Dymitr:
Obudziłem się pierwszy. Roza smacznie spała wtulona w mój tors. Pogłaskałem ją po głowie uśmiechając się szeroko i niedowierzając w to jakie mam ogromne szczęście. Spojrzałem na kalendarz, który wisi na ścianie. Pierwszy grudnia. Muszę powiedzieć Rozie o tych badaniach na ojcostwo, ale boję się jak na to zareaguje. Powiem jej teraz jak się obudzi. Nie mogę już dłużej tego ukrywać. Spojrzałem na nią. Śpi tak spokojnie na mojej piersi. Wiem, że nigdy nie mogłaby mnie zdradzić. Zbyt bardzo się kochamy i zbyt mocno nam na sobie zależy. Usłyszałem płacz z pokoju Borysa, więc ostrożnie wyplątałem się z objęć żony i ruszyłem do pokoju syna. Borys siedział w łóżeczku i wyglądał na przestraszonego. Zmarszczyłem brwi i czujnie rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale nie dostrzegłem zagrożenia. Wziąłem synka na ręce i zszedłem na dół gdzie czekała na niego butelka mleka, którą wystarczy podgrzać. Spojrzałem na zegarek. 5:23. Mały nigdy tak wcześnie się nie budzi. Spojrzałem na syna. Borys mocno się we mnie wtulił i na chwilę nie chciał mnie puścić.
-Co się dzieje?-spytałem. Mały rozejrzał się przestraszony po pomieszczeniu. Co mogło go tak przestraszyć? Spojrzałem na lodówkę i prawie dostałem zawału. W odbiciu nie znajdowała się moja twarz tylko twarz Wiktora.
-Twój syn jest słaby.-zaśmiał się i zniknął. Wściekły spojrzałem na synka i odkryłem, że mocniej się we mnie wtulił.
-Spokojnie żabko. Będzie dobrze. Tatuś mnie pozwoli żeby coś ci się stało. Zadzwonimy do cioci Soni albo do cioci Lissy i poprosimy żeby zabezpieczyły twoje sny żeby ten zły pan się już tam nie pojawiał.-zapewniłem synka całując go w czoło. Mały wtulił się we mnie jeszcze mocniej. Wiedziałem, że teraz już nie zaśnie dopóki nie będzie tak zmęczony, że jego organizm sam tego nie wywoła, więc jak najszybciej muszę zadzwonić do Soni lub Lissy. Z tego co wiem Lissa przyjmuje gości od siódmej, a Sonia wstaje dopiero o ósmej. Jeśli teraz zacznę szykować siebie i Borysa zdążę jako pierwszy. Podałem synkowi butelkę i posadziłem go w krzesełku i zabrałem się za śniadanie. Przygotowałem również kanapki dla żony. Gdy oboje z Borysem byliśmy najedzeni poszedłem z małym na górę gdzie ubrałem siebie i małego. Napisałem list do Rozy wszystko jej tłumacząc. Wiem, że się wścieknie, że jej nie obudziłem, ale wolę zrobić to sam. Wziąłem kluczyki od jej wozu i zapakowałem synka do nosidełka. Usiadłem za kierownicą i spojrzałem na zegarek. 6:45. Idealnie jak dojadę będę miał jeszcze pięć minut. Po dziesięciu minutach parkowałem pod pałacem. Wyciągnąłem synka z nosidełka i skierowałem się w stronę gabinetu Wasylissy. Usiadłem na krześle przed jej gabinetem i spojrzałem na synka. Wydawał się zagubiony i przestraszony.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze.-zapewniłem ściągając mu kombinezonik.
-Dymitr?-usłyszałem za sobą głos Lissy.
-Witaj Lisso. Mam mały problem.-powiedziałem spoglądając na nią.
-Coś z Borysem?-spytała gładząc się po dość dużym brzuszku.
-Tak. Możemy porozmawiać w twoim biurze?-spytałem.
-Jasne, zapraszam.-uśmiechnęła się do Borysa. Weszliśmy do jej gabinetu.-Co się dzieje?-spyta zmartwiona.
-Dziś Borys bardzo wcześnie się obudził. Nigdy nie budzi się przed szóstą, a on obudził się o piątej. Wydawało mi się, że jest głody, ale okazało się, że śnił mu się Wiktor.-powiedziałem spoglądając na nią.
-Jak to ''okazało się''?-spytała.
-Wiktor pojawił się w odbiciu lodówki i powiedział:''Twój syn jest słaby''. Nie wiem co to oznacza, ale boję się o małego.-powiedziałem spoglądając na nią.
-Rozumiem, że chcesz obronić jego sny?-spytała spoglądając na mnie.
-Tak, na tym mi zależy.-powiedziałem spoglądając na synka. Cały czas jest niespokojny.
-Jeśli mogę to dziś wproszę się do was na kolację z Christianem i dzieciakami i wtedy wszystko załatwię.-powiedziała uśmiechając się do mnie.-A na razie powieś to przy jego łóżeczku powinien się uspokoić i wyspać.-powiedziała podając mi zawiniątko. Ciekaw odwinąłem je i odkryłem, że to jest mały łapacz snów.-Jest zaczarowany.-powiedziała z uśmiechem.
-Dziękuję.-powiedziałem spoglądając na nią z wdzięcznością.
-Nie ma za co. Jak przyjęła to Rose?-spytała.
-Działo się to rano więc napisałem jej list i wyszedłem.-powiedziałem zdenerwowany.
-Wiesz, że się wścieknie?-spytała z uśmiechem.
-Wiem, ale przeproszę ją i będzie dobrze.-powiedziałem z uśmiechem.
-Powodzenia. Będziemy o siedemnastej.-powiedziała z uśmiechem.
-Do zobaczenia.-powiedziałem wychodząc. Ubrałem Borysa i siebie i ruszyłem do samochodu. Gdy tylko wszedłem do domu wiedziałem, że mam przesrane.
-Nic mu nie jest?-Roza podbiegła do nas, gdy tylko weszliśmy do domu.
-Spokojnie byłem u Lissy.-powiedziałem. Roza wzięła ode mnie Borysa i zaczęła go oglądać.
-Powinnam się na ciebie gniewać, ale za bardzo martwię się o Borysa.-powiedziała patrząc zmartwiona na synka.
-Będzie dobrze.-zapewniłem.
-Co Lissa powiedziała?-spytała.
-Przyjdą dziś na kolację i Lissa się wszystkim zajmie.-zapewniłem.
-Dobrze. Najważniejsze żeby mały był cały i zdrowy.-powiedziała patrząc na małego, ja zrozumiałem, że nie będzie kłótni bo wie, że robiłem to dla jego bezpieczeństwa.
Zgłaszam sie na ochotnika, żeby zrobić coś wreszcie z Wiktorem!!! Czy on może łaskawie... Lekko mówiąc zostawić w spokoju Borisia?!?! Idio... Wg!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!
Łączę się z Mańką! Już dosyć tej jego samowolki. Musimy się zabrać w kupę i zabić Wiktora, Taszę i Randalla. To zakały świata morojów. W głowach się im poprzewracało. Jak to nie będzie kłótni?! A ja liczyłam na wiekie przepraszanie. Pff... Dobrze, że Lissa im pomoże. Czekam na następny i życzę weny.💖💖💖💖
OdpowiedzUsuń