Nadszedł dzień powrotu na Dwór. Oboje byliśmy jak struci, dobrze nam było przy Bielikównach i ciężko nam było się z nimi żegnać. Właśnie zastanawiałam się czy spakowałam wszystko, kiedy dziecko zaczęło się ruszać.
-Hej maluchu. Wiem mama i tata też nie chcą wracać, ale trzeba wrócić. Tatuś ma niedługą ważną naradę na, której będzie reprezentował mamusię.-powiedziałam czule do brzuszka.
-Co to za smutna minka?-spytał Dymitr wchodząc do pokoju i klękając przede mną.
-Bo my z dzieckiem nie chcemy jechać.-powiedziałam smutno.
-Ojej biedactwa moje.-Dymitr uśmiechnął się i pocałował najpierw mnie w usta, a potem w brzuch.
-Zobaczycie wrócimy tu szybciej niż wam się wydaje.-powiedział z uśmiechem, ale wiedziałam, że sam jest smutny.
-A co ty taki szczęśliwy?-spytałam głaszcząc brzuszek, który jak zawsze pod wpływem Dymitra się rozszalał.
-A czym mam się smucić?-spytał z uśmiechem.
-Tym, że wyjeżdżamy?-spytałam.
-Roza za dwa miesiące dziewczyny przyjeżdżają do nas więc się nie smucę.-powiedział dotykając czule brzuszka.
-To może faktycznie nie ma co się smucić.-spojrzałam na męża.-Dziękuję, że mnie tak szybko pocieszyłeś.-powiedziałam nachylając się do niego.
-Roza nie ma za co dziękować.-powiedział oddając pocałunek.
-Ciocia, wujek nie jedcie.-Zoja weszła do pokoju z smutną buźką.
-Musimy.-powiedziałam siadając na kolanach Dymitra. Zoja wskoczyła na łóżko obok Dymitr i się w nas wtuliła.
-Dlacego?-spytała.
-Niedługo mam ważną naradę i muszę się do niej przygotować.-Dymitr uśmiechnął się do Zoji.-Zojka nie ma co się smucić. Na wakacje przyjedziecie.-Dymitr uśmiechnął się jeszcze szerzej, a ja zrozumiałam z czego się cieszy. Za dwa miesiące będę po porodzie. Odetchnęłam głęboko żeby się uspokoić, ale nie pomogło.
-Naplawde?-spytała.
-Tak.
-To supi!-krzyknęła przytulając się do nas.
-Widzisz, nie ma co się smucić.-Dymitr spojrzał na mnie i zauważył, że coś jest nie tak.-Zojka idź na dół powiedz babci, że my zaraz jedziemy.
-Dobze.-powiedziała wychodząc z pokoju.
-Roza co się dzieje?-Dymitr spojrzał na mnie.
-Za dwa miesiące rodzę.-powiedziałam patrząc na niego z przerażeniem.
-Cały czas się boisz?-spytał głaszcząc brzuszek.
-Ty też byś się chyba bał, gdybyś nie wiedział co cię tam czeka.-powiedziałam wchodząc do łazienki żeby sprawdzić czy wszystko mamy.
-Tak, bałbym się.-powiedział zamykając walizki.-Mamy wszystko?
-Tak. Dlatego nie dziw mi się, że się boję.-powiedziałam patrząc jak znosi walizki.
-Nie dziwię się.-powiedział z uśmiechem. Podałam mu płaszcz i weszłam do salonu. Siedziały tam wszystkie Bielikówny. Pierwsza wstała Olena.
-Uważajcie po drodze, a ty Rose dbaj o siebie.-powiedziała przytulając mnie z uśmiechem.
-Na pewno będziemy i spokojnie Dymitr nie pozwoli mi o siebie nie dbać.-dodała z uśmiechem. Po kolei żegnałam się ze wszystkimi. Teraz przyszła najtrudniejsza chwila. Wsiedliśmy do samochodu, patrząc na dom. Zoja już płakała i rwała się z rąk Karoliny, a reszta z smutnym uśmiechem nam kiwała. Dymitr ruszył i już po chwili wyjechaliśmy z Bai.
-Będę tęsknić.-powiedziałam siadając wygodniej.
-Ja też, ale mama przygotowała nam wałówkę na podróż więc dopóki ją mamy to nie tęsknię.-zaśmiał się Dymitr.
-To trzeba ją zachować jak najdłużej.-powiedziałam z uśmiechem.
-Nie wytrzymam za długo. Widziałem jakie mama pyszności tam pakowała.-Dymitr spojrzał na torbę z jedzeniem, która leżała na tylnym siedzeniu.
-Patrz na drogę bo nas zabijesz.-powiedziałam dźgając go w ramię.
-Dobrze już.-powiedział masując ramię.
-Idziesz ze mną do ginekologa?-spytałam masując brzuszek.
-Kiedy?-spytał spoglądając na brzuszek.
-Początek maja.-powiedziałam z uśmiechem.
-Teraz nie byłaś.-stwierdził bardziej niż spytał.
-Nie miałam kiedy, ale w tym miesiącu pójdę dwa razy.-zapewniłam.
-Roza, to nie są żarty. To nasze dziecko.-zwrócił mi uwagę.
-Dymitr wiem. Po prostu wiecznie coś się działo i nie było kiedy.-powiedziałam spoglądając na niego.
-Niech ci będzie, ale żeby to było ostatni raz.-powiedział ostro.
-Uwierz wątpię, żebym zdążyła to jeszcze raz zrobić.-warknęłam.
-A drugie dziecko?-spytał.
-Drugiego nie będzie.-skończyłam temat, patrząc przez okno.
-Dlaczego nie chcesz drugiego dziecka?-spytał.
-Po pierwsze nie wiadomo czy mamy szanse na drugie, a po drugie ja nie do końca mogę mieć drugie.-nie chciałam mu tego mówić, ale mnie wkurzył.
-Roza?-Dymitr spojrzał na mnie.
-Lekarz powiedział, że obecne wyniki są dobre, ale wątpi by przy drugiej ciąży były takie.-powiedziałam patrząc w okno.
-Kiedy chciałaś mi to powiedzieć?-spytał.
-Chciałam cię odwieźć od pomysłu z drugim dzieckiem.-powiedziałam spokojnie.
-Czyli znów nie miałem się o czymś dowiedzieć?-spytał wściekły.
-Nie chciałam cię denerwować!-krzyknęłam zrozpaczona.-Wolałam żebyś myślał, że nie chcę tego dziecka!-rozpłakałam się na dobre. Cholerne hormony.
-Roza słoneczka spokojnie.-Dymitr już chciał zjechać na pobocze.
-Jedź.-nakazałam.
-Ale...
-Proszę cię jedź. Chcę być jak najszybciej na lotnisku.-powiedziałam wycierając łzy.
-Jak wolisz.-powiedział kładąc mi dłoń na udzie co bardzo mnie uspokoiło
O... Biedni. Nie będą mogli mieć więcej dzieci. Ale dobrze, że mają jedno. Dymitr, spokojnie, gdzie twoje opanowanie. Czekam na następny i życzę weny. 💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńO jeju biedni
OdpowiedzUsuń