Wstaliśmy rano i Dymitr od razu skierował się na dół żeby mnie zwolnić. Nie podoba mi się ten plan, ale jak powiedział zadecydował za mnie. Ubrałam się i zaczęłam szykować śniadanie.
-Daj nie chcę żebyś za bardzo przemęczała ramie.-powiedział podchodząc do mnie.
-Dymitr potrafię jeszcze zrobić śniadanie.
-Wiem, ale wolę żebyś nie dźwigała.
-Mama!-usłyszałam. Ruszyłam na górę. Borys stał w łóżeczku z szerokim uśmiechem.
-Cześć, wyspałeś się?
-Tak.-powiedział wyciągając rączki w moją stronę. Wyciągnęłam go z łóżeczka i zeszłam na dół gdzie puściłam go wolno. Zdziwiony, że od razu nie wsadziłam go do krzesełka podbiegł do przejścia do kuchni i pisnął szczęśliwy.
-Tata!-krzyknął biegnąc w stronę Dymitra.
-Cześć, byłeś grzeczny?-spytał Dymitr przytulając go do siebie. Zaśmiałam się i podeszłam do stołu żeby dokończyć robić śniadanie. Dymitr stanął za mną i przyciągnął mnie do siebie.
-Słucham.-spojrzałam na moich chłopców z uśmiechem.
-Jesteś umówiona do lekarza na dziesiątą.-powiedział całując mnie w czoło.
-Dobrze, idziesz dzisiaj do pracy?-spytałam podjadając pomidora.
-Nie mam dzisiaj wolne.
-W takim razie trzeba zadzwonić do Natalie.
-Właśnie jak Natalie?
-Borys ją kocha. Wczoraj musiała zostać na obiedzie bo Borys chciał z nią koniecznie zjeść, a ja za wcześnie przychodzę.-powiedziałam z uśmiechem.
-Cio?-spytał.
-Nie ciocia Natalie dzisiaj cię nie odwiedzi.-powiedziałam całując małego w policzek.
-Nie?-spytał.
-No nie.-powiedziałam całując małego w policzek. Dokończyłam śniadanie i ruszyłam żeby je zanieść. Po śniadaniu zaczęłam się szykować do lekarza.
Dymitr:
Roza zaraz wychodzi i szczerze mówiąc mam nadzieje, że lekarz da jej to zwolnienie. Może ona tego nie widzi, ale ja widzę jak bardzo jest zmęczona i obwiniam się o to , że to przeze mnie się tak przemęczała. Spojrzałem na synka. Mały siedział na dywanie i z zainteresowaniem badał grającą kostkę , którą kupiłem mu na delegacji. Borys zaśmiał się, gdy kostka zaczęła grać wesołą muzyczkę. Usiadłem obok niego i wziąłem go na kolana.
-Tata.-powiedział pokazując, że na jednym rysunku jest żaba. Nie było mnie tydzień, a on nauczył się tylu rzeczy.
-Żaba? Taka jak Ba?-spytałem.
-Tak.-stwierdził z uśmiechem. Pocałowałem go w czoło. Roza zeszła na dół.
-Dacie sobie radę sami?-spytała kucając.
-Jasne. Podwieźć cię?
-Nie, przejdę się.
-W takim razie uważaj na siebie.-poprosiłem.
-Będę kochanie.-obiecała całując Borysa w policzek, a mnie w usta. Wyszła, a ja spojrzałem na Borysa.
-Idziemy pograć w piłkę?-spytałem.
-Tak!-krzyknął. Postawiłem go i sam wstałem, poszliśmy do składziku skąd wziąłem piłkę i ruszyliśmy do ogrodu.
-Patrz jak masz piłeczkę przed sobą robisz tak i piłeczka leci.-powiedziałem kopiąc lekko w jego stronę. Borys zaczął się śmiać i odkopnął niezdarnie w moją stronę.-Brawo
-Jeee!-krzyknął podbiegając do mnie.
-Jeszcze raz?
-Tak!-zawołał szczęśliwy. Jak ja za nim tęskniłem.
Rozdział był super. Powiem ci że to opowiadanie jest bardzo ciekawe i realistyczne
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Maria
Super rozdział czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zycrż weny