Po tym jak Abe podał mi dokładny adres szpitala ubrałam się i Borysa, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechałam z Dworu. Jechałam szybko, ale ostrożnie. Widziałam po mince Borysa, że mu też to się nie podoba. Po godzinnej jeździe byłam pod szpitalem. Wyciągnęłam wózek i włożyłam do niego Borysa. Abe czekał przy wejściu.
-Co z nim?-spytałam wpadając w objęcia ojca.
-Nic mi nie chcą powiedzieć.-powiedział mocno mnie przytulając.
-Skąd się dowiedziałeś?-spytałam spoglądając do wózka. Borys wyglądał tak jakby miał się za chwile rozpłakać. Wzięłam synka na ręce.-Myszko spokojnie. Tato mów.
-Zadzwonił do mnie jeden z policjantów, który był na miejscu zdarzenia i mnie o tym poinformował.-powiedział głaszcząc Borys po nóżce.
-Skąd miał twój numer?-spytałam.
-Byłem ostatnią osobą z jaką Dymitr rozmawiał może dlatego. -Abe wyglądał równie źle jak ja.
-Możemy wejść do środka?-spytałam spoglądając na drzwi przesuwne.
-Ty zapewne dowiesz się więcej.-powiedział zabierając mi wózek. Weszliśmy do środka i ruszyliśmy do recepcji. Siedziała w niej, pulchna kobieta, która wyglądała na miłą.
-W czym mogę pomóc?-spytała z przyjaznym uśmiechem.
-Mój mąż trafił do tego szpitala, chciałabym się dowiedzieć w jakim jest stanie.-powiedziałam czując jak łzy napływają mi do oczu. Pielęgniarka spojrzała na mnie z troską.
-Co się stało z pani mężem?-spytała patrząc na mnie.
-Nie wiem. Wiem tylko, że miał wypadek samochodowy.-łzy na nowo napłynęły mi do oczu.
-Mogę dowiedzieć się jak nazywa się pani mąż?-spytała patrząc na mnie jak na małe dziecko.
-Bielikow.-wymawiając nasze nazwisko serce mi pękało.
-Pani mąż jest obecnie na sali operacyjnej.-powiedziała spoglądając na ekran komputera.
-Gdzie można poczekać aż skończy się operacja?-spytałam drżącym głosem.
-Drugie piętro, a potem w prawo. Chce pani może coś na uspokojenie?-spytała zmartwiona.
-Nie dziękuję, w sumie to nawet nie mogę.-mówiąc to wskazałam na wózek i Abe'a. Pielęgniarka uśmiechnęła się pokrzepiająco.
-Rozumiem.-powiedziała wracając do pracy. Podeszłam do ojca.
-Operują go.-powiedziała bliska płaczu.
-Rose spokojnie.-Abe mocno mnie przytulił.-Musisz być dzielna choćby dla Borysa.-jak na zawołanie spojrzałam na syna. Spał spokojnie nie mając pojęcia co dzieje się dookoła.
-Borys jest taki mały, a ja potrzebuję pomocy w jego wychowaniu.-powiedziałam płaczliwym głosem.
-Spokojnie, oboje musimy wierzyć, że Dymitr wyjdzie z tego cało.-ojciec wziął mnie pod rękę i chwycił wózek kierując się w stronę windy, którą wjechaliśmy na drugie piętro. Usiedliśmy przed blokiem operacyjnym i czekaliśmy. Cały czas byłam wtulona w ojca przy którym czułam się bezpiecznie. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudził mnie głos ojca.
-Roza lekarz Dymitra idzie.-niechętnie podniosłam się i spojrzałam na faceta po czterdziestce.
-Rozumiem, że państwo są rodziną pana Bielikowa?-spytał.
-Tak, jestem żoną.-powiedziałam siląc się na uprzejmy ton.
-Miło mi John Connor.-podał mi dłoń.
-Rosemarie Hathaway-Bielikow. Co z moim mężem?
-Miał krwotok wewnętrzny nad którym zapanowaliśmy, złamaną lewą nogę w kości piszczelowej, prawą rękę w kości przedramiennej, lekki wstrząs mózgu i wiele lekkich zadrapań.-skończył recytować.
-Jest przytomny?-spytałam zmartwiona.
-Tak, przed chwilą go wybudziliśmy.
-Mogę do niego wejść?-spytałam z nadzieją.
-Nie powinienem, ale tak. Tylko musi pani ubrać to.-mówiąc to podał mi fartuch dzięki, któremu nie miałam roznosić bakterii i zaprowadził mnie do sali pooperacyjnej gdzie leżało kilka osób. Gdy podeszliśmy do jednego z łóżek serce mi zamarło. Dymitr leżał cały poobijany z gipsem na ręce i nodze. Lekarz odszedł, a ja na miękkich nogach podeszłam do Dymitra. Łzy od dawna płynęły z moich oczu.
-C-co się stało?-spytałam spoglądając na twarz męża. Lekarz miał rację miał pełno maleńkich skaleczeń, a lewe oko miał spuchnięte.
-Roza.-odezwał się zachrypniętym głosem.-To była Tasza. Wracałem do domu i ona wjechała na mój pas. Nie chciałem wypadku starałem się ją wyminąć, ale ona jechała prosto na mnie wjechała w nasz samochód i dachowałem. Nie chciałem tego wypadku, tak bardzo go nie chciałem, ale ona nie dała mi szans.-Dymitr co chwila przerywał robiąc głęboki wdech.
-Najważniejsze, że żyjesz.-powiedziałam chwytając go za rękę na co syknął z bólu.-Przepraszam.
-Taki ból zniosę.-powiedział chwytając moją dłoń.-Gdzie Borys?-spytał zmartwiony.
-Nie wpuściliby mnie z nim i czeka w poczekalni z moim ojcem.
-Abe tu jest?-spytał zaskoczony.
-Tak, to on mnie o wszystkim powiadomił.
-Musimy kupić nowe auto.-Dymitr zszedł z trudnego tematu, ale udałam, że niczego nie zauważyłam.
-Najbliższe trzy miesiące ja będę cię wszędzie wozić więc na spokojnie.-powiedziałam z uśmiechem.
-Pewnie do końca roku nie wrócę do pracy.
-Zapewne.-przerwałam na chwilę żeby zebrać słowa.-Dymitr gdzie jechałeś?
-Mówiłem ci....-zaczął.
-Gdzie byłeś naprawdę?-warknęłam wściekła przerywając mu.
-Ale...
-Dymitr do cholery gdzie byłeś? Spotkałam Hansa i powiedział, że alchemicy są dawno załatwieni. Widzę, że od kilku miesięcy coś nie gra w ciąży udawałam, że nic nie widzę, a teraz się pytam: Gdzie byłeś?-wycedziłam wściekła. Mówiłam cicho, ale Dymitr widział, że ledwo nad sobą panuję.
-Byłem załatwić kontrakt.-powiedział po długiej chwili.
-Jaki kontrakt?-spytałam patrząc na Dymitra. Wyglądał jakby przegrał wojnę.
-Nie wiem.-powiedział zmęczony. Byłam zaskoczona.
-Dla kogo?-spróbowałam z innej strony.
-Dla Abe'a podpisywał jakiś wielki kontrakt z jakąś tajemniczą firmą.-wypluł z siebie Dymitr.
-Czyli od kilku miesięcy współpracujesz z moim ojcem i nie powiedziałeś mi ani słowa?-spytałam ze łzami w oczach.
-Roza spokojnie. Chciałem trochę dorobić.-Dymitr patrzył na mnie wystraszony.
-Muszę....muszę to wszystko przyswoić. Muszę się przejść. Potrzebujesz czegoś?-spytałam wstają z krzesła. Czułam się jakby ktoś mi przywalił.
-Przyjdź dziś z Borysem.-poprosił.
-Jeśli lekarz się zgodzi to przyjdę.-powiedziałam idą w kierunku drzwi. Gdy wyszłam na korytarz Abe patrzył na mnie zdenerwowany.
-Co z nim?-spytał wstając.
-Jakbyś powiedział pielęgniarce, że jesteś jego szefem na pewno byś się dowiedział co z nim!-chwyciłam wózek i ruszyłam w stronę windy.
-Powiedział ci?-spytał bardziej zdziwiony niż wściekły.
-Wyciągnęłam to z niego!-warknęłam, ale po chwili uspokoiłam głos żeby nie przestraszyć Borysa.-A teraz idź do niego! Śmiało, narażaj go dalej. Mną się nie przejmuj i tak nic mi nie mówicie.-weszłam do windy i zjechałam na dół.
Ałć! Co yo ma wszystko znaczyć? Dymitr, naprawdę wszedłeś w układy z Abem?! I nic nie powiedziałeś Rozie? I znowuta Tasza! Grr... Nie mogę przeboleć, że dimka dla pieniędzy pakuje się w brudne interesy jej ojca. Jak możesz?! Oj Dimka, Dimka. Zawiodłam się na tobie. Z niecierpliwością czekam na następny i życzę weny.💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńKońcowa rozmowa Rose i Aba <3 Nie wiem czemu, bardzo, bardzo mi się podobała <3
OdpowiedzUsuńA Dymitr... cóż mam nadzieję, że sobie wszystko wyjaśnią.
Weny! :D