Nadszedł koniec sierpnia i powoli Dymitr na nowo wkręcał się w pracę strażnika, ale wróćmy do dziś. Obudził mnie płacz Borysa. Niechętnie wstałam i skierowałam się do pokoju syna. Spojrzałam do łóżeczka. Borys kręcił się po łóżeczku. Podniosłam syna i usiadłam z nim na fotelu. Po nakarmieniu syna przebrałam mu pieluszkę i włożyłam do łóżeczka włączając pozytywkę. Weszłam do naszej sypialni i skierowałam się do łazienki licząc na to, że tam znajdę męża, ale się przeliczyłam. Skierowałam się na dół. Po chwili szukania znalazłam męża w gabinecie, rozmawiał z kimś. Na mój widok szybko skończył rozmowę.
-Gdzie ty znikasz po nocach?-spytałam podchodząc do męża.
-Hans dzwonił. Muszę pilnie wyjechać.-powiedział przytulając mnie mocno.
-Kiedy jedziesz? Kiedy wrócisz?-spytałam wtulona w silny tors.
-Zaraz jadę, a wrócę jeszcze dziś.-powiedział uśmiechając się do mnie. Wtuliłam się mocno w tors męża. Coś mi nie pasowało i wolałam się dowiedzieć teraz o co chodzi.
-A tak naprawdę: Gdzie jedziesz?-spytałam znudzona.
-Roza, Hans dzwonił i pilne muszę wyjechać. Alchemicy kombinują coś za naszymi plecami, a ja dowiem się o co chodzi.-powiedział pewnym tonem i stwierdziłam, że mówi prawdę.
-Niech ci będzie.-powiedziałam całując go w policzek.-Chcesz śniadanie?-spytałam z uśmiechem.
-Jeśli zrobisz to chcę.-powiedział śmiejąc się z mojej miny.
-To już się zabieram za śniadanie, a ty w tym czasie idź odwiedź naszego syna i sprawdź czy śpi.-nakazałam wchodząc do kuchni.
-Robi się szefowo.-odparł Dymitr z śmiechem. Otwarłam lodówkę i nadszedł czas by zdecydować co zjemy na śniadanie. A potrawą, która najlepiej mi wychodzi i którą zrobię są tosty. Włożyłam skibki chleba do tostera, a sama zajęłam się krojeniem warzyw. Dymitr od kiedy dowiedział się, że miałam anemię zmieniła naszą kuchnię na tak zdrową, że czasem zapominam o fast foodzie. Skończyłam nalewać kawę, gdy do kuchni wszedł Dymitr z Borysem na rękach. Uśmiechnęłam się do moich chłopców i pocałowałam obu.
-Za co mamusia?-spytał Dymitr z uśmiechem.
-Za to, że was bardzo mocno kocham.-powiedziałam wchodząc do jadalni. Dymitr włożył Borys do wózka i wjechał z nim do jadalni. Usiedliśmy przy stole i jedliśmy śniadanie. Widziałam, że Dymitr się denerwuje akcją na którą ma jechać.
-Wszystko gra?-spytałam spoglądając na męża.
-Jasne.-powiedział uśmiechając się do mnie. Po śniadaniu Dymitr zaczął się szykować do drogi, a ja w tym czasie ubrałam synka i siebie. Zeszłam na dół gdy Dymitr kończył wkładać jakieś papiery do teczki.
-Musisz jechać?-spytałam kołysząc synka na rękach.
-Kotku nawet nie wiesz jak nie chcę, ale muszę.-powiedział podchodząc do mnie.
-Damy radę, chyba.-uśmiechnęłam się do męża.-Najbardziej boję się tego, że idze z Borysem na badania kontrolne i boję się, że będę ryczeć.
-To dziś?-spytał Dymitr zaskoczony.
-Dziś.-powiedziałam patrząc na synka. Włożył paluszki do buzi i wyglądał uroczo.
-Roza nawet nie wiesz jak bardzo chcę iść z wami, ale nie mogę muszę tam jechać.-Dymitr był przybity.
-Spokojnie damy sobie radę.-zapewniłam z uśmiechem.
-Jesteś pewna?-spytał Dymitr wyciągając rączkę Borysa z budzi synka.
-Tatuś damy radę, ale uważaj na siebie i szybko wracaj.-powiedziałam całując męża w usta. Oddał pieszczotę, która niestety nie trwała długo, ponieważ Borys o sobie przypomniał. Odsunęliśmy się od siebie spoglądając na synka. Borys machał rączkami jakby odganiał muchę. Zaśmiałam się na jego reakcję.
-Kocham was.-Dymitr uśmiechnął się szeroko.
-My ciebie też.-powiedziałam podnosząc trochę wyżej synka. Dymitr pocałował nas w czoła i ruszył do drzwi.
-Będę tęsknił.-powiedział chwytając klamkę.
-My będziemy bardziej.-powiedziałam kiwając mu rączką Borysa. Dymitr z szerokim uśmiechem wyszedł z domu. Stałam przy oknie tak długo, aż Dymitr nie wyjechał na główną drogę.
-To co synku? Na co masz ochotę?-spytałam patrząc na nasze odbicia.-Idziemy na spacerek?-spojrzałam na synka, wyglądał tak jakby naprawdę chciał iść na spacer. Uszykowałam nas i wyszłam z domu. Było ciepło więc ani ja, ani Borys nie byliśmy za grubo ubrani. Przechodziłam przez park, gdy wpadłam na Aarona.
-Hej Rose.-powiedział z szerokim uśmiechem.
-Hej Aaron. Co u ciebie?-spytałam spoglądając na niego.
-Dzięki wszystko gra. Za to widzę, że u ciebie sporo się zmieniło.-mówiąc to wskazał wózek.
-Tak. Poznaj Borysa.-mówiąc to odsłoniłam trochę wózek. Aaron ciekawy spojrzał do środka i oniemiał.
-Ale...jak...przec....przecież on jest podobny do strażnika Bielikowa.-powiedział spoglądając na mnie to na wózek.
-Aaron to jest dziecko Dymitr.-powiedziałam pewnie.
-Ale to niemożliwe.-powiedział przecierając oczy ze zdumienia.
-Sam widzisz, że Borys jest podobny do Dymitra.-powiedziałam wzruszając ramionami.
-Masz rację.-powiedział lekko zażenowany.-Wiesz, ja już muszę lecieć. Miło było cię zobaczyć.
-Ciebie również.-powiedziałam ruszając w stronę szpitala.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
3 komentarze=rozdział
ciekawe gdzie poszedł
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział czekam na następne
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Dymitr nie może być na badaniach. Mam coś złe przeczucia, co do jego wyjazdu. Aaron zacofany, nie wie o ich dziecku😂😂😂Czekam na następny i życzę weny.💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńJa też mam dziwne złe przeczucia do wyjazdu Dymitra. I to spotkanie z Aaronen. Czekam z niecierpliwością na nn. Mnóstwa weny do napisania nowego rozdziału
OdpowiedzUsuń