedziałam i skierowałam się w stronę kas. Po zapłaceniu spakowałam zakupy do bagażnika i ruszyłam w drogę powrotną. Wjeżdżając przez wschodnią bramę szukałam jakichkolwiek oznak pobytu strzyg, ale wszystko wyglądało tak jakbym dopiero co stąd wyjechała.
-Przyjechałaś szybciej.-usłyszałam głos Michaiła.
-Tak wyszło.-powiedziałam i ruszyłam do garażu. Zabrałam zakupy i weszłam do mieszkania, gdzie Dymitr i Hans się kłócili.
-...Bielikow nie obchodzi mnie to masz wolne dopóki nie wyzdrowiejesz.
-Hans zrozum mi nic nie jest to zwykłe skręcenie.-upierał się Dymitr.
-Dzień dobry, co tu się dzieje?-weszłam do salonu patrząc na mojego męża który stał o kulach na przeciwko Hansa.
-Twój mąż nie chce wziąć urlopu. Nie wiem co mu robisz, ale przestań.
-Nic mi nie robi po prostu nie chcę wykorzystywać urlopu który przyda mi się za trzy miesiące.-powiedział Dymitr podchodząc do mnie.
-Kochanie, ale na co przydasz im się cały poobijany?-spytałam zdenerwowana.
-No, ale...
-Dobrze Hans załatwię to z mężem.-powiedziałam uśmiechając się promiennie.
-Dzięki Hathaway.-powiedział wychodząc.
Dymitr, słuchaj się Rose i Hansa! Mają rację! Poobijany nie przydasz się w obronie. Wierzę,że w nagłym wypadku dałbyś radę, ale lepiej oszczędzać siły.
OdpowiedzUsuńDenis z ekipą (małe braki.. Uh,przykro mi :( ) w Ameryce?
Czekam na kolejny ;)
Dymitr jest naprawdę uparty. Mam nadzieję, że poslucha Rose i zrobi sobie wolne. Rozdział cudny jak zawsze. Masę weny i czekam na nn.
OdpowiedzUsuńHahaha Dymitr jak zwykle uparty
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdzialik 💘
Wyczuwam że między nasza para będzie kłótnia.... Czekam na następny rozdział ;** Ruda
OdpowiedzUsuń