Nadszedł czerwiec i upały. Cieszę się, że Dymitr pomyślał o klimatyzacji w domu, nie wiem jakbym wytrzymała w trzydziestu stopniach w dziewiątym miesiącu ciąży. Podczas ostatniej wizyty u ginekologa lekarz stwierdził, że dziecko urodzi się na początku lipca. Dymitr łazi za mną krok w krok, bo jak twierdzi ''Jak zaczniesz rodzić to będę w stanie ci pomóc''. Ja za każdym razem się wściekam bo wierzę lekarzowi i nie martwię się wcześniejszym porodem. Sonia wyszła ze szpitala pierwszego czerwca, a ja od razu pognałam do nich by zobaczyć te słodkie kruszynki. I muszę wam powiedzieć dzieci są śliczne. Max jest bardzo podobny do taty, Sophia to kserokopia Soni, a Ryan jest podobny do Soni, ale widzę w nim również Michaiła. Dymitr gdy tylko zobaczył dzieci spojrzał z szerokim uśmiechem na mój brzuch. To źle wróży. Dziś Dymitr wymyślił sobie, że czas skręcić meble ogrodowe, które kupił gdy remontował dom. Siedziałam w salonie i patrzyłam na niego przez otwarte drzwi tarasowe.
-Dymitr, a nie lepiej jakbyś spojrzał do instrukcji?-spytałam patrząc jak się męczy.
-Nie. Instrukcje są dla nieudaczników.-powiedział siłując się z oparciem.
-Tak może masz rację, ale przypomnieć ci incydent z szafą do pokoiku dziecka?-spytałam.
-Niech ci będzie.-westchnął sięgając instrukcję.
-Nalać ci lemoniady?-spytałam z szerokim uśmiechem. Widziałam jak pot spływa mu po czole.
-Ale z lodem.-spojrzał na mnie z wdzięcznością. Wstałam ociężale z kanapy i ruszyłam do kuchni. Brzuszek jeszcze bardziej urósł i stał się jeszcze cięższy więc obecnie wyglądam jak wielki wieloryb, a chodzę jak kaczka. Wyciągnęłam dzbanek lemoniady z lodówki i kostki lodu z zamrażarki, sięgnęłam szklankę i wrzuciłam do niej lód, który zalałam lemoniadą. Weszłam na taras i dopiero teraz poczułam jak jest gorąco.
-Proszę.-powiedziałam z uśmiechem.
-Jesteś wspaniała.-Dymitr uśmiechnął się do mnie.
-Może lepiej jak będziesz składał meble w salonie?-spytałam. Zrobiło mi się go szkoda.
-Nie jest dobrze.-powiedział przecierając czoło ręką.
-Dymitr jesteś cały mokry, a w domu jest przyjemnie.-starałam się go namówić.
-Może masz rację.-spojrzał na mnie.-Dokończę tylko to krzesło i przyjdę do domu.
-To ja ci pomogę i pozanoszę te wszystkie deski do domu.-powiedziałam kucając obok niego.
-O nie. Zapomnij. Ty idziesz grzecznie do domu i odpoczywasz.-powiedział szybko.
-Dymitr ja jestem w ciąży nic mi się nie stanie jeśli trochę podźwigam.
-Roza jeśli zaczniesz teraz rodzić i to przez to, że dźwigasz to się obrażę.-powiedział patrząc na mnie poważnie.
-Jak chcesz.-wzruszyłam ramionami i weszłam do domu. Jak chce się sam męczyć proszę bardzo. Weszłam do kuchni bo przypomniałam sobie, że nie ułożyłam lemoniady i lodu. Widząc to co zostało z lodu stwierdziłam, że mogłam to zrobić dużo wcześniej. Zamiast lodu w pojemniczku pływała woda. Powoli podeszłam z nią do zamrażalnika i włożyłam do jednej z przegródek. Lemoniadę również włożyłam do lodówki. Wróciłam do salonu, gdzie mój mąż zaczął składać kolejne krzesło.
-Może w czymś ci pomogę?-spytałam.
-Chcesz składać meble?-spyta spoglądając na mnie.
-A czemu nie? Wydaje się to proste.-powiedziałam wzruszając ramionami i siadając obok niego.-A tylko potem musisz mnie podnieść.-powiedziałam z uśmiechem. Brzuszek bardzo utrudniał mi wstawanie i Dymitr musiał mi w tym pomagać.
-W takim razie, proszę.-powiedział wręczając mi śrubokręt. Zajęliśmy się pracą rozmawiając o tegorocznych wakacjach.
-W tym roku chyba nigdzie nie jedziemy.-powiedziałam spoglądając uważnie na instrukcje.
-Dlaczego?-spytał Dymitr kończąc krzesło.
-Może dlatego.-wskazałam brzuszek.
-Dziecko ci w czymś przeszkadza?-spytał.
-A chcesz jechać z miesięcznym dzieckiem na wakacje?-spojrzałam na niego zaskoczona.
-A dlaczego nie?-spytał równie zaskoczony.
-Zdajesz sobie sprawę ile roboty jest przy niemowlaku?-spytałam zabierając się za składanie krzesła.
-Tak.
-A wiesz ile trzeba wziąć rzeczy dla takiego maleństwa?-spytałam spoglądając na męża.
-No pieluszki i butelki i ciuszki.-spojrzał na mnie wymieniając.
-Jeśli pieluszki to jeszcze chusteczki i kremy, ciuszków trzeba wziąć dużo bo w razie co. Dymitr to minimum jedna walizka.-spojrzałam na niego patrząc na jego reakcję.
-I to taki problem?-spytał.
-Kochanie dziecko nie będzie nic pamiętać z tych wakacji.-przypomniałam.
-Czyli nigdzie nie jedziemy w tym roku?-spytał zaskoczony.
-Nie.-odpowiedziałam. Spojrzałam na niego. Wydawał się smutny.-Dlaczego tak ci zależy na tych wakacjach?
-Bo to będą pierwsze wakacje z fasolką.-powiedział spoglądając na mnie.
-I nie możemy ich spędzić w domu?-spytałam.
-Ale chciałem lecieć na naszą wyspę pokazać fasolce jak tam ładnie.-powiedział spoglądając na mnie.
-Kochanie za rok dziecko będzie większe i wtedy możemy lecieć na wyspę.-powiedziałam chwytając jego dłoń.
-Niech ci będzie.-powiedział obojętnie.
-Z resztą w lipcu przylatują dziewczyny i z nimi wolę spędzić czas.-powiedziałam uśmiechając się do niego szeroko.
-Z nimi i fasolką.-powiedział uśmiechając się szeroko.
-Dokładnie.-powiedziałam szeroko się uśmiechając, chodź w środku drżałam z przerażenia przed porodem.
Ona się tak uroczo o niego troszczy ^^
OdpowiedzUsuńJa już chcę poród! Nie mogę się doczekać tej "fasolki" na świecie. Jestem bardzo ciekawa jaki wtedy będzie Dymitr.
A teraz poproszę kolejny :*
Genialny rozdział. Myślałam ze już w tym urodzi. :-( CZEKAM!
OdpowiedzUsuńBad girls
Myśle że to będzie dziewczynka ( tak śliczna jak rodzice, ale harakterek będzie miała po mamusi) ;-) :-D B-) CZEKAM z Niecierpliwością na nn.
OdpowiedzUsuńWerka
Słodziak. Ciągle miałam wrażenie, że ona w każdej chwili może zacząć rodzić. Udziela mi się panika Dimki. 😂😂😂 On się tak słodko o nią troszczy. Szkoda, że nie pojadą na wakacje. Również chcę już fasolkę. Czekam na następny i życzę weny. 💖💖💖💖
OdpowiedzUsuń