-Dymitr!-krzyknęłam cicho. Dymitr wyszedł spod kołdry i uśmiechnął się kładąc się obok mnie.
-Słucham kochanie.-spojrzał na mnie i zaczął całować moje piersi.
-Spaliśmy trzy godziny. Nie uważasz, że powinniśmy się trochę przespać?-spytałam patrząc na niego.
-Roza to było o trzy godziny za dużo.-powiedział całując moje obojczyki.
-Daj spokój. Rozumiem sześć miesięcy na celibacie, ale kocie ty jesteś niewyżyty.-powiedziałam patrząc na niego z szerokim uśmiechem.
-Roza z taką kobietą jak ty ja nie mógłbym wytrzymać już więcej. Nawet nie wiesz jak mnie do ciebie ciągnie. Jak na ciebie patrzę, taką zmysłową i ponętą ach nawet nie wiesz co bym z tobą zrobił.-powiedział przysuwając mnie do siebie bliżej.
-Towarzyszu.-skarciłam go, ale i tak dałam mu się całować.
-Roza.-Dymitr znów zaczął mnie coraz namiętniej całować.
-Ej nie rozpędzaj się. Zaraz będzie pobudka.-powiedziałam patrząc na zegarek.
-Roza nie w takim momencie.-powiedział nie odrywając się ode mnie.
-Idziemy pod prysznic.-powiedziałam wstając.
-A co będziemy robić pod prysznicem?-spytał patrząc na mnie jak biorę rzeczy z walizki.
-Będziemy się kąpać i może do czegoś dojdzie.-powiedziałam z niewinnym uśmiechem.
-Na pewno do czegoś dojdzie.-powiedział Dymitr wstając i chwytając swoje ubrania.
-Facet.-westchnęłam i ruszyłam w stronę łazienki. Dopiero teraz poczułam jaka jestem obolała, ale taki ból to zniosę. Weszłam do łazienki i od razu poczułam na tali ciepłe ręce, a na szyi mokre pocałunki.
-Najpiękniejsza.-mruknął Dymitr całując mnie coraz namiętniej.
-Chodź pod ten prysznic.-powiedziałam wciągając go pod prysznic. Był dużo mniejszy niż u nas w domu i chcąc lub nie musieliśmy się cały czas dotykać. Dymitr włączył deszczownicę i lekko mnie podniósł, ja z przyzwyczajenia oplotłam go nogami w pasie. Na plecach poczułam chłód kafelków. Dymitr wszedł we mnie, a ja zaskoczona pisnęłam. Dymitr zaczął się we mnie poruszać.
-Roza wszystko gra?-spytał widząc, że się krzywię.
-Tak, spokojnie.-powiedziałam uśmiechając się szeroko.
-Na pewno?-spytał spoglądając na mnie zmartwiony.
-Spokojnie. Dokończ to co zacząłeś.-powiedziałam przyciągając go do siebie.
-Zrobiłem ci krzywdę?-spytał całując moją pierś.
-Po prostu odzwyczaiłam się od maratonów.-powiedziałam patrząc w te piękne oczy. Dymitr uśmiechnął się lekko i mnie puścił.-Dlaczego?-spytałam nic nie rozumiejąc.
-Odzwyczaiłaś się więc będziemy to robić małymi kroczkami.-powiedział całując mnie w czoło.-A teraz czas się umyć.-powiedział z uśmiechem. Zaczęliśmy się myć i po chwili wychodziliśmy z łazienki w sam raz by usłyszeć płacz Borysa. Ruszyłam w stronę pokoiku Zoji, ale okazało się, że łóżeczko jest puste. Zeszłam na dół i odkryłam, że Borys jest u Oleny na rękach.
-Hej.-powiedziałam z uśmiechem. Synek widząc mnie rozpłakał się jeszcze bardziej.
-Hej. Chyba już naprawdę Boro głoduje.-powiedziała podchodząc do mnie i dając mi małego. Borys mocno wtulił się w moją pierś i włożył paluszek do buzi.
-Co się dzieje myszko? Głodny?-spytałam patrząc na smutną buźkę synka. Ruszyłam z nim na górę żeby ze spokojem go nakarmić.
-Hej myszko.-Dymitr pocałował Borysa w czoło, a ja uśmiechnęłam się do niego.
-Mama nakarmi i będzie szczęśliwy.-powiedziałam siadając na łóżku i ściągając bluzkę oraz stanik. Dymitr wciągnął gwałtownie powietrze i patrzył na mnie z uwielbieniem.-Bielikow uspokój się.-skarciłam go, przykładając Borysa do piersi. Mały zaczął pić i po chwili się zachłysnął.-Myszko nie tak łapczywie.-powiedziałam klepiąc synka po plecach. Po chwili skończył kaszleć i spojrzał na mnie jakby chciał powiedzieć:''Mama jeszcze''. Znów przyłożyłam go do piersi, ale wcześniej zastrzegłam.-Teraz mi się nie zachłyśnij.
Borys znów zaczął pić, ale teraz pił powoli i ostrożnie. Gdy się napił Dymitr wziął go na ręce i zaczął z nim chodzić i klepać po pleckach. Wstałam ubrana i podeszłam do męża i syna którzy stali przy oknie. Pocałowałam obu w policzki.
-Kocham was.-powiedziałam przytulając się do męża. Dymitr mono objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
-My też cię kochamy.-powiedział Dymitr patrząc na mnie znacząco. Borys popatrzył na tatę i pacnął go rączką w oko.
-Widzisz tata nie masz tak na mnie patrzyć.-powiedziałam śmiejąc się z reakcji synka.
-Przepraszam.-powiedział z uśmiechem.-Boro nie podnoś rączki na tatę.-powiedział Dymitr całując malutkie rączki. Borys zapiszczał szczęśliwy i na chwilę się zawstydził.
-Jaka urocza rodzinka.-usłyszeliśmy za sobą głos Wiktorii.
-Staramy się być uroczy.-powiedziałam patrząc na Borysa. Spuścił główkę i bawił się nerwowo paluszkami. Nie wiem od czego to zależy, przecież Wiki jest rodziną i nigdy się nie wstydzi przy rodzinie.
-I jesteście. Mama woła na śniadanie.-powiedziała wychodząc, a my ruszyliśmy za nią.
No ja mam nadzieje na więcej maratonów. Rozdział bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na następny.
~G&G~
Ale słodko 😍😍😍😍😍 Awww... Dimka zadba, aby się przyzwyczaiła do maratonów. Wspaniały rozdział. Tygrysowi wciąż mało. 😂😂 Czekam na następny i życzę weny.💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńJa tu czekam...............
OdpowiedzUsuń~G&G~