Strony

wtorek, 27 czerwca 2017

Rozdział 504

Od trzech godzin jedziemy w stronę miejsca przetrzymywania mojego męża. Coraz bardziej się o niego martwię. Spojrzałam zdenerwowana na Abe'a. Siedział obok mnie i przeglądał jakieś papiery. Podziwiałam go, że może być tak opanowany. Ja jestem potwornie zdenerwowana i nie mogę usiedzieć w miejscu.
-Tato długo jeszcze będziemy jechali?-spytałam spoglądając na ojca.
-Spokojnie jeszcze jakieś dwadzieścia minut i jesteśmy na miejscu.-zapewnił z uśmiechem. Mi nie było ani trochę do śmiechu. Jak pomyślę, że mój biedy mąż jest przetrzymywany, bity, głodzony i nie wiadomo co jeszcze mam ochotę płakać, ale muszę wszystkim pokazać jaka jestem silna. Po dwudziestu minutach zobaczyliśmy zarysy budynku. Strażnik kierujący autem zjechał na pobocze i spojrzał na ojca.
-Jak plan szefie?-spytał.
-Jedziesz do bramy i dajesz im to.-mówiąc to Abe dał mu coś do ręki. Strażnik otworzył dłoń i uśmiechnął się przebiegle.-Jak ja szefa uwielbiam.-powiedział z szerokim uśmiechem.
-Wiem wiem jestem najlepszy.-powiedział Abe chwytając się za serce. Strażnik jeszcze się zaśmiał i ruszył do bramy. Tak jak Abe kazał Strażnik wrzucił do budki to co dostał od ojca, a to wybuchnęło usypiając ochroniarzy. Jeden ze Strażników, którzy siedzieli w aucie za nami wybiegł i wszedł do budki osłaniając nos. Po chwili brama była otwarta, a my przez nią wjeżdżaliśmy. Strażnik zaparkował na tyłach budynku, tak aby nikt nas nie zauważył i podzieleni na dwie grupy ruszyliśmy do drzwi. Druga grupa miała wejść tyłem, a my mieliśmy przodem. Gdy tylko znaleźliśmy się w środku czterech strażników zaczęło mnie ochraniać tak bym ze spokojem mogła dojść do schodów, gdy już przy nich byłam zaczęłam zbiegać w dół. Gdy wreszcie doszłam do drzwi wyważyłam je mocnym kopniakiem i weszłam do pokoju podchodząc do drzwi od kantorka. Gdy tylko znalazłam się w środku kolana się pode mną ugięły. Dymitr leżał na kilku kocach cały poobijany i był umazany krwią. Powoli do niego podeszłam i uklęknęłam przed nim. Spał. Dotknęłam delikatnie jego czoła, a on się obudził. Spojrzał na mnie czujnie.
-Roza to jest pułapka.-powiedział szeptem, a drzwi za mną się zatrzasnęły. Zerwałam się na równe nogi i stanęłam tak żeby w razie co obronić Dymitra. Przy drzwiach stała Tasza z szyderczym uśmiechem, a obok niej stał Wiktor.
-Rose jak miło, że nas odwiedziłaś. Szkoda, że nie wzięłaś ze sobą bachora.-powiedziała Tasza trzymając pistolet w ręku.
-Dla twojej informacji bachor jest za mały żeby jeździć na takie akcje, ale ze spokojem ma się świetnie.-powiedziałam z uśmiechem.
-Rose nie udawaj, że nie boisz się śmierci. Każdy się jej boi.-powiedział Wiktor patrząc na mnie.
-Niczego się nie boję.-zastrzegłam podbiegając do Taszy i wyrywając jej z ręki pistolet. Rzuciłam go do tyłu i popchnęłam Taszę na tyle mocno, że uderzyła głową o klamkę i straciła przytomność. Wiem, że nie mam dużo czasu, ale muszę działać jak najszybciej. Podeszłam do Wiktora i zaczęłam go dusić. O dziwo patrzył na mnie z pogardą. Wściekła nie wytrzymałam i walnęłam jego głową o ścianę też nic. Patrzyłam na niego zdziwiona nie wiedząc o co chodzi.
-Wiesz Rose myślałem, że jesteś mądrzejsza.-powiedział z uśmiechem.
-O co ci chodzi?-spytałam.
-O to, że jestem klonem Wiktora.-powiedział, a następnie się rozsypał. Już chciałam się odwrócić, ale Tasza nałożyła mi sznurek na szyję i zaczęła mnie dusić. Nie wytrzymałam i kopnęłam tę jędze w brzuch. Upadła kawałek dalej, ale się podniosła. Podbiegła do mnie i wymierzyła mi prawego sierpowego prosto w twarz zatoczyłam się robiąc jednocześnie unik. Ścięłam jej nogi i usiadłam na jej brzuchu i przyłożyłam jej dłonie do gardła. Tasza wykorzystała moc i zaczęłam przypalać skórę na moich rękach. Po chwili ból był tak ogromny, że jęknęłam i ją puściłam. To był błąd. Tasza przyszpiliła mnie do podłogi i zaczęła  mnie dusić. Próbowałam z nią walczyć, ale nie miałam siły. Po chwili pojawiły się ciemne plamy. Gdy już prawie mdlałam usłyszałam wystrzał, ale nie poczułam bólu. Zmusiłam się do otwarcia oczu i okazało się, że Tasza jest ranna i płonie. Po chwili z jej ciała nie zostało nic. Spojrzałam na drzwi. Abe wbiegł do środka i spojrzał na mnie. Tak bardzo chciałam zaczerpnąć powietrza, ale nie mogłam. Uklęknął przede mną i mocno mną potrząsnął.
-Rose nie zamykaj oczu.-poprosił.
-Zaopiekuj się Borysem.-powiedziałam słabo i ruszyłam w stronę światła.

3 komentarze:

  1. Mam cię ochotę udusić jak możesz.
    Rozdział super

    OdpowiedzUsuń
  2. CO TY ROBISZ?! Rose, nie rób tego, nie poddawaj. Dla Dimki, dla Borysa. Nie możesz! Ola, ty sobie uważaj kochana. W następnym rozdziale chcę widzieć Romitri całe i pełne miłości. Nawet nie umiem się cieszyć śmiercią Taszy. Czekam na następny i życzę weny💖💖💖💖

    OdpowiedzUsuń
  3. Daj tu następny i to już, bo się obrażę. Nie jest super bo zabijasz w nim Rose, jak byś jej nie zabijała to by był SUPER. Czekam na nn i życzę weny.
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    A jak ją zabijesz to ja Ciebie🗡🔪🔫😤😠

    OdpowiedzUsuń