Leżeliśmy na trawie, która przyjemnie łaskotała po brzuchu i rozmawialiśmy o świętach.
-Tak ostatnio myślałem może w tym roku zrobimy święta u nas?-Dymitr spojrzał na mnie.
-Pytasz się chyba niewłaściwej osoby.-powiedziałam patrząc na niego z uśmiechem.
-Dlaczego tak uważasz?-spytał marszcząc brwi.
-To ty będziesz gotować, a my z Borysem przeszkadzać.-powiedziałam wzruszając ramionami.
-Wy mi nigdy nie przeszkadzacie.-powiedział całując mnie w czoło.
-Dobrze wiedzieć.-powiedziałam z uśmiechem.-Najgorzej będzie z miejscem.
-Dlaczego?-spytał.
-Będzie u nas dwanaście albo trzynaście osób.-powiedziałam licząc.
-Czemu dwanaście albo trzynaście?-spytał.
-Nie wiadomo czy Wiki przyjedzie z Mikołajem.-powiedziałam patrząc na męża z uśmiechem.
-A o nim mówisz. Zapomniałem, że Wiktoria ma chłopaka.-powiedział myśląc o czymś.
-Kochany z ciebie brat.-zaśmiałam się z miny męża.
-Śmiej się śmiej zobaczymy co powiesz jak twoja siostra i brat znajdą sobie drugie połówki.-Dymitr uśmiechnął się mówiąc to. Przeturlałam się tak, że leżałam niemal na jego klacie.
-Powiem im żeby żyli tak aby byli szczęśliwi.-powiedziałam patrząc na piękną twarz męża.-Żeby żyli tak jak my w szczęściu i spokoju.-pogłaskałam go po włosach, a Dymitr przymknął oczy.
-Ty wiesz jak sprawić mi przyjemność.-powiedział uśmiechając się leniwie.
-Oczywiście, że wiem.-zaśmiałam się i pocałowałam go w czoło. Dymitr już chciał coś zrobić, ale zadzwonił telefon.-Niech zgadnę ojczulek?-spytałam wstając z brzucha Dymitra. Dymitr jęknął chwytając mnie za nogę. Spojrzałam na niego błagalnie, a on ją puścił.
-No nareszcie, myślałem, że nie odbierzesz.-gdy tylko odebrałam usłyszałam głos ojca.
-Ciebie również miło słyszeć.
-Dobra, dobra. Musicie jutro przyjechać.-powiedział bez ceregieli.
-Coś się stało?-spytałam zmartwiona.
-Nie przyjechali Hathaway'owie i Mazurowie miło by było gdybyście przyjechali.
-Rozumiem, że mamy pochwalić się synem?-spytałam.
-O to tylko mi chodzi. Chcę im pokazać jakiego ślicznego mam wnuka. A jeśli już o nim mówimy co u niego?-spytał.
-Doskonale aktualnie śpi, dziś po raz pierwszy pił z butelki i arystokraci żądają badań.
-Jakich badań?-spytał.
-Chcą mieć pewność, że Borys jest synem Dymitra.
-A co na to królowa?-spytał.
-Lissa na początku nie chciała się zgodzić, ale my ją do tego przekonaliśmy.
-Oszaleliście?!-wykrzyknął.
-Nie, po prostu chcemy pokazać tym imbecylom, że się nie znają i że wszystko jest możliwe.-powiedziałam lekko zdenerwowana.
-Spokojnie córeczko, nie musisz na mnie warczeć tylko dlatego, że jestem dość wpływowym morojem.-Abe zaczął się bronić.
-Dobrze tatusiu rozumiem.
-Czyli...Matko Mia w tej chwili to puść! Mia to było drogie! Mia to ma ponad tysiąc lat daj to tatusiowi.-usłyszałam jak Abe próbuje coś zabrać Mii i zaśmiałam się z tego jaki jest nieporadny.-No daj to tacie. To be. Nie fajne. No grzeczna dziewczynka. Dobrze Rose już jestem. Tak więc będziecie jutro?
-Raczej tak. Zajmij się lepiej moim rodzeństwem, a nie mną. Ja jestem dorosła, a oni potrzebują waszej opieki.
-Dobrze, w takim razie do jutra.
-Pa tato.-rozłączyłam się i ruszyłam do ogrodu.
-I któż dzwonił?-spytał Dymitr siadając. Usiadłam na jego kolanach.
-Tatulek.-powiedziałam przytulając się do niego.
-Czego chciał ten twój tatulek?-spytał całując mój kark.
-Pytał czy możemy jutro przyjechać.
-Po co?
-Po to by przedstawić Borysa rodzinie.
-Przyjechali?-spytał zaskoczony.
-Tak, a Mia ma mój charakter.-powiedziałam odchylając się lekko w stronę słońca.
-Skąd ten pomysł?-spytał.
-Może dlatego, że Abe musiał jej coś zabierać bo wzięła sobie coś drogiego i starego.-powiedziałam śmiejąc się z siostrzyczki.
-Będzie zabawnie.-stwierdził Dymitr.
-Kochasz ty mnie jeszcze?-spytałam.
-Ja? Ciebie?-pokiwałam twierdząco głową.-Kobieto ja cię ubóstwiam.-pocałował mnie w szyję, a następnie podniósł się ze mną na rękach i ruszył do domu.
-Co ty chcesz zrobić?-spytałam zmartwiona.
-Będę cię łaskotał aż nie będziesz mogła złapać tchu.-powiedział nie patrząc na mnie. Z moich ust wydobył się pisk.
-Dymitr, ale Borys śpi.-zauważyłam. Byliśmy coraz bliżej domu i coraz bardziej się bałam tego co ma nadejść. Dymitr doskonale wie, że nienawidzę być łaskotana.
-No to na dodatek będziesz musiała siedzieć cicho.-powiedział dumny.
-Dymitr, zlituj się nad swoim synem i nade mną.-powiedziałam przerażona.
-Nie.-zaśmiał się, a ja zdesperowana zastosowałam na nim jeden z ciosów dzięki, któremu się uwolniłam.-Ał.-krzyknął kiedy się wyrwałam.
-W tej chwili wracaj na trawę oboje mamy się opalić.-powiedziałam pewnym siebie tonem.
-Rozkazujesz mi?-spytał zaskoczony.
-Bielikow niewyraźnie mówię?-spytałam spoglądając na niego.
-Robi się.-powiedział śmiejąc się ze mnie. Pokręciłam głową i ruszyłam za nim.
Abe! Popaprańcu! Uwielbiam cię, ale kurcze daj im czas dla siebie! Dzieciaki dają mu w kość, hm? Dobrze! Nauczy się kilku rzeczy xd
OdpowiedzUsuńRozdział super, a Dymitr taki grzeczny hah ^^
Czekam na kolejny!
Oczywiście, a któż by to mógł być,jak nie nasz kochany Abe. I widzisz Dymitr, zmusiłeś Rose do ostateczności.Czekam na następny i życzę weny.💖💖💖💖
OdpowiedzUsuń