Tak bardzo cię kocham, Roza

Tak bardzo cię kocham, Roza

sobota, 10 marca 2018

Rozdział 633

Wjechałem w leśną drogę. To musi być tu. Błądzimy po tym lesie od godziny to niemożliwe, że nie możemy trafić. Spojrzałem na Rozę która trzymała w rękach telefon.
-Nie ma zasięgu nic nie sprawdzę.-powiedziała wściekła.
-Spokojnie kochanie na  pewno w końcu znajdziemy odpowiednią drogę.-powiedziałem uśmiechając się do niej.
-Oboje wiemy, że gdyby to było takie łatwe już byśmy byli na miejscu. O! Jest zasięg!-pisnęła szczęśliwa.-Wjechaliśmy w złą drogę.-powiedziała.
-Cholera.-mruknąłem. Ile razy można się zgubić w jakiś krzakach?
-Elela?-spytał Borys.
-Nie wolno ci tego powtarzać po tacie.-powiedziała Roza patrząc na Borysa.
-Elela!-zawołał szczęśliwy.
-Nie wolno Borys to bardzo brzydkie słowo.-powiedziałem wjeżdżając na główną drogę.
-Jedziemy teraz prosto i dopiero przy czwartym zjeździe skręcamy w lewo.-powiedziała Roza.-Zapamiętaj bo ja znowu nie mam zasięgu.-mruknęła załamana. Jechałem wolno licząc zjazdy. Czwarty był dość nieźle zarośnięty. Spojrzałem na Rozę. Również patrzyła na to niepewnie.
-No to skręcamy.-powiedziałem. Usłyszałem, że coś uderzyło o dach i wzdrygnąłem się. Moje biedne autko.
-Elela.-mruknął Borys, gdy gałąź uderzyła o jego okno.
-Borys nie wolno.-powiedziałem patrząc na niego. Mały przewrócił oczami i spojrzał na mamę. Jechałem dobre dziesięć minut aż las zaczął się przerzedzać, a ja zauważyłem wodę.-Chyba udało nam się dojechać na miejsce.-powiedziałem z uśmiechem.  Zauważyłem średniej wielkości domek i auta naszych przyjaciół.  Zaparkowałem auto obok samochodu Michaiła i wysiadłem.
-No państwo Bielikow myśleliśmy, że państwo zrezygnowali.-powiedział Christian z uśmiechem.
-Tu nie szło dojechać.-powiedziała Roza rozpinając Borysa.
-Bez przesady, my zabłądziliśmy tylko dziesięć razy.-powiedział Christian z uśmiechem.
-To faktycznie mało.-stwierdziła Roza stawiając Borysa na ziemi. Borys spojrzał na wuja i uśmiechnął się do niego szeroko.
-Borys, ale urosłeś.-Christian uśmiechnął się i ukucnął obok Borysa. Borys przytulił się do wuja i po chwili wtulił się w łydkę Rozy.
-Hej!-Lissa z szerokim uśmiechem wybiegła z domku.-Ale urosłeś!-pisnęła biorąc Borysa na ręce. Mały zaskoczony optymizmem cioci zamarł i patrzył na nią.-Ale jesteście ciemni.
-Wiesz w Turcji non stop jest ciepło i słonecznie.-powiedziałem z uśmiechem.
-Chodźcie się rozpakować. Zaraz zrobimy sobie grilla.-powiedział Christian z uśmiechem.
-Borys chcesz Ba?-spytałam.
-Tak.-powiedział z uśmiechem wyciągając rączki.
-A kto to Ba?-spytała Lissa całując Borysa w policzek.
-Ba!-krzyknął gdy wyciągnąłem ją z  samochodu. Podałem ją małemu i zacząłem wyciągać torby.
Rose:
-Prowadź do kuchni.-poprosiłam patrząc na przyjaciółkę. Ruszyłyśmy do domu. W kuchni stały Sonia, Mia z małą Izzy na rękach i Jill.-Hej.-zawołałam.
-Hej.-powiedziały wspólnie. Borys patrzył na Izzy z uśmiechem.
-Liss Borys chce się chyba przywitać z Izzy.-powiedziałam z uśmiechem. Lissa podeszła do Mii, a Borys pogłaskał malutką po główce. Zrobił to tak delikatnie, że byłam z niego dumna.
-Jesteś taki słodki.-zachwyciła się Mia.
-Daj spokój to tylko mój syn.-powiedziałam wypakowując jedzenie.
-Rose wiesz, że my też przywieźliśmy jedzenie?-spytała Lissa.
-Wiem, ale my z Dymitrem dużo jemy.-powiedziałam z uśmiechem.
-Dużo jecie i ty masz taką figurę?-spytała Sonia z po wątpieniem.
-Daj spokój.-mruknęłam chowając jedzenie do lodówki.
-Wyglądasz ostatnio niesamowicie.-stwierdziła Jill.
-Dajcie mi spokój! To tylko moje ciało.-powiedziałam siadając na blacie.-Zaraz powiem wam bardzo ważną rzecz.-powiedziałam z uśmiechem.
-No to mów.-powiedziały patrząc na mnie.
-Przez część września będę na służbie.-powiedziałam z uśmiechem.
-Wspaniale.-pisnęła Lissa podbiegając do mnie.
-Też się cieszę. Dużo o tym rozmawiałam z Dymitrem i wreszcie doszliśmy do porozumienia.-powiedziałam szczęśliwa. Tak bardzo tęskniłam za pracą. Kocham Borysa, ale czasem mam dość bycia mamą.
-To wspaniale.-stwierdziła Lissa.
-Hej.-powiedziała Sydney wchodząc do  kuchni.-Tu tak ciężko dojechać.-powiedziała z uśmiechem.
-Miło ciebie widzieć.-powiedziałam z uśmiechem.
-Ciebie również.-powiedziała śmiejąc się z mojej miny.
-Mama.-Declan wbiegł do kuchni cały brudny od czekolady.
-Tata cię miał pilnować.-jęknęła podnosząc go.-Ma ktoś pod ręką mokre chusteczki?-spytała. Sonia wyciągnęła chusteczki z szerokim uśmiechem. Sydney zaczęła czyścić buzię Declana, a on spojrzał na Borysa.
-Hej.-powiedział z uśmiechem. Borys był tak zszokowany, że pokiwał Declanowi dopiero po minucie.
-Dzień dobry pięknym panią.-Adrian wszedł do kuchni z szerokim uśmiechem.
-Miałeś go pilnować.-Syd spojrzała krytycznie na męża.
-Nie denerwuj się słoneczko .-poprosił całując Syd w czoło.
-Dziewczyny alarm czerwony.-powiedział Dymitr wbiegając do kuchni.
-Co się stało?-spytałam.
-Daj pieluchę bo Ryan zrobił kupę.-powiedział z uśmiechem. Podałam mu torbę.
-Borys chcesz iść do dzieci?-spytał
-Tak!-zawołał. Dymitr wziął go na ręce.
-Dlaczego twój mąż przyszedł po pieluchy?-spytała Sonia.
-Może dlatego, że twój mąż trzyma waszego biednego synka.-powiedziałam z uśmiechem. Obie się zaśmiałyśmy i zajęłyśmy szykowaniem do grilla.

1 komentarz: