Rose:
-Możesz mi to wyjaśnić?-spytał podrywając się z krzesła.
-Ale co?-spytałam nic nie rozumiejąc.
-Kogo to jest dziecko?-spytał wskazując mój brzuch. Zmarszczyłam brwi nic nie rozumiejąc. Przecież on wie kogo to dziecko.
-Twoje.-powiedziałam spokojnie.
-Moje?-zaśmiał mi się prosto w twarz.-A nie Jessego?
-Kogo?-spytałam zaskoczona.
-No chyba kojarzysz Jessy Zelkos, a może spałaś z tyloma, że już nawet imion nie rozróżniasz?-spytał wściekły.
-Dymitr co ty pieprzysz? Nigdy z nikim innym nie spałam niż z tobą!-krzyknęłam wścieła.
-Spotkałem Jessego i Ralfa. Pochwalili cię.
-Co?-spytałam zszokowana.
-O mówili jaka jesteś świetna w łóżku i jak to już nie mogą się doczekać aż dzidziuś się urodzi i będą mogli się przekonać kogo to dziecko.-powiedział ze łzami w oczach.-A ja wierzyłem, że to moje dziecko. Jaki ja byłem głupi wierząc, że jednak udało mi się spłodzić dziecko.
-Ty draniu!!!-wydarłam się płacząc.-Myślisz, że cię zdradziłam?
-Rose mieliśmy 3% szans na dziecko. Myślisz, że wierzę w to, że to moje dziecko?
-Dymitr ono jest twoje.
-Skąd mam mieć pewność!?
-Możesz mi po prostu uwierzyć.-powiedziałam zniekształconym głosem.
-Nie wiem czy mogę ci zaufać. Żałuję, że nie wybrałem Taszy.-w tej chwili moje serce roztrzaskało się na milion kawałków.-Ale przynajmniej dobrze się bawiłem.
-Cieszę się, że chociaż ty się dobrze BAWIŁEŚ.-podkreśliłam ostatnie słowo bezbarwnym głosem.-Dla mnie było to coś poważnego.
-Rose miłość przemija moja się skończyła.-po raz drugi powiedział te słowa, a mnie zabolały tak samo jak za pierwszym.
-Czyli co rozwód?-spytałam zmęczona.
-Jestem jak najbardziej za.-powiedział patrząc na mnie chłodno.
-To ja.........pójdę się spakować. Nie będę ci więcej przeszkadzać.-powiedziałam kładąc na biurku obrączkę, pierścionek zaręczynowy i bransoletkę.
-Obrączkę możesz wziąć nic dla mnie nie znaczy.-zabolało. Poczułam kopniaka. Położyłam dłoń na brzuszku żeby dziecko wiedziało, że jest bezpieczne i wyszłam z gabinetu, skierowałam się do garderoby i zaczęłam pakować swoje ciuchy. Płakałam jak małe dziecko, a dziecko w moim brzuchu coraz mocniej kochało.
-Spokojnie skarbie, wszystko się ułoży. Damy sobie radę. Dziadek Abe nam pomoże. Zobaczysz wszystko się ułoży, będziemy szczęśliwi.-wstałam z podłogi i ruszyłam do naszej sypialni. Jeszcze rok temu ciężko było by mi uwierzyć, że będę miała takie miejsce z Dymitrem, obecnie nie chce mi się myśleć co tam robiliśmy. Weszłam do sypialni gdzie siedział i patrzył na mnie z obrzydzenie.
-Przyszłam tylko po kosmetyki.-powiedziałam widząc, że coś mu się nie podoba.
-Weź wszystkie, nie mam ochoty cię więcej oglądać.-powiedział chłodno.
-Nie martw się. Ja i dziecko znikniemy z twojego życia. Mój ojciec się wszystkim zajmie.-powiedziałam zabierając ostatnie rzeczy z łazienki. Wyszłam z sypialni płacząc. Czyli jednak moje idealne małżeństwo się rozpada. Weszłam do pokoiku który miał należeć do dziecka i spakowałam jego rzeczy. Zamknęłam walizki i weszłam do sypialni.
-Byłbyś chociaż tak miły i pomógł mi znieść walizki? Chociaż na sam hol?-spytałam.
-Ewentualnie.-burknął. Gdy weszliśmy po raz ostatni weszliśmy na górę.
-Powiem ci tyle. Dlatego nie chciałam brać tego cholernego ślubu. Po to żeby nie spieprzyć tego o co tak długo walczyłam. Ale wiesz co? Aktualnie mam w dupie ciebie i naszą miłość najbardziej mi szkoda tego dziecka.-powiedziałam pokazując swój brzuch.-I wiesz co? Nie będę winić siebie tylko ciebie bo to tobie tak zależało na ślubie. To ty spieprzyłeś to o co tak długo walczyłam.
-Skończyłaś ten swój cholerny wywód?-spytał
-Nie. Żałuję każdej chwili w której myślałam i patrzyłam na ciebie. Żałuję dnia w którym cie poznałam. Żałuję tych twoich ckliwych słówek w której ja idiotka wierzyłam, ale dzięki tobie nie będę już tak głupia i nigdy się nie zakocham.
-Może się nie zakochasz, ale dupy innym dasz.-powiedział z głupkowatym uśmiechem. Podeszłam do niego i szczeniłam mu prosto z liścia.-Jakbyś potrzebowała alfonsa znasz mój numer.-dodał rozmasowując policzek.
-Spieprzaj.-powiedziałam wściekła.
-Co jak co, ale w łóżku nie masz sobie równych.-powiedział spokojnie.
-Super, cieszę się, że chociaż jedna rzecz we mnie ci się podoba.-powiedziałam kładąc na stoliku klucze. Wzięłam ostatnią walizkę i ruszyłam do drzwi, ale wpadłam na Sonie i Lissę.
-Stój!-krzyknęły wpychając mnie do mieszkania.
-O co wam chodzi nie chcę mieć z nim nic do czynienia.-powiedziałam gdy wepchnęły mnie na Dymitra.
-Nikt stąd nie wyjdzie dopóki nie dowiemy się gdzie jest źródło ducha.
-Co?
-W waszym domu jest duch.-powiedziała Sonia patrząc czujnie na mnie i Dymitra.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej wiem wiem jestem zła. Z góry mówię: DZIŚ NIE BĘDZIE DRUGIEGO.
Ochraniłam cię i ochranie jeszcze bardziej gdzie indziej...A teraz!? Czy ciebie pogięło kobieto?! Dlaczego ich niszczysz!?
OdpowiedzUsuńDymitr! Otrząśnij się chłopie!? Jakim prawem sugerujesz, że Rose jest dziwką?! Skąd u ciebie wogóle takie słownictwo! Otrząśnij się, bo zachowujesz się jak kretyn, dupek i kto tam jeszcze jest! Bielikow!!!!
Rooose! Nie płacz. Będzie dobrze. Popatrz, Lissa i Sonia przyszły i zaraz wam wszystko wyjaśnią.
Nie pozalam na żaden rozwód! Wyplujcie wszystko co powiedzieliście, bo i jedno i drugie gada takie głupoty, że szok! No już! Hop siup jedno drugie ma przeprosić i godzimy się moi drodzy! Ja nie mam zamiaru mieć kolejnego koszmaru, więc MUSICIE się pogodzić!
Ola.... Okej, dziś nie,ale jutro nie ma wymówek obowiązkowo rozdział i wszystko mi wyjaśniasz, bo 3 zła noc to będzie za dużo!
Foch z przytupem :-/ :-[
OdpowiedzUsuńJaki duch????
OdpowiedzUsuńJesteś OKROPNA jak możesz kończyć w takiej chwili błagam cie DODAJ JAK NAJSZYBCIEJ ROZDZIAŁ <3
Z okazji tego, że dzisiaj twoje święto, to nie będę na Ciebie krzyczeć, ani marudzić. Rozdział mi się bardzo spodobał i już nie mogę się doczekać jak dalej pociągniesz ten wątek. :D
OdpowiedzUsuń