Rose:
Wyszłam na dwór zobaczyć jak idzie Zoji i Dymitrowi lepienie misia. Ubrana w ciepłą kurkę i zaopatrzona w czapkę, szalik, rękawice i termos z czekoladą ruszyłam wejściem na taras. Zauważyłam ich w miejscu w którym stał łuk weselny i uśmiechnęłam się na wspomnienie tych chwil.
-Hej, może chwila przerwy?-spytałam podchodząc.
-A cemu?-spytała Zoja głaszcząc nogę misia.
-Przyniosłam gorącą czekoladę.-powiedziałam.
-Jej.-dziewczynka chwyciła kubeczek z parującą czekoladą i patrzyła na zaczętego misia. Miś miał na razie nogi i kawałek brzucha. Wyglądał jak biała maskotka.
-Towarzyszu mam też kawkę.-powiedziałam podchodząc do męża i wyciągając termos z kieszeni.
-Jesteś kochana.-powiedział całując moje czoło.
-Ładnie wam idzie.-zauważyłam.
-Wujek mówi jak mam lobic, a sam psuje.-powiedziała Zoja nalewając sobie czekolady.
-Wujek nie psuj.-zganiłam męża.
-Co ja? To ona usiadła misiowi na stopę.-powiedział oburzony Dymitr.
-To nie moja wina ze kiepsko utwaldziles tą stopę.-powiedziała Zoja z uśmiechem.
-Własna siostrzenica mi to robi.-powiedział załamany.
-Spokojnie zaraz siostrzeniec pomoże.
-Pawka?-spytała Zoja.-A po co on tu?
-Pomoże.-zauważył Dymitr.
-Musicie za jakąś godzinę przerwać lepienie bo obiad będzie.-powiedziałam widząc, że Pawka wybiega z willi.
-Tylko godzine?-spytała Zoja załamana.
-Niestety.
-Ciocia nam pomoze?-spytała z uśmiechem.
-Jak chcecie to pomogę.
-Tak ciocia.-powiedziała Zoja wtulając się w moje nogi.
-Roza wiedziałaś jak się ubrać.-powiedział Dymitr. Miałam na sobie dżinsy, a pod nimi grube rajstopy. Faktycznie ubrałam się idealnie.
-Dobra czym mam się zająć?-spytałam gdy Pawka do nas doszedł.
-Ciocia pomóz wujkowi w lobinu bzuska.-powiedziała Zoja.
-A ty i Pawka?-spytałam.
-A ja i Pawka dokończymy czekolade.-powiedziała z uśmiechem.
-Widzisz Roza jak nas dzieciaki wkopały.-powiedział Dymitr z uśmiechem. Zabraliśmy się za dokończenie brzucha i zaczęliśmy łapy oraz głowę.
-Ale sliczny.-powiedziała Zoja widząc, że kończymy robić uszy misia.
-Podoba się?-spytałam.
-Bardzo.-powiedział Pawka kończąc łapy misia.
-Zoja leć do domu po dwa kawałki węgla.-nakazał Dymitr.
-Ide.-powiedziała Zoja wesoło.
-Ale jest zimno.-zauważyłam dopiero teraz zrobiło mi się chłodno.
-Powinnaś iść do domu.-powiedział Dymitr przytulając mnie.
-Poczekam tylko aż Zojka dokończy misia.-powiedziałam wtulając się w męża.
-Ciocia ładnie wyglądasz jak jesteś w ciąży.-powiedział Pawka z uśmiechem.
-Dziękuje.-uśmiechnęłam się do chłopca i pokazałam żeby podszedł. Przytuliłam go do siebie i staliśmy w trójkę wtuleni.
-Ej a ja!-krzyknęła Zoja.
-Czekaliśmy na ciebie i zrobiło się zimno.-powiedział Dymitr podnosząc małą.
-Bo pan Abe nie miał węgielków i musiałam cekać.-powiedziała wkładając bryłki w miejsca gdzie powinny być oczy.
-Śliczny.-zauważyłam.
-I jest caly nas.-zauważyła Zoja.
-Tak.-powiedział Dymitr stając za mną i kładąc ręce na moim brzuchu.-Cały nasz.
Wiedziałam, że w tej chwili nie mówi o bałwanie, a o naszym dziecku i uśmiechnęłam się do niego porozumiewawczo.
-Chodźcie do domu bo zimno.-powiedziałam czując jak nawet przez rękawiczki jest mi zimno w ręce.
-Tak ciocia Rose ma rację.-powiedział Dymitr. Dzieciaki ruszyły pędem w stronę domu, a my wolno ruszyliśmy za nimi.-Jak się czujesz?-spytał zmartwiony Dymitr.
-Dobrze, a jak mam się czuć?-spytałam patrząc na męża zdziwiona.
-Roza widziałem jak parę razy krzywiłaś się z bólu.-miał rację dziecko dość dużo dziś się rusza i ciągle mocno kopie.
-Spokojnie to tylko kopniaki.-powiedziałam gładząc brzuszek.
-Idziemy się wykąpać?-spytał Dymitr.
-Jak zdążymy przed obiadem to tak.-weszliśmy do domu i okazało się, że do obiadu mamy jeszcze pół godziny. Poszliśmy z mężem pod prysznic gdzie nie obyło się bez czułości. Wyszliśmy spod prysznica. Szybko wysuszyłam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Ubrałam czarne, ciążowe rurki i białą, luźną koszulę w różową kratę. Do tego ubrałam trampki. Zeszliśmy gdy dzieciaki siadały do stołu więc chyba przyszliśmy w ostatniej chwili. Usiedliśmy obok Wiktorii która rozmawiała z kimś przez telefon. Jak się domyśliłam z Mikołajem.
-Rose, Dymitr chodźcie na chwilę.-ojciec stał w drzwiach i dziwnie na nas patrzył. Wstaliśmy z miejsc i ruszyliśmy do gabinetu mojego ojca. Siedział za biurkiem i patrzył jak siadamy na przeciwko niego.
-Coś się stało?-spytaliśmy z Dymitrem jednocześnie.
-Mam coś dla was. Jest to już u mnie długo, ale zapominam wam to dać.-mówiąc to sięgnął do szafki w biurku i wyciągną średniej wielkości pudełko i podał nam. Ciekawa otworzyłam górne wieko. Moim oczom ukazały się zdjęcia z naszego ślubu i jakieś pudełko w którym zapewne był nagrany cały ślub.
-Ale nie miało być tego wszystkiego. Znaczy się sesja była, ale zupełnie o niej zapomniałam.-powiedziałam przeglądając zdjęcia.
-Stoi u mnie od września, a ja wiecznie o nim zapominam. Mam nadzieję, że podobają wam się zdjęcia.
-Są śliczne.-powiedziałam szczerze.
-To się cieszę, a teraz chodźcie na obiad.-powiedział z uśmiechem wstając, a my zaraz za nim.
Zoja! <3 Dymitr! <3 Maluch w brzuchu Rose! <3 Koocham <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nastęęępny :D :D :D
Cudny, cudny i jeszcze raz cudny rozdział. Nie mam nic do dodania. Weny i czekam na nn
OdpowiedzUsuńCudne dziecko. Uwielbiam Zoję. Piękny bałwan. Na pewno ładniejszy nawet od Olafa. Romitri Awww...... kocham ich. Z tym pudełkiem to bałam się, że to kolejny prezent od Taszy. A to ze ślubu. 😍😍😍😍😍😍 Czekam na następny i życzę weny💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńAAAA zdjęcia ślubne <3 <3
OdpowiedzUsuńKocham takie niespodzianki <3
Czekam na kolejny rozdzialik
Zoja jest cudowna :-) A ten misio ze śniegu no bomba po prostu. Dymitr jak zawsze troskliwy i opiekuńczy, uwielbiam jak taki jest.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i pozdrawiam