Rose:
Od dwóch tygodni biegam z Dymitrem na nowo. Przyjemnie wrócić do starych nawyków. Niestety nasz związek jest w takim samym stanie jak dwa tygodnie temu, może nie jest już tak niezręcznie, ale i tak ciągle czuję się źle.
-Rose starczy na dziś!-krzyknął Dymitr biegnąc za mną.
-Dobiegnijmy tylko do tamtego drzewa.-poprosiłam.
-Rose biegniemy już 16 km.-powiedział stając przy mnie .
-Czyli co? Wracamy?
-Tak, ale marszem.-powiedział patrząc na mnie z uśmiechem.
-Dobrze.-powiedziałam spokojnie. Ruszyliśmy z powrotem do domu.
-Jak się czujesz?-spytał patrząc na mój brzuch.
-Dobrze, od kiedy biegamy dziecko tak mocno nie kopie.-mówiłam prawdę, dziecko się uspokoiło. Miło było czuć kopniak które nie zrywały z nóg.
-To dobrze. Mogę zadać ci pytanie?-spytał nieśmiało.
-Jasne.
-Czy mogę iść z tobą do ginekologa?-spytał nie patrząc na mnie.
-Chcesz?-spytałam zdziwiona.
-Jasne.-uśmiechnął się do mnie wesoło.-Co chcesz dziś robić?-spytał.
-Nie wiem. Może obejrzymy film?-spojrzałam na niego.
-A jaki?
-Obejrzałabym jakąś komedie.
-Zgoda.-powiedział otwierając drzwi przede mną. Weszliśmy do holu i skierowaliśmy się do naszego mieszkania.
-Kto idzie pierwszy pod prysznic?-spytałam gdy zaczęliśmy się rozbierać. Zima pokazała na co ją stać i na dworze było 30 stopni na minusie.
-Idź pierwsza, a ja przygotuję ci coś do jedzenia.-powiedział wchodząc do kuchni.
-Zgoda.-powiedziałam wbiegając na górę. Chwyciłam pierwsze ciuchy jakie znalazłam w garderobie i skierowałam się do łazienki. Ciepły prysznic pomógł mi ogrzać ciało i pomyśleć. Dymitr stara się by potrawy jakie mi serwuje były coraz bardziej zdrowe. Jeśli tak dalej pójdzie to skończę na wodzie źródlanej. Nic nie wolno mi jeść. Czyściutka wyszłam z łazienki i skierowałam się na dół. Dymitr kończył gotować kurczaka na parze.
-Skąd znasz te wszystkie przepisy?-spytałam obierając owoce.
-Sam nie wiem. Jakoś są w mojej głowie.-powiedział uśmiechając się. Zaczęłam robić świeżo wyciskany sok z marchwi, jabłek, banana i mrożonych truskawek. Nalałam soku do szklanek i ruszyłam do salonu. Postawiłam soki na stole i wróciłam do kuchni.
-Nauczysz mnie gotować?-spytałam gryząc kawałek marchwi.
-Jasne, a co chciałabyś gotować?
-Cokolwiek.
-Dobrze coś wymyślimy.-zaśmiał się.-Zrobisz sałatkę?-spytał krojąc kawałki kurczaka.
-Jasne.-powiedziałam zabierając ogórka. Pokroiłam pomidory, ogórki, sałatę, ser kozi, wszystko doprawiłam suszonymi przyprawami i ruszyłam z sałatką do salonu.-Czy w czymś jeszcze ci pomóc?-spytałam widząc jak ładnie kroi pieczone ziemniaczki w paseczki.
-Nie teraz możesz iść do salonu i poczekać na mnie.-powiedział układając wszystko na talerzu. Usiadłam przy stole i spojrzałam przez okno. Na dworze rozpętała się śnieżyca.
-Towarzyszu udało nam się w ostatniej chwili wrócić do domu.-powiedziałam widząc jak wchodzi do salonu z talerzami. Jeden położył przede mną, a drugi wziął dla siebie.
-Tak masz rację.-powiedział patrząc przez okno.-A teraz smacznego.
-Smacznego.-odpowiedziałam i zabrałam się za jedzenie. Byłam strasznie głodna więc wyczyściłam talerz jak tylko się dało.
-Smakowało?-spytał Dymitr zabierając talerze.
-Pycha.-powiedziałam gładząc brzuszek. Czułam jak dziecko wygodnie układa się w moim brzuchu jakby miało zrobić sobie drzemkę.
-Rusza się?-spytał wracając do salonu.
-Najadło się więc czas na drzemkę.-zażartowałam.
-Nam też by się przydało.-powiedział kucając obok mojego krzesła.
-Chcesz zrobić sobie drzemkę?-spytałam zaskoczona.
-Bardziej myślałem o tym żeby obejrzeć tą komedię, ale drzemka to nie głupi pomysł.
-Idziemy oglądać.-nakazałam wstając. Usiedliśmy na kanapie i włączyliśmy telewizor. Dymitr znalazł jakąś komedię i wygodnie usiedliśmy oglądając. Zrobiło mi się zimno i mimowolnie zadrżałam.
-Zimno ci?-spytał.
-Trochę.-przyznałam.
-Weź koc i chodź. Przytulę cię.-jak kazał tak zrobiłam i już po chwili byłam w ciepłych ramionach.-Lepiej?
-O wiele.-powiedziałam wtulając się w tors męża. No właśnie męża, który wygarnął mi, że jestem dziwką. Po mimo tego, że to nie były jego słowa to i tak bolały. Ciężko mi to wybaczyć tym bardziej, że większość Dworu uważa mnie za dziwkę, która daje na prawo i lewo, a głupi mąż trwa przy mnie.
-Roza znaczy Rose..........wszystko dobrze?-spytał widząc, że posmutniałam.
-Jasne.-skłamałam.
-Widzę, że coś nie tak.
-Nie jest dobrze.-powiedziałam poprawiając się.-Czujesz?
-Co?
-Rusza się.-powiedziałam kładąc jego dłoń na swoim brzuchu. Chwilę leżeliśmy w ciszy, a po chwili Dymitr się uśmiechnął.
-Jakie to uczucie?-spytał.
-Śmieszne.-przyznałam szczerze.
-Chciałbym wiedzieć jak ty to czujesz.
-Może kiedyś się przekonasz.-powiedziałam z uśmiechem.
-Mam być w ciąży?-spytał zaskoczony.
-Nie, ale jest taki specjalny gaz dzięki któremu mężczyźni czują się tak jakby rodzili.-powiedziałam z uśmiechem.
-Chcesz mi takie coś kupić?
-Może.-zaśmiałam się, a on mi zawtórował. Dymitr to naprawdę super przyjaciel.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej wiem wiem wczoraj nie było dziś dodaję późno, ale jutro postaram się nadrobić. W tygodniu miałam urodziny, a teraz je dopiero świętuję i mam gości i to dlatego.
Przyjaciel?! Rose, przecież doskonale wiesz, że on cię kocha. Przecież to nie był on. Wybaczyłaś mu to co robił jako strzyga, a jednego słowa nie umiesz wybaczyć? Wy nie możecie być przyjaciółmi. Za bardzo się kochacie. Ale czy małżeństwo, czy przyjaciele, są słodcy. Czekam na następny i życzę weny💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Karingą. Właśnie Rose, wybaczyłaś mu to, że był strzygą a jednego słowa nie możesz? Rozdział cudny jak zwykle. Oprócz tego wszystkiego najlepszego życzę, ogromu weny i czekam na nn.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego <3
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo
OdpowiedzUsuń