Tak bardzo cię kocham, Roza

Tak bardzo cię kocham, Roza

sobota, 27 sierpnia 2016

Rozdział 237

Rose:
Przebrana i szczęśliwa chwyciłam rękę męża. I ruszyliśmy w drogę. Jak się okazało Dymitr rozmawiał z lekarzem, który zgodził się żebyśmy wyszli na dwór. Wyszliśmy, a mnie owiało świeże powietrze. Wdychałam je z przyjemnością.
-I jak ci się podoba?-spytał Dymitr gdy szliśmy przez park.
-Jest wspaniale. Dziękuje.-powiedziałam szczęśliwa przytulając się do męża.
-Rozmawiałem z lekarzem i powiedział mi, że jeśli twoje wyniki się nie pogorszą jutro wieczorem będziesz już w domu.-powiedział Dymitr przytulając mnie mocno.
-Super.-powiedziałam przymykając oczy.
-Wszystko gra?-spytał zaniepokojony.
-Czuję się świetnie i rozkoszuje się chwilą.-powiedziałam otwierając leniwie oczy.
-To dobrze.-powiedział z ulgą.
-Mam dla ciebie dobre wiadomości.-powiedziałam z uśmiechem.
-Lekarze odkryli, że to ciąża bliźniacza?-spytał z nadzieją.
-Nie.-powiedziałam patrząc na niego zaskoczona.
-A, no to mów.-powiedział zrezygnowany.
-Chcesz bliźniaki?-spytałam zaskoczona.
-Chciałbym, ale i tak fajnie, że jest jedno. Dobra mów co to za super informacje.
-Mason i Mia....
-Zostaną rodzicami?-przerwał mi.
-Zamknij się.-oboje zaśmialiśmy się.-Dostaliśmy zaproszenie na ich ślub w maju.
-O, super.-powiedział zaskoczony Dymitr.
-Ale to nie wszystko.-powiedziałam wolno.
-Co jeszcze?
-Będę jedną z druhen.-powiedziałam powoli.
-Ale będziesz w ósmym miesiącu ciąży. Czy to bezpieczne?
-Kochanie, wiem będę wielkim wielorybem, ale Mia mnie o to poprosiła, a ja nie miałam serca jej odmówić, nie mogłam po tym jak pomogła mi uratować ciebie.
-Och, nie chodzi mi o to, że będziesz mieć ten słodki brzuszek, ale chodzi mi o twoje zdrowie.-powiedział zmieszany.
-Słodki brzuszek? Kochanie jeśli odziedziczyłam geny matki to będę jak ogromy wieloryb z nadwagą.-powiedziałam przypominając sobie jedyne zdjęcie matki w ciąży. Wyglądała jakby zjadała zdrowego mężczyznę w całości.
-To nic, będziesz piękna. Dla mnie zawsze jesteś śliczna.-powiedział całując mnie w czubek głowy. Już chciałam coś powiedzieć, ale rozdzwonił się telefon Dymitra.
-Bielikow słucham.-powiedział do słuchawki.-Spokojnie jest ze mną......Tak......Dobrze, rozumiem......Yhym......Zaraz wrócimy..... Dobrze, zrozumiałem......Do zobaczenia.-powiedział chowając telefon do płaszcza.
-Coś nie tak?-spytałam ciekawa.
-Szukają nas.-powiedział nawracając.
-A jak wrócimy możemy iść do kawiarni w szpitalu? Mam ochotę na gorącą czekoladę.-powiedziałam z uśmiechem.
-Jasne, jak pozwolą ci iść to nie widzę problemu.-powiedział łapiąc mnie w tali. Ruszyliśmy z powrotem do mojego więzienia. Gdy doszliśmy na miejsce przed drzwiami szpitala czekał na nas już lekarz wraz z moim ojcem. Zdziwiona spojrzałam na niego podejrzliwie, ale on posłał mi tylko beztroski uśmiech.
-Jak się strażniczka czuje?-spytał lekarz sprawdzając moje tętno.
-Bardzo dobrze.-powiedziałam szczęśliwa.
-Pozwoli strażniczka, że panią zbadam?-spytał patrząc na mnie.
-Może mnie pan zbadać u mnie w pokoju, a nie na środku korytarza?-spytałam patrząc na tych wszystkich ludzi.
-Dobrze.-powiedział od niechcenia lekarz. Po badaniu stwierdził, że jestem zdrowa i jutro mogę wracać do domu. Dymitr zapytał go jeszcze czy mogę iść do bufetu, a lekarz powiedział, że nie widzi przeciwwskazań. Podeszłam do ojca.
-Co ty tu robisz?-spytałam iście ciekawa.
-Przyjechałem sprawdzić jak się czujesz.-powiedział z niewinnym uśmiechem.
-Szefie sprawdziłem i wiem w którym jest pokoju.-do mojego ojca podszedł młody i zabójczo przystojny strażnik, no może nie był tak boski jak mój mąż, ale było na czym oko zawiesić.
-Dobrze.-powiedział zrezygnowany Abe .
-Abe do cholery coś ty znów wykombinował?-spytałam przerażona.
-Drobny wypadek przy pracy nic więcej.-powiedział odchodząc chciałam za nim biec, ale podszedł do mnie Dymitr mówiąc, że możemy iść. Zeszliśmy na parter i skierowaliśmy się do bufetu. Spojrzałam czujnie na pomieszczenie. Doskonale, jest tu sporo ludzi. Podeszliśmy do lady i zamówiliśmy dwie gorące czekolady i dwa pączki. Usiedliśmy przy stoliku z naszymi zamówieniami. Usiadłam na krześle obok Dymitra i zaczęłam jeździć ręką po jego udzie, Spojrzał na mnie zdziwiony, ale udałam, że tego nie widzę. Kreśliłam przeróżne wzroki i zbliżałam się delikatnie w stronę jego krocza. Gdy poczuł moją rękę w czułym miejscu jęknął cicho.
-Co się dzieje?-spytałam popijając czekoladę.
-Roza...-sapnął nie mogąc się skupić.
-Słucham?-czy ja nie jestem świetną aktorką? Pytałam siebie w duchu nie wierząc, że jestem tak opanowana.
-Nie...-wydusił cicho, a ja poczułam jak spodnie mu się zaczynają kurczyć i zaczynam czuć coś twardego.
-Kochanie co się dzieje?-spytałam ''zaniepokojona''.
-Roza...-powiedział patrząc na mnie, wykorzystałam chwilę i zatopiłam nasze usta w  pocałunku. Zaskoczony otwarł oczy, ale widząc w moich iskierki rozbawienia wkurzył się nie na żarty.
-Co ty robisz?!-szepnął wściekły.
-Oddaje ci, za szantaż.-odpowiedziałam również szeptem.
-Doprowadzając mnie do orgazmu?-spytał.
-Takie są kary.-mruknęłam wymijająco.
-Ach.-warknął.-Jedz.-ponaglił mnie.
-Spokojnie.-powiedziałam z ustami pełnymi pączka.
-Pora spać. Jutro cię wypuszczają powinnaś zbierać siły.-powiedział nie patrząc na mnie.
-Oj nie gniewaj się.-mruknęłam dźgając go w rękę.
-Będę.-powiedział jak małe dziecko.
-Dymitr, jedno dziecko się we mnie rozwija i mi wystarczy.
-Chodź już.-powiedział łapiąc mnie za rękę. Dopiero teraz się rozejrzałam. Wszyscy na nas patrzyli i Dymitr czuł się nieswojo.
-Idę.-mruknęłam.-Biedny Dimka się zawstydził.-powiedziałam gdy znaleźliśmy się w moim pokoju.
-Przezabawne.-powiedział siadając na fotelu na którym spędził trzy ostatnie noce.-Nazwałaś mnie Dimką?
-Tak. Kochanie idź do domu i wyśpij się w wygodnym łóżku. Proszę.-powiedziałam wiedząc, że jego plecy mają dość.
-Nic mi nie jest.
-Widzę, że bolą cię plecy.-powiedziałam patrząc na niego.
-Czuję się fantastycznie.-powiedział całując mnie w czoło.
-Jeśli nie chcesz tego zrobić dla siebie to zrób to dla mnie i dla dziecka.-powiedziałam patrząc na niego błagalnie.
-Roza to szantaż.-mruknął.
-Wiem, ale proszę.-powiedziałam patrząc na niego jak kotek ze Shreka.
-Ach dobra, ale jak się rano obudzisz już tu będę.-obiecał i pocałował mnie w czoło.
-Przynieś mi jutro normalne ciuchy.-poprosiłam.
-Nie ma sprawy.-powiedział i pocałował mnie w usta.-Ja tiebia lubliu Roza.
-Ja tiebia toże lubliu Dymitr.-powiedziałam kiwając mu na dobranoc. Gdy wyszedł poszłam do łazienki i się umyłam następnie poszłam do łóżka i zasnęłam natychmiast zmęczona i szczęśliwa.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej wczoraj nie miałam czasu ani chęci wstawić drugiego więc jest dopiero dziś. Mam dla was dobrą informację zaczęłam tworzyć coś na bloga o Zoey i Danile, ale na razie to jest jeszcze szkic. Jeśli macie jakieś ciekawe informację o Zoey lub Danile proszę was o pisanie albo w komentarzach albo na facebook'u. Jak zwykle proszę o komentarze.

4 komentarze:

  1. Świetnie i cudnie jak zawsze. Rose, ta kara to był genialny pomysł. Na szczęście wraca już do domu. A Dymitr rzeczywiście powinien odpocząć. Tyle wysiedział na tym krześle. No nic, pozostaje mi czekać na nn. Masy weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, Dymitr. Tego się nie spodziewałeś. 😂 Dobrze, że z Rose już lepiej. Już nie mogę się doczekać narodzin dziecka. 👶🏻

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że Rose już się lepiej czuje. Piękna zemsta.😂😂😂 Biedny Bielikow. Ale powinien już się nauczyć, że z kobietami, a zwłaszcza Rose się nie zadziera. I znowu się pokłócili. Ale jak się o siebie martwią...💖💖💖💖 Czekam na następny i życzę weny.😘😘

    OdpowiedzUsuń