Strony

poniedziałek, 1 maja 2017

Rozdział 466

Usiedliśmy w jadalni. Mason patrzył na to jak podaję kubeczek Borysowi. Mały popatrzył na kubeczek, a następnie na mnie. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam mu tłumaczyć:
-To jest herbatka specjalnie dla ciebie.-powiedziałam pewnie. Borys spojrzał na kubeczek. Chwyciłam jego rączki i położyła je na uszkach kubeczka i podniosłam go do jego ustek. Mały na początku nieprzekonany po chwili pił z ogromnym przekonaniem. Powoli puściłam kubek i okazało się, że Borys kurczowo go trzyma. Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam na Masona.
-Jak tam idą przygotowania?-spytałam i napiłam się czekolady.
-Mam ochotę cię udusić. Mia zapisała się na ten kurs przedporodowy i teraz co tydzień tam chodzimy.
-To źle?-spytałam spoglądając na niego.
-Tak. Moja żona zmusza mnie żebyśmy to wszystko ćwiczyli jeszcze w domu po sto razy. Po co mam za nią siedzieć i patrzyć jak sama się układa do pozycji porodowej?-spytał.
-Żebyś dodał jej otuchy.-powiedziałam spokojnie.
-Otuchy? Ona cały czas się na mnie drze. Czuję się zastraszony.-powiedział wzdrygając się.
-Aż takie ma humorki?-spytałam.
-I to jeszcze jak. Budzi się jest wszystko wspaniale śmieje się, żartuje, a minutę później płacze i krzyczy, że nie może już ze mną wytrzymać. Rose ja wszystko rozumiem, ale ja się jej boję.-powiedział patrząc na mnie zaniepokojony.
-Uspokój się musisz jeszcze wytrzymać tylko cztery miesiące.-powiedziałam, a po chwili dodałam.-Ewentualnie sześć.
-Ewentualnie sześć?-spytał zdziwiony.-Czemu jeszcze dwa miesiące po porodzie?
-Bo w tym czasie organizm kobiety wraca do normy.-powiedziałam.
-Ty jak długo jeszcze byłaś po porodzie taka drażliwa?-spytał.
-Co najmniej półtorej miesiąca. Płakałam i to prawie cały czas, a potem z dnia na dzień się skończyło.-powiedziałam zwruszając ramionami.
-Serio?-spytał zaskoczony.
-Tak. Musisz po prostu być cierpliwy.
-Łatwo mówić.
-Oj daj spokój......
-Ma!-pisnął Borys. Spojrzałam na niego i odkryłam, że dał radę odkręcić pokrywkę od kubeczka i wylać wszystko na siebie.
-Borys.-jęknęłam wyciągając go z krzesełka i patrząc na krzesełko.-Ty zawsze musisz narozrabiać?-spytałam spoglądając na syna. Mały się zaśmiał, a ja ruszyłam z nim na górę.
-Mogę iść z tobą?-spytał Mason.
-Chodź nauczę cię tam czegoś.-powiedziałam wchodząc po schodach. Gdy byliśmy już w pokoju Borysa zabrałam się za rozebranie synka.-Wszystko mokre.-powiedziałam załamana.
-Dlaczego mu to robisz i zakładasz mu rajstopy?-spytał Mason.-Chcesz żeby był babą?
-Nie, nie chcę po prostu nie chcę żeby ten mały tyłeczek zmarzł.-powiedziałam wyciągając świeże ciuszki.
-Czemu ty masz ciuszki w kolorze brązowym? Jest tyle fajnych kolorów dla chłopców, a ty mu na siłę wciskasz ten brązowy.
-Beżowy.-poprawiłam.-Dostaliśmy tyle ciuszków w tym kolorze, że przywykłam do kupowania tych kolorów.-powiedziałam z uśmiechem podchodząc do synka.-Chodź wujek ubierzesz Borysa.
Mason przerażony podszedł do przewijaka. Borys popatrzył na niego i również nabrał rezerwy. Zaśmiałam się i podeszłam do nich.
-Od czego zacząć?-spytał zagubiony.
-Załóż mu najpierw body.-powiedziałam patrząc na Masona. Chwycił  body i popatrzył na nie przerażony.
-Co zrobić?-spytał.
-Rozepnij wszystkie możliwe guziczki.-powiedziałam. Strasznie chciało mi się śmiać, ale się powstrzymałam. Mason rozpiął guziczki i popatrzył na mnie.-Włóż je najpierw przez główkę, potem rączki,  a na końcu po prostu zapnij w kroczku.-powiedziałam wzruszając ramionami. Mason zabrał się do pracy i na początku szło mu świetnie jednak rączki Borysa wesoło machały i nie chciały ułatwić roboty Masonowi.
-Rose.-jęknął.
-Posuń się i patrz.-powiedziałam podchodząc bliżej.-Żabko daj mamusi rączkę.-poprosiłam. Rączki Borysa zastygły w powietrzu. Chwyciłam jedną rączkę i przełożyłam ją spokojnie przez materiał.-Spróbuj. Uwierz albo nie, ale teraz powinien być grzeczny i pać ci przełożyć drugą rączkę.-zapewniłam. Mason zabrał się za ubieranie Borysa i po chwili zapinał mu gudziczki.
-Jej!-krzyknął szczęśliwy. Borys się zaśmiał i zaklaskał wesoło w rączki.
-Dobra, dobra teraz to ty wpakuj go w rajstopki i nakłoń do tego żeby tak fajnie nimi nie machał.-powiedziałam z uśmiechem. Mason jęknął i zabrał się do roboty. Po równo dwunastu minutach Borys miał już na sobie body i rajstopki.
-Koniec?-spytał wykończony.
-Jeszcze ogrodniczki.-powiedziałam.
-Sama je zakładaj.-powiedział siadając na fotelu.
-Nie wolno zostawiać sześciomiesięcznego dziecka samego na przewijaku. To niebezpieczne.-powiedziałam zakładając synkowi ogrodniczki. Z tym poszło o wiele szybciej.
-Daj spokój byłaś przy nim.-jęknął.
-Ale i tak wolę cię uświadomić co grozi małemu.
-Dobrze Hathaway-Bielikow zapamiętam.-powiedziała z uśmiechem. Zeszliśmy na dół i rozmawialiśmy chwilę. Naszą rozmowę przerwał telefon on Mii, która kazała w tej chwili wracać Masonowi do domu. A Mason jako pantofel wybiegł tak szybko, że aż się za nim kurzyło. Przeniosłam krzesełko synka do kuchni i z uśmiechem powiedziałam:
-Mama będzie gotować. Trzymaj kciuki.-to powiedziawszy zabrałam się za szukanie przepisu w książce kucharskiej mojego męża.

2 komentarze:

  1. Trzymam kciuki za Rose i Masona. Mason spokojnie na poczatku będzie spokojny i w końcu się przyzwyczaisz. Bomba, czekam i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  2. Mason, Mason naprawdę czy ty się zgrywasz czy naprawdę czasami jesteś taki tępy,że nie umiesz ubrać Boryska w sumie nieżle się naśmiałam. Mam nadzieję, że powróci mój ukochany Mason, a nie to co teraz niby jest, ale gdzieś błądzi.
    Super rozdział czekam na następny.
    PS. Biorę Cię za słowo, że będę miała dosłownie dość Wiki i Koli. Chociaż ich nigdy nie ma dość bo są tacy zabawni i słodcy XD
    ~G&G~

    OdpowiedzUsuń