Hej tak prosiłyście o rozdział więc proszę. Jutro nie będzie więc traktujcie go tak jakby był jutrzejszy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dymitr:
-Roza....-chciałem dokończyć wreszcie, ale zobaczyłem jak moja żona osuwa się na ziemię i szybko do niej podbiegłem jednocześnie krzywiąc się z bólu. Zdążyłem ją złapać w ostatniej chwili. Szybko przejechałem wzrokiem po jej ciele szukając jakichkolwiek obrażeń, ale nic nie dostrzegłem. Podniosłem Rozę z ziemi i skierowałem się do szpitala. Boląca noga przestała boleć i mogłem biec. Wbiegłem na szpitalny korytarz krzycząc na wszystkich. Jakaś pielęgniarka kazała mi iść za sobą i zaprowadziła mnie do gabinetu lekarskiego. Położyłem Rozę na kozetce i czekałem. Po piętnastu minutach przyszedł lekarz i mnie wyprosił. Usiadłem na korytarzu i czekałem. Po chwili wywieźli gdzieś Rozę mówiąc, że zabierają ją na badania. Kazali mi wracać do domu, ale ja wyszedłem jedynie na świeżę powietrze i sięgnąłem po telefon.
-Mazur słucham.-usłyszałem w słuchawce głos teścia.
-Ab...Abe Ro...Roza jest w szp...szpitalu.-głos drżał mi niemiłosiernie i miałem ochotę się za to udusić.
-Dymitr?-spytał Abe.
-Tak.
-Jak to w szpitalu co się stało?-wiedziałem, że Abe w tej chwili denerwuje się tak samo jak ja.
-Nie wiem, pokłóciliśmy się wyszedłem ochłonąć i i ona mnie znalazła i..... powiedziała, że za naszymi kłótniami stoi Wiktor, a a ppotem po pprostu zjechała w ostatniej chwili udało mi się ją złapać i zanieść do szpitala.
-Co z nią?-spytał Abe.
-Nie wiem robią jej jakieś badania, a ja wyszedłem na chwilę.
-Gdzie jesteś?
-Przy wejściu od parku królowej Aleksandry.
-Będę za dziesięć minut. Nie ruszaj się stamtąd.-powiedział i się rozłączył. Chodziłem w tą i z powrotem zamartwiając się tym co jest Rozie.
-Dymitr.-usłyszałem za plecami. Odwróciłem się i przywitałem z teściem.-Wejdźmy do środka dowiedzieć się czegoś o mojej córeczce.
-Dobrze.-tylko tyle udało mi się wydukać. Weszliśmy do środka, podziwiałem opanowanie Abe'a ja najchętniej bym na wszystkich krzyczał.
-....aha dobrze, dziękuję rozumiem. Mógłbym prosić jakieś środki uspokajające?-usłyszałem kawałek rozmowy Abe'a z pielęgniarką.
-Po co ci środki uspakajające?-spytałem idąc obok niego.
-Nie ładnie tak podsłuchiwać. Wziąłem je dla ciebie. Cały się częsiesz.-spojrzałem na swoje ręce. Faktycznie cały dygotałem.
-Dzięki.-powiedziałem połykając tabletkę.
-Strażniku Bielikow co pan tu robi?-usłyszałem za plecami.
-Pani doktor wyjątkowa sytuacja, moja żona jest w szpitalu.-odpowiedziałem najspokojniej jak się dało.
-Miał pan chodzić o kulach.-upomniała mnie.
-Tak wiem. Bardzo przepraszam.-powiedziałem idąc za Abe'm.
-Rozumiem, że to prawda o twoim wypadku?-spytał na spokojnie kiedy usiedliśmy przy wskazanej sali.
-Tak trochę. Zdążyłbym, ale dwie strzygi mnie dopadły i nie miałem jak uciec trzeciej.-opowiedziałem najbardziej skróconą wersję.
-Bardzo boli?
-Prawie wcale.
-Kłamiesz.
-Nie.-Abe miał już coś odpowiedzieć, ale z sali na której ponoć była Roza wyszedł lekarz.
-Dobrze, że panowie są. Rozumiem, że rodzina?-lekarz spojrzał na nas czujnie.
-Ibrahim Mazur ojciec.-powiedział Abe wyciągając rękę w stronę lekarza.
-Witam Joe Himilton.-lekarz również wyciągnął dłoń do Abe'a.-A pan?
-Strażnik Dymitr Bielikow, mąż.-powiedziałem patrząc na szparę w drzwiach.
-Miło mi, wiele o panu słyszałem.-no bez jaj teraz będzie pieprzył jaki to jestem wspaniały? Niech lepiej powie coś o Rozie.
-Tak tak, a co z moją żoną i dzieckiem?-spytałem zniecierpliwiony.
-A tak-o przypomniało ci się że masz pacjentkę?- Więc dziecku nic nie jest rozwija się prawidłowo.
-A co z moją żoną?-spytałem wściekły, że każde zdanie trzeba od niego wyciągać.
-Zadam panom pytanie. Czy strażniczka Hathaway odżywia się normalnie?
-Tak.-odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-To aż dziwne ponieważ ma anemię i stąd to zasłabnięcie.-powiedział lekarz przeglądając papiery.
-Jak to ma anemię? Przecież to niemożliwe.-nie mogłem uwierzyć w słowa lekarza.
-Czy strażniczka Hathaway miała ostatnio jakieś zawroty głowy bądź bywało jej słabo?-spytał spoglądając na mnie.
-Raz....może dwa.-zastanawiałem się na głos.
-Kiedy to miało miejsce?
-Pierwszy raz w przerwie mojego procesu, ale stwierdziła, że to z nerwów i po chwili faktycznie było dobrze. A drugi raz jak za szybko wstała z łóżka, prawie się przewróciła, ale w ostatniej chwili złapała równowagę. Dziś był trzeci raz i to mogło być spowodowane stresem.
-Aha, dobrze rozumiem.-powiedział wchodząc z powrotem do pokoju.
-Dymitr uspokój się.-powiedział cicho Abe.
-Ja jestem spokojny.-powiedziałem równie cicho.
-I dlatego zaciskasz pięści?
-Odruch.
-To schowaj na razie te odruchy.-powiedział Abe. Po chwili z sali wyszedł lekarz i pozwolił nam wejść. Poderwałem się z krzesła i wszedłem do sali usłyszałem jeszcze jak Abe coś mruczy, że on już pójdzie. Spojrzałem na łóżko i zobaczyłem moją piękną żonę. Wyglądała jak śpiący anioł. Usiadłem na krześle obok łóżka i chwyciłem do rąk dłoń mojej żony na której widniała obrączka.
-Hej kochanie.-mruknąłem cicho wiedząc, że usłyszy.-Ale mi stracha narobiłaś, ale teraz się to zmieni. Zadbam o ciebie i dziecko jak należy tylko błagam nie zostawiaj mnie. Możesz mnie wyzywać od najgorszych, ale ja chcę być z tobą i wychować nasze dziecko. I wiesz co ci powiem? Chrzanić Wiktora już tyle razy daliśmy mu radę teraz też damy. Taszą się nawet nie przejmuj od kiedy cię postrzeliła straciła mnie na zawsze.-pocałowałem jej dłoń.-Teraz nawet nie chcę słyszeć słów sprzeciwu, jutro idę do Lissy i Hansa i biorę urlop dopóki się dziecko nie urodzi, a twoje zdanie w tej sprawie mnie nie obchodzi.-powiedziałem ze łzami w oczach. Czy ja zawsze muszę być tak bliski straty żeby zrozumieć? Siedziałem przy łóżku Roza na tyle długo by zasnąć. Obudziło mnie głaskanie po głowie. Otwarłem oczy i ujrzałem piękną twarz mojej żony i malutki uśmieszek na niej.
-O matko Roza obudziłaś się!-wykrzyknąłem szczęśliwy podrywając się do góry.
-Ciszej.-wychrypiała.
-Pójdę po lekarza albo najpierw dam ci się napić.-powiedziałem widząc jak próbuje pozbyć się chrypy.
-To dobry pomysł.-powiedziała z uśmiechem. Podałem jej butelkę.
-Więcej mnie tak nie strasz. I musisz mi wytłumaczyć kilka spraw, ale najpierw idę po lekarza.-już wychodziłem kiedy usłyszałem:
-Jestem ciekawa jak będziesz się zachowywał podczas porodu?-uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem po lekarza. Gdy Joe ją zbadał powiedział, że wszystko jest w porządku i zostanie jeszcze parę dni w szpitalu.
-Roza dlaczego nie jadłaś?-spytałem gdy byliśmy sami.
-Dymitr....
-Nie chcę poznać prawdę.
-Bo...na początku strasznie ciągnęło mnie do jedzenia, ale na początku trzeciego miesiąca nie mogłam nic jeść i tak jest do teraz.
-Ale przecież przy mnie jadłaś.-nic nie rozumiałem.
-Tak nie chciałam cię martwić myślałam, że to przejdzie po kilku dniach...
-Ale nie przeszło, a ty mi o tym nawet słowa nie powiedziałaś.-zauważyłem wściekły.
-Przepraszam, myślałam że tak musi być.-powiedziała gładząc mnie uspokajająco po ręce.
-Teraz nie będzie takiego czegoś.-powiedziałem spokojnie.
-Co chcesz przez to powiedzieć?-spytała podciągając się wyżej.
-Po nowym roku biorę urlop. Będę z tobą cały czas.-powiedziałem skupiając się na jej dłoni.
-Chcesz mnie szpiegować?-spytała.
-Nie chcę o ciebie dbać.-powiedziałem patrząc na jej twarz.
-Ale byliśmy umówieni, że będziesz ze mną kiedy nie będę sobie już sama dawała rady.
-Tak, a teraz jak widać nie dajesz skoro masz anemię.-starałem się być jak najbardziej opanowany, ale było mi ciężko. Roza umilkła i gładziła swój brzuszek.
-Wszystko z nim okej?-spytała patrząc na brzuch.
-Na szczęście tak. Roza zrozum teraz nie chodzi tylko i wyłącznie o ciebie. Martwię się o was. To dziecko nigdy nie miało powstać, ani się urodzi, ale się udało i trzeba o nie dbać.-powiedziałem patrząc na brzuszek.
-Wiem, przepraszam że zachowuję się tak lekkomyślnie, ale nie lubię prosić o pomoc.-powiedziała zawstydzona Roza. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, ale Roza zaczęła chichotać.
-Co jest?-spytałem spoglądając na żonę.
-Dziecko ma chyba czkawkę.-powiedziała kładąc dłoń na brzuchu.
-Skąd wiesz?-spytałem kładą swoją dłoń obok.
-Czuję....jakby to opisać jakby całe podskakiwało? Nie wiem jak to opisać, ale wydaje mi się, że to czkawka.
-Roza za chwilę zaczyna się czwarty miesiąc.-powiedziałem z uśmiechem.
-Tak i co z tego?-spojrzała na mnie.
-Dzidziuś zaczyna słyszeć.-powiedziałem uśmiechając się jak głupi. Roza odpowiedziała mi tym samym.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pod poprzednim rozdziałem widziałam pytania o opowiadanie o Zoey i Danile. Więc oto moja odpowiedź: muszę zgromadzić potrzebne informację na temat menadżerów itp. większość bohaterów będzie zmyślona, ale chcę zachować choć w części prawdziwe imiona i nazwiska.
Cudowne ... Uspokoiłam się jak przeczytałam ze Rose nic nie jest. Nie wiem jak ja wytrzymam tyle czasu bez rozdziału, przecież to wiecznosc ... Pozdrawiam Ruda :**
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że dzisiaj kolejny. Mogłam odetchnąć z ulgą, Rose nie jest nic bardzo poważnego. A teraz pozostaje mi czekać na kolejny. Weny!
OdpowiedzUsuńUf. Mam nadzieje, ze z Rosę teraz wszystko będzie okej... Dymitr 😍 kocham go 💖💖
OdpowiedzUsuńBobo się rusza!!!! 💖💖💖