Raz. Dwa. Trzy. Nie dam rady więcej. Cztery. Matko, ale to boli. Pięć. Muszę odpocząć. Sześć. On chce mnie wykończyć. Siedem. Matko jeszcze trzy. Osiem. Dwie. Dziewięć. Jedna. Dziesięć. Zmęczona opadłam na matę i starałam się nie umrzeć. Od samego rana zaraz po śniadaniu Dymitr stwierdził, że zabieramy się do pracy. Od godziny próbuje mnie zamordować ćwiczeniami których nie robiłam od dziewięciu miesięcy. Jestem wypompowana.
-Roza zmęczona?-spytał spoglądając na mnie z góry.
-A dziwisz się? Jedyne co robiłam podczas ciąży to bieganie.-powiedziałam siadając. Byłam cała mokra i nie mogłam uregulować oddechu.
-Kotku kilka dni i się przyzwyczaisz. Przypomnij mi ile chcesz schudnąć?-spytał z uśmiechem za który chciałam go zamordować.
-Jedenaście kilogramów.-powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-Codzienny trening, dobra dieta i za trzy miesiące będziesz z powrotem w formie i będziesz mieć wymarzoną sylwetkę.-powiedział z uśmiechem.-Bierz łyka wody i idziemy na bieżnię. Napiłam się i niechętnie wstałam z podłogi. Już miałam wchodzić na bieżnię kiedy Borys zaczął płakać. Szczęśliwa popędziłam w stronę synka, który leżał w wózku.
-Co jest myszko?-spytałam biorąc go na ręce.-Głody?-spytałam spoglądając na zegar. Czas nakarmić małego głodomorka.
-Roza nie ciesz się tak.-powiedział Dymitr podchodząc do nas. Usiadłam na stołku do podnoszenia sztang i ściągnęłam stanik sportowy. Borys wiedział już co robić i od razu zaczął pić.
-Czemu?-spytałam.
-Bo zaraz dam ci taki wycisk, że jutro nie wstaniesz.
-To będzie trudne, patrząc na to, że każesz mi ćwiczyć codziennie.-powiedziałam z uśmiechem.
-Racja.
-Nie mogę uwierzyć, że aż tyle przytyłam przez ciążę.-szczerze to byłam przerażona swoją wagą, ale nikomu nic o tym nie powiedziałam.
-Zobaczysz wrócisz do dawnej wagi szybciej niż ci się zdaje. Jesteś dampirzycą to też robi swoje.-powiedział patrząc na Borysa.
-Tak, ale co się przy tym namęczę i ile potu wyleję to tylko i wyłącznie twoja zasługa.-powiedziałam z uśmiechem.
-Masz mnie do końca sierpnia w domu. Naciesz się mną póki możesz.-Dymitr pokazał na siebie jakby był jakimś prezentem. Szczerze nie wyobrażam sobie tego, że od września będę sama z Borysem, ale wiem, że Dymitr codziennie będzie wracał do domu.
-Damy radę, Towarzyszu.-powiedziałam podnosząc synka i wstając z nim. Zaczęłam lekko klepać go po pleckach.
-Roza co za odwaga. Latać po siłowni bez stanika?-spytał śmiejąc się głośno.
-Cicho siedź bo dziecko przestraszysz.-skarciłam go.
-Daj spokój. Nasz synek wie, że nie ma się czego bać przy tatusiu.-podszedł do nas i stanął na przeciwko mnie.-Ty też się mnie nie boisz.-szepnął łapiąc mnie za biodro. Uczucie było tak przyjemne, że chciałam się mu poddać, ale nie mogłam. Niechętnie odsunęłam się od Dymitra i odwróciłam do niego plecami.
-Dymitr jest za wcześnie.-powiedziałam gładząc synka po główce.
-Roza skąd wiesz, że nie możemy?-spytał stając za mną i całując moją szyję.
-Bo wiem. Uśpię Borysa i możemy wracać do ćwiczeń.-powiedziałam wkładając Borysa do wózka. O dziwo ten wózek działał na niego jak leki usypiające. Borys starał się walczyć z wózkiem, ale za każdym razem się poddawał i odpływał w krainę snów. Tak też stało się tym razem. Odwróciłam się i spojrzałam na męża. Stał zmieszany pod ścianą i na mnie nie patrzył. Podeszłam do bieżni i tak jak to robiłam w Akademii palnęłam głupim tekstem.
-To co Towarzyszu jakie tępo dziś narzucisz?-uśmiechnęłam się do niego szeroko. Zaśmiał się z mojego komentarza i zrezygnowany podszedł do bieżni i coś ustawił. Po chwili biegłam, a z każdym kilometrem bieżnia przyspieszała. Po chwili już nie mogłam, ale Dymitr kazał mi dalej biec. Po piętnastu minutach zlitował się nade mną i wyłączył bieżnię.
-Dobrze, teraz pompki.-powiedział szczęśliwy.
-Chcesz mnie wykończyć czy co?-spytałam schodząc z bieżni.
-Chcę ci tylko pomóc zrzucić kilogramy, które ci przeszkadzają.-powiedział klękając na podłodze.
-Ćwiczysz ze mną?-spytałam zaskoczona.
-Zrobimy sobie zawody. Kto zrobi więcej w nagrodę dostaje masaż.-powiedział z szerokim uśmiechem.
-Czasem cię nienawidzę.-uklękłam obok niego. Wytłumaczył jeszcze kilka rzeczy i zaczęliśmy. Walka była zacięta, ale ja od dawna tego nie robiłam więc padłam po pierwszych dwudziestu.
-Dwadzieścia jeden. Dwadzieścia dwa. Dwadzieścia trzy. Dwadzieścia cztery. I dwadzieścia pięć. Roza kotku przegrałaś. Liczę na porządny masaż. Nago.-dodał z uśmiechem.
-Jesteś jak każdy facet. Tylko jedno ci w głowie. A co powiesz na to: w nagrodę, że wygrałeś zrobię kolację, a ty jako nagrodę pocieszenia wyszorujesz mi plecy?-spytałam z nadzieją.
-Ale kolacja, a potem masaż.-zastrzegł.
-Niech ci będzie.-powiedziałam przewracając oczami.
-W takim razie pod prysznic marsz.-powiedział z uśmiechem.
-Zajmij się małym, a ja cię zawołam.-pocałowałam go w policzek i ruszyłam pod prysznic. Woda jak zwykle pomogła na obolałe mięśnie.
-Dymitr!-krzyknęłam spod strumienia wody. Usłyszałam jak wchodzi do łazienki i się rozbiera. Po chwili poczułam na plecach jego ciepły oddech i owiał mnie jego zapach.
-W czym mogę służyć?-spytał szeptem.
-Umyj mi plecy.-poprosiłam. Po chwili poczułam ręce męża na plecach. Dłonie miał zimne od płynu, ale masaż który mi zrobił powinien zmyć choć połowę bólu. Do masażu doszły pocałunki składane na mojej szyi.
-Roza jesteś piękna.-buziak.-Jesteś mądra.-buziak.-Jesteś wspaniała.
-Skończ.-poprosiłam z uśmiechem.-Teraz ja pomogę ci się umyć.-odwróciłam się do niego przodem. Wzięłam płyn i wlałam trochę na ręce. Zaczęłam myć piękny tors męża, a on mruczał z przyjemności. Uśmiechnęłam się słysząc to.
-Roza. Kocham Cię.-szepnął gdy zjechałam trochę niżej niż powinnam.
-Jak myślisz, przez przypadek nie zniknęliśmy na zbyt długo?-spytałam bawiąc się mężem.
-O czym ty mówisz?-sapnął.
-O Borysie.-mruknęłam starając się nie zaśmiać. Był teraz taki bezbronny.
-O kim?
-Kojarzysz, że masz syna?-spytała zaprzestając zabawy. Jęknął niezadowolony.
-Coś kojarzę.-powiedział myjąc się z obrażoną miną.
-Więc idę do niego zobaczyć.-powiedziałam wycierając ciało i związując mokre włosy w kok.
-Nago?-spytał zaskoczony.
-A co ci to przeszkadza? Nasz syn widział mnie nago.-wzruszyłam ramionami i weszłam do sypialni. Borys leżał otoczony poduszkami i patrzył zdenerwowany na sufit. Chyba nie podobało mu się, że nikogo przy nim nie ma. Weszłam na łóżko i pokazałam się synkowi. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-Hej myszko, bałeś się, że nikogo nie ma? Spokojnie rodzice zawsze są w domku, nawet jak ich nie widzisz. A teraz powiedz mamie czy trzeba cię przebrać?-spojrzałam na zegarek. Zdecydowanie pielucha nadaje się do wymiany. Ubrałam szlafrok wzięłam synka na ręce i skierowałam się do jego pokoju. Położyłam go na przewijaku i zaczęło się wiercenie i płacz. Borys bardzo nie lubił leżeć na tym przewijaku, a mi tu najwygodniej się go przebierało. Po chwili bezsensownej rozmowy w której usilnie próbowałam przekonać syna, że to fajne miejsce skończyłam na dywanie gdzie ze spokojem go przebrałam. Widzę, że odziedziczył po mnie charakter co mnie nie cieszy. Właśnie kończyłam gdy do pokoju wszedł Dymitr.
-Przewijaka w domu nie ma?-spytał kucając obok mnie.
-A spróbuj tego swojego syna przekonać żeby tam grzecznie leżał. Wydarł się na mnie i po temacie musiałam zrobić co mi kazał.-powiedziałam zapinając małemu body.
-Wydaje ci się, ja tam nie mam z nim żadnych problemów.
-Bo rzadko go przebierasz.-zauważyłam.
-Dobrze jutro cały dzień będę zmieniał mu pieluchę.-zapewnił.
-Wspaniale.-z uśmiechem na ustach zaczęłam nucić kołysankę, która nie była potrzebna bo Borys już odpływał do krainy Morfeusza.
Oj, na Dymitra bardzo, Bardzo, BARDZO źle wpływa ten celibat. Ale daje Rose wycisk. Borys!!😍😍 Kocham tego szkraba. Słodziutki. Już nie mogę się doczekać masażu😂😂 Czekam na następny i życzę weny. 💖💖💖💖
OdpowiedzUsuń