Tak bardzo cię kocham, Roza

Tak bardzo cię kocham, Roza

czwartek, 10 listopada 2016

Rozdział 312

Kolejny dzień budzę się sama w łóżku. Dymitr od czterech dni wraca tak późno, że się z nim nie widzę i strasznie za nim tęsknie. Niechętnie wstałam z łóżka i ruszyłam na dół zrobić sobie śniadanie. Zastałam miłą niespodziankę. Na stole stała jeszcze ciepła herbata i kanapki, a obok nich leżała kartka. Podeszłam z uśmiechem do talerza i chwyciłam kopertę. Otwarłam ją i zaczęłam czytać:
''Roza, wiem, że za mną tęsknisz i uwierz mi, że ja za tobą też,
ale dziś wybiorą jedną osobę, która będzie z nimi rozmawiać.
Więc od jutra będę mieć dla ciebie dużo więcej czasu.
I może wreszcie zdecydujemy się kiedy iść ta to niesamowite
USG. Nawet nie wiesz jak bardzo chcę zobaczyć naszą fasolkę.
Bardzo tęsknię i obiecuję, że spróbuję dziś wrócić szybciej. 
Kocham Cię bardzo.
Ps.Zjedz śniadanie i wypij herbatkę.
Ps.2 Wiem, że zachowuję się jak TATUSIEK, ale martwię
się o moją piękną żonę.
Z wyrazami miłości Dymitr''
Uśmiechnęłam się widząc ten list. Jest taki kochany i nadopiekuńczy. Będzie świetnym ojcem dla naszego dziecka. Usiadłam i zabrałam się za śniadanie. Jeśli kanapki można dzielić na grupy to te są zdecydowanie z najwyższej półki. Matko jakie one pyszne! Nie wierzę, że tak zachwycam się kanapkami. Po przepysznym śniadaniu ruszyłam na górę ubrać się i umyć. Gotowa zeszłam na dół. Zastanawiałam się co zrobić i stwierdziłam, że zrobię pranie. Ale jak? Zastanawiał się chwilę, ale ktoś zadzwonił do drzwi. Poszłam otworzyć, a moim oczom ukazały się Sonia i Sydney z Declanem.
-Hej można?-spytała Sydney poprawiając małego na rękach.
-Jasne, uratujecie mnie.-powiedziałam z uśmiechem.
-Jak mamy cię uratować?-spytała Sonia.
-Jak włączyć pralkę?-spytałam z uśmiechem.
-Rose ty nie nadajesz się na kurę domową.-zaśmiała się Sydney puszczając Declana, który od razu zaczął raczkować.
-Wiem, dlatego proszę o pomoc.-powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-Chodź pokazać nam tę machinę zagłady, która pokonała wielką Rose Hathaway-Bielikow.-Sonia poklepała mnie po plecach i ruszyłyśmy do pralni. Dziewczyny wszystko mi wytłumaczyły i pomogły włączyć odpowiedni program. Pranie nie jest trudne, ale podziwiam dziewczyny, że wiedziały jak to wszystko ustawić. 
-Dzięki.-powiedziałam gdy weszłyśmy do salonu.-Czegoś się napijecie?
-Mogłabym poprosić sok?-spytała Sonia głaszcząc brzuszek.
-A ty Sydney?
-Kawę?
-Robi się.-powiedziałam idąc w stronę kuchni, ale Declan chwycił mnie za nogę.-No hej śliczności.-powiedziałam uśmiechając się do chłopca. Mały popatrzył na mój brzuszek i dotknął go zaciekawiony, chciałam się odezwać, ale wiedziałam, że Sonia nic nie wie, a Sydney i Adrian prosili o dyskrecję. Pocałowałam małego w czółko i podałam go Sydney. Popatrzyła na mnie znacząco, a ja uśmiechnęłam się do niej. Weszłam do kuchni i przygotowałam dziewczyną napoje. Wróciłam do salonu i zaczęłyśmy gadać.
-Nie wiem czy będę na ślubie Mii i Masona.-powiedziała Sonia odkładając szklankę.
-Dlaczego?-spytałyśmy jednocześnie z Sydney.
-Na dwudziestego siódmego mam termin.-powiedziała ze zmartwioną miną.-A przy trojaczkach jest ryzyko wczesnego porodu.-powiedziała gładząc brzuch.
-Ale byłabyś furorą jakbyś zaczęła rodzić podczas przysięgi.-zaśmiałam się za co oberwałam poduszką.
-Zamknij się. Nawet nie wiesz jak bardzo się tego boję.-powiedziała z wystraszoną miną.
-Spokojnie, sama boję się porodu.-powiedziałam gładząc brzuszek.
-Sydney, a jak u ciebie przebiegał poród?-spytała Sonia.
-U-u mnie?-Sydney spojrzała na mnie.-Nie pamiętam za wiele.-ucięła temat.
-Widzę, że za wiele nie pamiętasz, a to może dlatego, że Declan nie jest twoim biologicznym dzieckiem.-Sydney zakrztusiła się kawą i musiałam ją poklepać po plecach.
-Co?-spytała zszokowana.
-Sydney, Declan ma taką samą aurę jak dziecko Rose i Dymitra. Dawno się domyśliłam licząc, że w końcu mi powiesz, ale nie więc chcę poznać prawdę.-Sonia w tej chwili wydawała się zmęczona. Sydney popatrzyła na mnie, a ja skinęłam jej głową na znak, że już czas. Wzięła głęboki wdech i zaczęła o wszystkim opowiadać. Sonia słuchała uważnie, a ja się nie wtrącałam tylko skupiłam się na Declanie. Moje dziecko może podobnie się zachowywać więc wolałam się mu przyjrzeć. Widziałam, że mały jest troszkę inny niż dzieci w jego wieku, ale poza tym był słodkim brzdącem jak każde dziecko. W końcu Sydney skończyła i popatrzyła ze skruchą na Sonię.
-Wybacz, że nic ci nie powiedziałam, ale chciałam żeby Declan miał normalne dzieciństwo, nie chcę żeby skończył jako królik doświadczalny.-powiedziała spuszczając głowę, a mnie ścisnęło w żołądku. Declan nie skończy jako królik doświadczalny, ale moja fasolka jak najbardziej może tak skończyć. Wstałam gwałtownie, a dziewczyny spojrzały na mnie czujnie.
-Rose co się dzieje?-spytała Sydney.
-Nic muszę iść do toalety.-powiedziałam kierując się do łazienki. Kiedy zamknęłam drzwi pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach. Nie pozwolę by fasolka tak skończyła. Głaskałam brzuszek starając się uspokoić i po bardzo długiej chwili mi się to udało. Doprowadziłam się do stanu w którym mogłam pokazać się dziewczyną i wszyłam z łazienki.

3 komentarze:

  1. Nie martw się Rose, Dymitr nie pozwoli, zeby Wasze dziecko skończyło jako królik doświadczalny. Przez chwile myślałam, ze Rose zacznie rodzic, ale to tylko (lub aż!) atak paniki. 🤔😏

    OdpowiedzUsuń
  2. Potrzeby jest teraz Dymitr. Niech ja pocieszy! A Rose niech sie nie martwi! Nic sie nie stanie ich dziecku. Będzie miało za dobrą ochronę
    Super czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie martw się Rose tak się nie stanie

    OdpowiedzUsuń