Strony

czwartek, 17 maja 2018

Rozdział 665

Gdy tylko następnego dnia udaliśmy się z Borysem do szpitala przestałem mieć świetny humor, który towarzyszył mi od rana. Stan Rose w nocy bardzo się pogorszył, musieli ją znowu brać na salę operacyjną. Gdy tylko pielęgniarka zaprowadziła nas do sali w której leżała Roza zamarłem. Było jeszcze więcej sprzętu niż wczoraj, sama Roza wyglądała gorzej. Stanąłem tak żeby Borys jej nie widział. Spojrzałem na tą piękną twarz teraz tak bardzo oszpeconą przez strupy i plastry.
-Mama.-Borys się wychylił tak, że zobaczył Rozę.-Mama.-powtórzył płaczliwym tonem. Przytuliłem go i pocałowałem w czoło.
-Cichutko mamusia z tego wyjdzie. Obiecuję.-powiedziałem przytulając go mocniej. Nagle jedno z urządzeń zaczęło pikać, a do pokoju wpadł lekarz z pielęgniarką.
-Proszę wyjść.-nakazał lekarz.
-Panie doktorze znowu ją tracimy.-stwierdziła pielęgniarka. Po tych słowach wyszedłem. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer.
-Abe słucham.-usłyszałem znużony głos teścia.
-Skoro masz te cholerne znajomości to załatw jak najszybciej dobrych lekarzy.-powiedziałem walcząc z łzami. Nie mogę jej stracić. Nie teraz.
-O co chodzi?-spytał.
-Twoja córka umiera. Załatwiaj tych lekarzy i tu przyjedź.-nakazałem.
-Będę za pół godziny.-powiedział rozłączając się. Spojrzałem na Borysa. Spał zmęczony od płaczu. Pocałowałem go w główkę i zacząłem bujać na rękach. Siedziałem pod salą i słyszałem jak udało im się uciszyć te urządzenie tylko po to by po kilku minutach znów zaczęło pikać jak oszalałe.
-Roza walcz, błagam. Zrób to dla Borysa. Ten mały człowiek cię potrzebuje. Ja cię potrzebuje. Nie waż się nas zostawiać samych.-błagałem tuląc Borysa do siebie. Liczyłem, że dzisiaj tu wejdziemy i dowiemy się, że Rose się obudziła, że już wszystko gra. Borys przez pół nocy powtarzał ''Mama'' przez sen, a moje serce w tych chwilach starło się nie rozpaść z rozpaczy. Ona nie może tak po prostu umrzeć, przecież to takie niesprawiedliwe, jest taka młoda, ma tyle rzeczy do zrobienia, nie może tak po prostu umrzeć. Wyciągnąłem telefon i włączyłem jeden z filmów, które jak mi opowiedziała nagrywałem żebyśmy na starość mieli co oglądać. Na ekranie pojawiła się Roza z ciążowym brzuszkiem i szerokim uśmiechem. Po chwili usłyszałem własny głos:
''-Roza opowiedz nam skąd właśnie wróciliśmy.
-Wróciliśmy od ginekologa. To była nasza ostatnia wizyta, teraz spotkamy się z panem doktorem, gdy ty nasza słodka fasolko będziesz się pojawiać ta tym świecie.-powiedziała czule gładząc brzuszek. Nagle na jej dłoni pojawiła się moja dłoń.
-Oj fasolko nawet nie wiesz jak chcę cię poznać.-zapewniłem i pojawiłem się w kamerze całując brzuch Rozy, który po chwili zaczął się ruszać na co Roza zaczęła się śmiać.
-Przestańcie. Jestem w dziewiątym miesiącu ciąży i naprawdę przestały mnie śmieszyć wasze zabawy.-powiedziała gładząc brzuszek. Uśmiechała się do mnie tak promiennie...''
-Dymitr.
Poderwałem szybko głowę do góry. Abe stał nade mną z zaniepokojoną miną.
-Co się stało?
-Przyjechałem jak prosiłeś. Co z nią?-spytał.
-Lekarz cały czas nie wyszedł z sali nie wiem.-powiedziałem spoglądając na ekran telefonu, Abe również tam spojrzał.
-Była taka szczęśliwa, ty z resztą też, a ja byłem przerażony choć starałem się to ukryć. Oboje tak strasznie nie mogliście się go doczekać. Gdy się urodził, od samego początku, Rose stała się po prostu wzorową matką. Nie mogłem w to uwierzyć, tym bardziej po tym jak Janine nie pokazała jej co to matczyna miłość. Rose tak po prostu wiedziała co robić. Nie umiała tylko przebrać pieluchy, ale pomogłeś jej. A teraz gdy wiem, że mam córkę i mam wnuka ty mi mówisz, przez telefon, że ona umiera? Nie masz serca?-spytał wściekły.
-Moje serce umiera razem z nią.-powiedziałem patrząc na niego.
-Nie! Część twojego serca śpi w tej chwili na twoich rękach. Spróbuj mi tu rozpaczać, a obiecuje skopie ci tyłek. Jeśli.....-głos mu się załamał.-jeśli coś jej się stanie to ty musisz go wychować na odpowiedzialnego faceta. Rose właśnie tego chce.-powiedział, a ja zauważyłem łzy spływające po jego policzkach.-Janine zaraz przyjedzie.-powiedział wstając.-Idę się przewietrzyć.-orzekł jeszcze i zniknął. Chwilę później na korytarz wpadła strażniczka Hathaway.
-Dzień do...
-Co z nią?-przerwała mi.
-Nie wiem, lekarz cały czas nie wyszedł.-powiedziałem spokojnie. Spojrzała na mnie załzawionymi oczami i wpadła do jej sali tylko po to żeby rozpłakać się jeszcze bardziej. Wstałem uważając żeby Borys nie spadł z krzesła na którym go położyłem i podszedłem do niej.
-Proszę wyjść.-warknął lekarz nie spoglądając na nas. Chwyciłem ją w ramiona i wyprowadziłem na korytarz. Wpadła w moje objęcia i płakała.
-Spokojnie strażniczko Hathaway, wszystko będzie dob....
-Mów do mnie Janine!-warknęła.-I nie zapewniaj, że wszystko będzie dobrze. Nie w chwili, gdy moje dziecko walczy o życie!-to powiedziawszy odepchnęła mnie i spojrzała na krzesło na którym spał Borys zwinięty w kłębek.  Podeszła do niego i pogłaskała go po głowie. Usiadła obok niego i spojrzała wyczekująco na drzwi.

6 komentarzy:

  1. Nie rób mi tego😭😭 Jak możesz😭😭 Tak na marginesie cudowny rozdział, tyle w nim emocji😭😭 Rose dalej walcz😭😭 Borysek taki roztrzęsiony i Abe i Janin😭 Czekam na next i życzę weny. Jeśli Rose umrze będzie czekał cię marny los. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo ale strasznie emicjonujacy. Smutny....
    Mam nadzieję że z Roza bedzie lepiej
    A Dymitr będzie w tym czasie najlepszym tatą dla Borysa
    Smutny Abe i Janin to zarazem niezwykłe ale i przytłaczające
    Życzę weny i czekam na next 😫😍😥

    OdpowiedzUsuń