Po trzynastogodzinnej jeździe i trzech kawach dojechałam jako kierowca do Bai. Miałam serdecznie dość siedzenia na fotelu kierowcy, ale ani razu nie zamieniłam się z Dymitrem. Podjeżdżając pod dom Bielikowów uśmiechnęłam się szczęśliwa, że nareszcie jestem na miejscu. Dymitr cały czas opowiadał Borysowi co robił w danym miejscu. Odwróciłam się do moich chłopców i uśmiechnęłam się szeroko.
-Kochani jesteśmy na miejscu.-powiedziałam dumna.
-Patrz, a tu jest domek babci.-powiedział Dymitr z szerokim uśmiechem.
-Da!-wykrzyknął zdumiony Borys, a my zaśmialiśmy się z niego.
-Może się również tak nazywać.-powiedział Dymitr z szerokim uśmiechem.
-Ubierajcie się.-powiedziałam zakładając kurtkę. Nie miałam zamiaru tu zamarznąć.
-Robi się szefowo.-powiedział Dymitr zakładając swój kowbojski płaszcz i chwytając kombinezon Borysa. Wyszłam z samochodu i zaczęłam wypakowywać walizki kiedy ktoś wyszedł z domu. Jak się okazało z domu wyszła Sonia.
-Jak miło was widzieć.-powiedziała przytulając mnie mocno.
-Ciebie również.-powiedziałam drżąc z zimna. Jeśli tak zimno jest tu w listopadzie to co dopiero w grudniu? Dymitr przywitał się z siostrą i wyciągnął Borysa z nosidełka. Gdy mały tylko poczuł, że nic go nie ogranicza rozciągnął się szczęśliwy.
-Soniu weźmiesz Borysa do domu? Nie chcę żeby się rozchorował.-powiedział Dymitr podając małego cioci.
-Jasne w czymś wam pomóc?-spytała.
-Nie, damy sobie radę.-powiedział Dymitr chwytając dwie walizki.
-Oszalałeś?-spytałam.
-Na twoim punkcie.-powiedział z szerokim uśmiechem.
-Urocze, ale nie wolno ci dźwigać.-powiedziałam patrząc na niego, ale on już szedł do domu. Wzięłam jeszcze torby z samochodu i ruszyłam z resztą bagażów w stronę domu. Gdy tylko weszłam do środka owiało mnie przyjemne ciepło. Nareszcie nie zamarzałam. Ściągnęłam kurtkę i weszłam do salonu gdzie siedziała: Sonia, Olena, Jewa, Wiktoria, Kola, Pawka, Zoja i Katia.
-Hej.-powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-Ciocia!-pisnęła szczęśliwa Zoja i przybiegła mocno się we mnie wtulając. Podniosłam ją i mocno przytuliłam.
-Cześć.-pocałowałam ja w policzek.
-Ciocia ty pachnies zupełnie jak Bolys.-powiedziała zaskoczona.
-Może dlatego, że przebierałam mu pieluchę godzinę temu i używałam jego mokrych chusteczek.-powiedziałam z uśmiechem.
-Zlobił kupe?-spytała.
-Niestety.-powiedziałam z zniesmaczoną miną.
-Ciocia zwal to na wuja.-doradziła mi Zoja z uroczym uśmiechem. Dymitr akurat wszedł z Borysem na rękach.
-Mówisz? Zwalić to na wuja?-spytałam patrząc na męża z uśmiechem.
-Dlaczego o mnie rozmawiacie?-spytał podchodząc do nas. Borys popatrzył ciekaw na kuzynkę i pociągnął ją za warkoczyka.
-Bolys ała tak nie wolno.-powiedziała patrząc na niego poważnie. Borys popatrzył na nią i roześmiał się głośno.-Nie śmiej się! Nie wolno ciognoc dziewczynek za włosy. Plawda wujku?-Zoja spojrzała na Dymitra, a Dymitr prawie wybuchnął śmiechem.
-Tak synku Zoja ma rację. Nie wolno ciągnąć dziewczynek za włosy choć wiem, że akurat lubisz to robić.-powiedział całując Borysa w czółko.
-Bolys telaz wuja będzie ci pzebielał pupe jak zlobis kupe.-powiedziała Zoja patrząc na Borysa poważnie. Borys uśmiechnął się szczęśliwy i zaczął niezdarnie bić brawo. Spojrzałam na kanapę na, której siedziała reszta rodziny. Wszyscy płakali ze śmiechu.
-Zoja, a kto wpadł na ten pomysł?-spytał Dymitr.
-Ciocia.-powiedziała z uśmiechem.
-Ty mała kłamczucho, wcale nie bo to ty powiedziałaś, że mam zwalić to na wuja.-powiedziałam patrząc na nią zszokowana.
-Nie, ja cegoś takiego bym nigdy nie powiedziała.-wyparła się własnych słów.
-Zojka jeśli mam być szczery to słyszałem jak namawiałaś do tego ciocię.-powiedział Dymitr z uśmiechem. Zoji uśmiech zszedł z twarzyczki i zastąpiło ją głębokie zdziwienie.
-Ja nie pamiętam, stala jestem mam....tą cholobe co cłowiek nie pamięta co mówił.-powiedziałam chcąc zeskoczyć z moich rąk.
-O nie ma młoda damo ja ci tego tak nie odpuszczę. Chciałaś na mnie wszystko zwalić.-powiedziałam kładąc ją na wolnej kanapie i zaczęłam ją łaskotać. Mała zaczęła się chichrać i nie mogła przestać.
-Wu-ja! La-tuj!-krzyczała między salwami śmiechu. Po chwili jej odpuściłam i podeszłam do męża, który pokazywał coś synkowi. Borys patrzył jak zaczarowany na grzbiety książek, a Dymitr mówił do niego po rosyjsku. Było to tak przyjemne do oglądania jak i słuchania, że sama nie rozumiejąc nic przystanęłam i posłuchałam chwilę. Usiadłam obok Oleny i spojrzałam na nią z uśmiechem.
-Najpierw opowiadaj, co u was?-uprzedziła mnie.
-U nas wszystko dobrze.-powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-Borysek tak strasznie urósł.-powiedziała patrząc na małego, który dotykał okładki książki.
-Faktycznie rośnie jak na drożdżach. Ostatnio okazało się, że jest cięższy dwukrotnie od dnia w którym po raz pierwszy był ważony oraz dłuższy.-powiedziałam dumna.
-Ale nadal jest kruszynką.-powiedziała Olena z szerokim uśmiechem.
-Racja, ale przecież ma dopiero pięć miesięcy jeszcze urośnie.-powiedziałam patrząc na Katię, która biegała za samochodzikiem Pawki.
-Rose zdajesz sobie sprawę, że od pięciu miesięcy masz dziecko?-spytała Wiki z szerokim uśmiechem nie odrywając rąk o Mikołaja.
-Szczerze to nie, ale jak widzę, że jest coraz ciekawszy świata to zdaję sobie sprawę, że jednak moje dziecko rośnie.-powiedziałam z uśmiechem.
-To wspaniale!-powiedziała Sonia. Spojrzałam na nią stała obok Dymitra i o czym rozmawiali. Cieszę się, że ja i Borys trafiliśmy to tak fajnej rodziny.
Baja! Zoja, ale ja tęskniłam. Kocham tą małą.😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖 Jak nikt umie rozśmieszyć do łez. Dimka tak bardzo chce się podzielić z Birysem swoim dzieciństwem. To słodkie. Wspaniały rozdział. Czekam na następny i życzę weny.💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńZoja uwielbiam tą dziewczynę. Ciekawe co się dzieje u Koli i Wiki.
OdpowiedzUsuńSpoko rozdział tylko znowu narzekam na brak Romitri.
PS. Wybacz że tak późno komętentuje ale nie miałam czasu przez nawał pracy w szkole.��
~G&G~
Spokojnie rozumiem Cię sama biegam na zaliczenia. I nie narzekaj już niedługo dostaniecie wiele Romitri😆😆
UsuńTrzymam Cię za słowo.����
Usuń~G&G~