Strony

niedziela, 25 listopada 2018

Rozdział 710

Weszłam do gabinetu ojca cały czas przytulając Borysa. Mały siedział mi na rękach i bawił się moimi włosami. Usiadłam na krześle naprzeciwko ojca i spojrzałam na niego wyczekująco.
-Co?-spytał spoglądając na mnie.
-Masz dla mnie ponoć bezcenne informacje.-powiedziałam sadzając Borysa na podłodze.
 -Sylvain nie jest już dilerem.-powiedział z uśmiechem.
-I dlatego ciągnąłeś mnie przez cały dom?-spytałam.
-Ale to nie znaczy, że nie zajmuje się ciemnymi spawami.
-Ty też maczasz w tej profesji paluszki.
-Ja to inna sprawa.
-Oczywiście.-stwierdziłam sarkastycznie, a Borys się zaśmiał.-Nawet twój wnuk w to nie chce wierzyć.
-Borys, ustalaliśmy wspólny front.-powiedział patrząc na małego oskarżycielsko.
-Nie patrz tak na niego. Potem będzie smutny.
-Masz strasznie uczuciowe dziecko.-zauważył.
-Wiem, po dziadku.-odparowałam.
-Ostatnio Borys odziedziczył po mnie zbyt wiele.-stwierdził.
-Życie.-powiedziałam wzruszając ramionami.-Borys! Jedziemy do domku?-spytałam patrząc na synka.
-Tak!-powiedział wstając i chwytając pod paszkę Ba. Wzięłam jego rączkę i ruszyliśmy po  kurteczki.
***
Stanęłam w garażu i rozkoszowałam się sekundą ciszy. Otworzyłam drzwi i wyciągnęłam śpiącego Borysa. Weszłam do domu.
-O wróc...-zaczął Sylvain.
-Ciii! Płakał całą drogę, dopiero usnął.-powiedziałam wchodząc po schodach. Ostrożnie położyłam małego w łóżeczku i rozebrałam z kurtki. Wyszłam na korytarz zamykając ostrożnie drzwi.
-Śpi?
-Śpi.
-Porozmawiamy?-spytał z nadzieją.
-A o czym chcesz tak ze mną porozmawiać? O tym, że nie pisnąłeś ani słowa o tym, że jesteś dilerem czy może o innych ciemnych interesach którymi się zajmujesz?-spytałam wściekła.-Masz świadomość tego, że w tym domu jest małe dziecko? Nie chcę narażać mojego syna tylko i  wyłącznie dlatego, że ty chcesz chronić swój zasrany tyłek.
-Rose, rozumiem doskonale twoje wzburzenie. Wiem powinienem był od początku wam wszystko powiedzieć. Bardzo was za to przepraszam, ale nie miałem gdzie się podziać po tamtym wypadku. Bałem się, że w każdej chwili wyrzucicie mnie na bruk. Strasznie was polubiłem i traktuje was jak rodzinę. Rodzinę której nie mam.
-Sylvain...
-Nie czekaj, chcę żebyś wiedziała, że dzięki wam zrozumiałem, znowu, jak bardzo ważna jest rodzina. Wiem wiem, powiesz teraz, że pieprzę od rzeczy, ale moja rodzina nie żyje od tylu lat zapomniałem jak to jest, miałem tylko przelotne romanse i nic więcej. Strasznie brakowało mi tego ciepła ognia domowego? Tak to się chyba mówi, lecz wtedy pojawiłaś się ty taka chętna żeby ocalić moje życie i ruszyłaś bez wahania na tamtą strzgę po mimo tego, że wcale mnie nie znałaś i mogłaś zostawić mnie na jej pastwę, ale nie zrobiłaś tego, co więcej potraktowałaś mnie jak przyjaciela. Jestem ci za to dozgonnie wdzięczny i wiedz, że jeśli kiedykolwiek moje interesy wymknął mi się spod kontroli, nigdy, ale to nigdy nie będzie tak że ktoś się będzie na was mścił. Zrobię wszystko, żeby was od tego odciągnąć. Przyrzekam.
-Dobrze, niech ci będzie.-powiedziałam wzdychając.
-Zjesz może lasagne? Chciałem cię w ten sposób przeprosić, a z tego co wiem lubisz jeść.-powiedział z szerokim uśmiechem.
-Cholera, jestem aż tak przewidywalna.-stwierdziłam śmiejąc się i schodząc na dół.-Mam nadzieje, że wiesz również o tym, że jem strasznie dużo.
Usłyszałam  za plecami tylko śmiech. On myśli, że sobie odpuściłam, ale będę mieć cały czas na niego oko.

1 komentarz:

  1. Ej no Abe,liczyłam na więcej informacji.
    Nie podpisałeś się wiedzą.
    Lasagna przeprosinowa...ciekawe.
    Coś czuję,że coś się jednak stało,i dlatego Sylvain tak się przymila,żeby rose była mniej zła.
    Rozdział super,czekam na nexta i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń