Tak bardzo cię kocham, Roza

Tak bardzo cię kocham, Roza

piątek, 3 lipca 2020

Rozdział 732

Wpadłam na Lissę, a raczej na to co zostało z Lissy. Zapadnięte policzki, ogromne wory pod oczami, sina skóra. Nie mogłam uwierzyć, że patrzę na moją Lissę. To nie może być prawda.
-Co ci się stało?-spytałam stawiając Borysa na nóżkach i sama się podnosząc. Podałam dłoń Lissie i podciągnęłam ją do góry. Była leciutka niczym piórko. Dopiero teraz zadałam sobie sprawę jak bardzo jest chuda.
-Jestem cała spokojnie.-powiedziała uśmiechając się do mnie.
-Jak ty wyglądasz?-spytałam zszokowana.
-Normalnie Rose?-spytała unikając mojego wzroku.
-Lissa jesteś chora?-spytałam podchodząc do niej bliżej. Matko jedyna tylko nie to. Ona nie może umrzeć. Cały czas patrzyłam na jej twarz, ponieważ jej oczy błądziły wszędzie byle tylko nie spojrzeć mi w twarz.
-Skąd ten pomysł Rose. Co ty tu robisz?-spytała.
-Już wychodzę. Skoro jesteś tak bardzo zapracowana żeby nie powiadomić mnie o tym wszystkim co się u ciebie dzieje to nie chcę ci przeszkadzać.-powiedziałam wściekła. Minęłam ją chwytając Borysa i ruszyłam w stronę wind, lecz ten osiłek chwycił mnie za ramię i pociągnął do tyłu. Na moje nieszczęście było to ramię, które chwilę temu szarpał Randall i jęknęłam czując ból.
-Mama!-Borys spojrzał na mnie przerażony i jeszcze mocniej się we mnie wtulił.
-Nie strasz mi dziecka!-krzyknęłam spoglądając na osiłka.
-Królowa nie pozwoliła ci odejść.-powiedział poważnym głosem.
-A ja nie pozwoliłam ci sobą rzucać!-warknęłam. Spojrzałam na Borysa i uśmiechnęłam się do niego żeby chociaż trochę go uspokoić.
-Emmet nie rób jej krzywdy.-poprosiła Lissa podchodząc do mnie.-Wybacz Rose. Nic ci nie jest?-spytała.
-Przeżyje.-powiedziałam krótko i włożyłam Borysa do wózka. Ramię zaczęło pulsować bólem co nie wróży niczego dobrego.
-Rose, wybacz że nie miałam dla ciebie czasu. Po prostu ostatnio wiele się dzieje i muszę być z tym wszystkim na bieżąco, wiem że na pewno mnie rozumiesz.
-Widać, że musisz być ze wszystkim na bieżąco. Wygłodniała, wychudzona i przemęczona.-powiedziałam sztywno. Lissa zrobiła wielkie oczy i spojrzała na swoje wychudzone dłonie.
-Nie odzywaj się tak do królowej!-krzyknął Emmet.
-A ty nic jej nie powiesz tylko pozwalasz na to?-spytałam Christiana, a Emmet wtedy ruszył na mnie. Nie czekając aż mnie zaatakuje przywaliłam mu z pięści prosto w twarz po czym wykręciłam mu ręce.-Nie waż się mnie tknąć bo zabije.-powiedziałam.
-Rose! Puść go!-krzyknęłam Lissa przerażona.
-To on miał w planie mnie zaatakować, ja się tylko broniłam.-powiedziałam na swoje usprawiedliwienie.
-Jasne rozumiem.-powiedziała Lissa patrząc na mnie jak na dzikie zwierze zagonione w kąt. Puściłam ręce Emmeta. i chwyciłam rączkę wózka. Borys był zagubiony i widać było, że nie rozumie tej sytuacji ani trochę. Pogładziłam go po policzku po czym spojrzałam na przyjaciółkę.
-Jak byś miała kiedyś ochotę pogadać to znasz mój numer oraz wiesz gdzie mieszkam.-powiedziałam i nie czekając na odpowiedź ruszyłam w kierunku windy. Czułam tylko jak coraz większy ból rozlewa się po moim ramieniu i wiedziałam, że muszę położyć na to zimny odkład. 
-Poczekaj.-Lissa chwyciła mnie za ramię, a ja aż uklęknęłam z bólu.-Matko jedyna! Przepraszam! Nie wiedziałam, że aż tak boli. Wybacz.
-Nic mi nie jest.-powiedziałam wstając.
-Mogę cię uleczyć.-zaproponowała.
-Spokojnie przywykłam już do zwykłej medycyny.-powiedziałam wciskając guzik przywołujący windę.
-Rose ja naprawdę chętnie bym z tobą pogadała, ale....
-Tak tak wiem, obowiązki królowej wzywają.-powiedziałam spoglądając na nią. Wiem, że jej przykro, ale potraktowała mnie jak poddaną, a nie przyjaciółkę.
-Rose...jeśli tylko będę miała chwilę to z pewnością się do ciebie odezwę. Obiecuję.-powiedziała patrząc na mnie.
-Jasne Liss do  zobaczenia.-powiedziałam wchodząc do windy.
*
Weszłam do domu i nasłuchiwałam. Ktoś na pewno jest w domu, ponieważ drzwi są otwarte. Wreszcie usłyszałam szelest papierów w gabinecie Dymitra. Matko kochana dlaczego on jest w domu? Gdyby był Sylvian udało by mi się załatwić to niepostrzeżenie i nikt by tego nie zauważył.
-Rose?-usłyszałam głos męża. Cholera jasna.
-Tak, wróciliśmy.-powiedziałam rozbierając się i udając, że nic się nie stało. Dymitr wszedł na korytarz i wyciągnął Borysa z wózka.
-Ściągamy kurtkę?-spytał spoglądając na małego.
-Tak. Kltka fuj.-powiedział pewnie Borys.
-Rozbierzesz go?-spytałam spoglądając na Dymitra.
-Jasne.
Uradowana ruszyłam szybko do kuchni i wzięłam wszystko co mi potrzebne po czym skierowałam się do garderoby. To jedyne miejsce gdzie w spokoju będę mogła to zrobić. Usiadłam na podłodze, ściągnęłam sweter po czym wzięłam ręcznik i owinęłam nim torebkę z lodem i przyłożyłam do ramienia z całych sił skupiłam się na tym żeby nie jęknąć.
-Co się stało? To wina Randalla?-spytał Dymitr wchodząc do garderoby i stawiając Borysa na podłodze.
-Nie tylko jego.-powiedziałam wzdychając ciężko.
-Zbita jak nic.-stwierdził Dymitr.
-Wiem, nowy ochroniarz Lissy dokończył dzieło.
-On cię tak urządził?-spytał wściekły.
-Tak. Jak widać nie zbyt się polubiliśmy bo ja złamałam mu nos.-powiedziałam spoglądając w oczy męża.
-Zuch dziewczyna.-stwierdził i uśmiechnął się do mnie. Zaśmiałam się i spojrzałam na ramie. Całe fioletowe.
-Pięknie.-stwierdziłam odkładając lód.
-Czekaj to trzeba właściwie opatrzyć. Zaraz przyniosę maść i bandaże. Borys zostań z mamusią i bądź grzeczny.-poprosił wychodząc. Spojrzałam na synka uśmiechnął się do mnie i usiadł mi na kolanach.
-Boli?-spytał.
-Troszeczkę, ale jak dasz mamusi buziaka to na pewno przejdzie.-zapewniłam uśmiechając się do małego. Borysa zaśmiał się i pocałował mnie w usta. 
-Dobra mam wszystko możemy działać.-powiedział Dymitr wchodząc do garderoby. Czyżby nasze stosunki wreszcie miały być normalne? No oby.

czwartek, 18 czerwca 2020

Rozdział 731

Stałam wpatrzona w ogromną klatkę piersiową, ogromnego faceta. Serio w żadnym wypadku nie żartuje. Facet przede mną ma ponad dwa metry. Spojrzałam do góry i odkryłam, że patrzy na mnie wściekły. Wyprostowałam się, cofnęłam o krok, zrobiłam to tylko po to żeby nie musieć patrzeć na niego z dołu i spojrzałam mu w oczy. Musiałam udawać, ze wcale nie jestem od niego niższa. Ba! Musiałam udawać, że jestem od niego wyższa. Nie dam mu szansy na to żeby myślał, że nic nie znaczę.
-Czego?-warknął rozdrażniony patrząc to na mnie to na wózek. Sama spojrzałam do wózka. Borys siedział patrząc na mnie i próbując rozszyfrować moją minę, która musiała być dość nieźle zdziwiona. Ten typek na bank nie jest strażnikiem. Widać to chociażby po tym, że ma na sobie czarną bluzkę, a nie mundur strażnika.
-Przychodzę do królowej. Możesz mnie zapowiedzieć?-spytałam milutko i uśmiechnęłam się  uśmiechem, który zawsze zwala facetów z nóg. Ja nazywam ten uśmiech "DAJ SIĘ OCZAROWAĆ"
-Królowa jest zajęta i nie przyjmuje byle kogo.-powiedział i spróbował wypchnąć mnie za drzwi. O nie kochanieńki, tak się nie będę bawić.
-Słuchaj osiłku, rusz dupę i powiedz królowej Lissie, że przyszła Rose.-powiedziałam wściekła.
-Królowa jest zajęta, a ty jesteś byle gówniarą....
-Nie jestem byle gówniarą tempa pało. Jestem królewską strażniczką Rose Hathaway-Bielikow. Rusz dupę do królowej.-nakazałam. Najchętniej to pokazałabym mu środkowy palec i dostała się do środka. Jednak nie zapominajmy, że mam wózek, a w wózku dziecko. Zrobię to jak dorosła odpowiedzialna matka.
-Nie obchodzi mnie kim jesteś.
-Mnie też nie obchodzi kim jesteś, a teraz raz raz do królowej albo przestanę być miła.-powiedziałam wściekła. Zaraz go pobije i będę miała kłopoty i Dymitr też, ale nim będę się przejmować później.
-Rose?-koło mnie wyrósł Christian.
-Hej, co ty tu robisz?-spytałam uśmiechając się szeroko.
-Idę do żony, a ty co tu robisz?-spytał zaniepokojony.
-Ja? Próbuję wyjaśnić temu  oto osiłkowi, że również chcę się zobaczyć z Lissą.-powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-Liss jest trochę zajęta...
-Domyśliłam się. Nie odpisała mi na żadnego SMS-a.
-Chodź.-powiedział chwytając mnie za ramię i odciągając od drzwi do gabinetu Lissy. W ostatniej chwili zdążyłam chwycić rączkę wózka. Po chwili Christian otworzył drzwi prowadzące do jakiejś innej sali z dala od gabinetu Lissy.
-Co się tutaj do cholery dzieje?!-wykrzyknęłam wchodząc do środka.
-Cholela.-powiedział Borys śmiejąc się z moich słów.
-Nie powtarzaj! To bardzo brzydkie słowo.-powiedziałam wyciągając go z wózka i ściągając mu kurkę. Borys chwycił Ba i ruszył do okna.
-Jaka dobra mamusia.-Christian zaśmiał się i spojrzał na mnie.
-Co się dzieje?-spytałam.
-Nic.-skłamał. No jasne.
-Co się dzieje Christian? Powiedz mi albo zaraz staranuje tego osiłka i sama wszystko z Lissy wyciągnę.
-Lissy w to nie mieszaj.-nakazał. Zdziwiona jego tonem spojrzałam mu prosto w oczy.
-O co chodzi? Po co wam te pieniądze z tej całej cholernej aukcji i czemu Lissa ma jakiegoś ochroniarza zamiast strażników!
-Wszystko się pieprzy Rose.-powiedział Christian patrząc na mnie z przerażeniem.
-Co się pieprzy?-spytałam zaniepokojona.
-Badania nad szczepionką się pieprzą. Lissa nie ma skąd brać na nie kasy, dlatego też wymyśliłem aukcje.
-Co jest nie tak z tymi badaniami?-spytałam. Jeśli Dymitr może zaszkodzić Borysowi....nie nie, teraz muszę się skupić na wypytaniu Christiana o wszystko.
-Sonia z Lissą i Adrianem postanowili zacząć szczepić wszystkie dampiry. No wiesz profilaktycznie...ale to nie wyszło...coś zmutowało w tych ich próbkach i kilku strażników przemieniło się w strzygi. Na nasze nieszczęście byli to strażnicy królewscy. Rose, Lissa jest przerażona. Nie wie co robić...
-Niech zrobią od nowa tą szczepionkę!-nakazałam.
-Łatwo powiedzieć. One nie mają z czego jej zrobić.-powiedział siadając na parapecie obok Borysa. Mały spojrzał na Christiana i uśmiechnął się szeroko, Christian odwzajemnił jego uśmiech po czym spojrzał na mnie poważnie.
-Czego brakuje?-spytałam.
-Krwi dampira, który był strzygą.-powiedział. No oczywiście, że moja rodzina musi być w to wplątana.
-Ile?-spytałam.
-Zdecydowanie za dużo żeby brać ją od Dymitra.-powiedział spuszczając głowę.
-No dobrze, czyli brakuje wam krwi, ale po co te pieniądze?-spytałam nic nie rozumiejąc.
-Jeśli Lissa weźmie je ze skarbca Rada zacznie zadawać pytania, a jeśli to będzie darowizna....Lissa kupiła parę nowych sprzętów do treningów dla morojów, nie zorientują się, że pieniądze z aukcji poszły na zupełnie inny cel.-powiedział patrząc na mnie.
-Dlaczego o niczym mi nie powiedzieliście?-spytałam siadając obok niego.
-Rose, masz małe dziecko....skup się na nim.-powiedział spoglądając na Borysa, który z ogromnym skupieniem patrzył na to co dzieje się na dworze.
-Cudownie, kolejna osoba, która każe mi się zajmować dzieckiem. Nie jestem kurą domową! Chce wrócić do pracy, a wy wszyscy oczekujecie, że będę super żonką i mamuśką.-powiedziałam wściekła.
-Rose to jest teraz najbezpieczniejsze.
-Ale nie dla mnie! Tracę rozum od siedzenia w domu.-powiedziałam biorąc Borysa na ręce chwyciłam rączkę wózka i ruszyłam do wyjścia. Wychodząc wpadłam na kogoś z ogromnym impetem lądując na tyłku uważając żeby nie upuścić Borysa i spojrzałam na osobę na którą wpadłam zamierając z przerażenia.

czwartek, 28 maja 2020

Rozdział 730

Po kilku dniach stwierdziłam, że mam serdecznie dość czekania, aż Lissa zdecyduje się ze mną umówić i postanowiłam po prostu iść do niej do gabinetu i z nią porozmawiać. Zaczynałam coraz bardziej niepokoić się myślą, że to nie jest przypadek i że specjalnie ukryła powód dla którego chce zebrać te pieniądze, jednak z drugiej strony to cały czas jest Lissa, znam ją przecież on najmłodszych lat i wiem, że pieniądze w jej życiu nigdy nie grały jakieś ważnej roli. Racja, że potrzebowałyśmy ich podczas naszej ucieczki, ale były nam potrzebne żeby przetrwać. Spojrzałam na Borysa, który siedział w wózku i rozglądał się po parku. Mały podniósł oczka i spojrzał prosto na mnie.
-Cesc.-powiedział uśmiechając się do mnie szeroko i ukazując najpiękniejszy na świecie uśmiech. Nie mogąc się powstrzymać również się uśmiechnęłam.
-Cześć. Nie widziałeś wcześniej mamy?-spytałam poprawiając mu czapkę. Dzisiejszy dzień był niezwykle mroźny i po mimo rękawiczek miałam wrażenie, że ręce zaraz same mi odpadną i pobiegną do pierwszego ciepłego miejsca jakie tylko spotkają.
-Nie.-powiedział śmiesznie marszcząc nosek. Zaśmiałam się i pokiwałam głową w geście poddania. Zapewne zastanawiacie się co słychać u Dymitra? A kto to wie? Nie rozmawia ze mą od paru dni oprócz chwil gdy jest z nami Borys. Przy małym zawsze zgrywa, że wszystko gra. Irytuje mnie to niezwykle, tym bardziej, że podczas ciąży i długo przed nią gdy tylko zaczęliśmy rozmawiać o dziecku powiedział, że moja kariera ze spokojem będzie mogła się rozwijać, a on sam może trochę przystopować by zająć się naszym przyszłym maleństwem. Jasne! Teraz jak już mamy to nasze kochane maleństwo to całe dnie siedzę z nim ja, a on w tym czasie co? Rozwija się i swoją karierę. Doprowadza mnie to wprost do szału i czuję się oszukana. Żeby było mało kłopotów okłamuję mojego ojca oraz Olenę i całą rodzinę, ponieważ nie chce nikogo martwić tym i liczę, że dość szybko się dogadamy. Nadal roztrząsając wszystko na prawo i lewo weszłam do pałacu i momentalnie poczułam jak otula mnie ciepło.
-Mama ciepo.-powiedział Borys ściągając z wściekłością czapeczkę. Oj tak mały zdecydowanie nienawidzi czapek, szali i rękawiczek. Myśląc o rękawiczkach spojrzałam na rączki synka. Borys za wszelką cenę próbował je z siebie zdjąć.-Mama!-krzyknął płaczliwie. Nachyliłam się i zaczęłam ściągać małemu rękawiczki, gdy nagle poczułam, że ktoś dał mi klapsa! Klapa! Nie mogąc uwierzyć w to co właśnie się stało wyprostowałam się i spojrzałam w ohydną twarz Randalla.
-Jak śmiesz chamie!-krzyknęłam wściekła. Jeszcze tego było mi trzeba w tej chwili. Kochanego teścia...
-Kto wypina tego wina słoneczko.-odrzekł uśmiechając się paskudnie-A tak poza tym myślałem, że akurat dampirzyce lubią takie zabawy.-powiedział zbliżając się do mnie. Był na tyle blisko mnie, że poczułam zapach jego obrzydliwych perfum.
-Odwal się ode mnie.-warknęłam popychając go to tyłu. Wtedy chwycił mnie za ramię i przyciągnął tak, że przed oczami miałam jego pierś.
-Uważaj sobie gówniaro! Nie chcesz chyba żeby mój synek musiał po tobie płakać.-warknął do mojego ucha. Już miałam go kopnąć w jaja, i to z całej siły, gdy nagle poleciał do tyłu.
-Odwal się od mojej żony albo tak ci skopie dupę że jedyne o czym będziesz marzył to szybka śmierć.-Dymitra trzymał ręce Randalla za jego plecami mocno je wykręcając. Pomyślałam, że mógłby tak właściwie połamać mu te ręce. Dymitr otworzył drzwi na dwór i wyrzucił Randalla na żwir przed wejściem. Zamknął mocno drzwi po czym odwrócił się w moją stronę.
-Nic ci nie jest?-spytał podchodząc do mnie sztywno i rozpinając mi kurtkę chwycił rękę którą chwilę temu szarpał Randall, a ja wydałam głośne syknięcie.
-Nie. Tylko chyba nabawię się siniaka.-powiedziałam wyrywając mu rękę.
-Nie chciałem sprawić ci bólu.-powiedział patrząc mi prosto w oczy. Spojrzałam na wózek. Borys siedział tak o krok od płaczu. Ukucnęłam i uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
-Hej, co to za smutna minka? Nic się przecież nie stało.-powiedziałam gładząc synka po policzku.
-Dziadzia be.-powiedział pokazując drzwi.
-Ten pan nie jest twoim dziadkiem.-powiedział Dymitr kucając obok mnie i również uśmiechając się do Borysa. Oboje chcieliśmy go jak najszybciej uspokoić.
-Nie?-spytał zdziwiony Borys.
-Nie, to taki zły pan, ale nie musisz się go bać bo mamusia i tatuś dadzą sobie z nim radę.-zapewnił uśmiechając się szeroko do Borysa. Do mnie od dawna się tak nie uśmiecha, ale przełknęłam to i pocałowałam synka w policzek po czym wstałam.
-Co ty robisz akurat w tej części zamku?-spytałam. W tej części częściej można spotkać moroja niż dampira.
-Szedłem akurat na spotkanie z kilkoma morojami, gdy usłyszałem twój głos i postanowiłem zobaczyć co ty tu robisz.-powiedział uśmiechając się do mnie. On się do mnie uśmiechnął? O matko muszę naprawdę źle wyglądać.-A wy co tu robicie?-spytał spoglądając na Borysa, który widząc że rodzice już się uśmiechają również szeroko się uśmiechnął.
-Idziemy do cioci Lissy.-powiedziałam. Wiedziałam, że zrozumie po co tu jesteśmy, a wolałam nie wykrzykiwać na cały pałac po co naprawdę tu jesteśmy.
-W takim razie życzę miłego odwiedzania cioci Lissy, a ja znikam na spotkanie bo zaraz się na nie spóźnię.-powiedział całując mnie w usta. Co się dzisiaj dzieje? Ostatnio dostawałam tylko buziaki w policzek i to tylko przy małym, a teraz prawdziwy pocałunek. Zszokowana pogłębiłam go nie wiedząc o co mu chodzi. Chyba nie myśli, że tymi cudownymi pocałunkami mnie udobrucha.
-Fuuuu.-jęknął Borys zasłaniając oczka. Dymitr odsunął się ode mnie i zaśmiał cicho.
-Do później.-powiedział całując Borysa w czoło i odchodząc. Stałam jak osłupiała i nie wiedziałam co właściwie mam ze sobą zrobić. Nie spodziewałam się tego co właśnie się stało.
-Mama!-krzyknął Borys wyrywając mnie ze stanu odrętwienie. Spojrzałam na synka. Patrzył na mnie błagalnie.
-Z wózka wysiądziesz dopiero u cioci Lissy.-powiedziałam patrząc małemu w oczy. Mały westchnął rozdrażniony. Chwyciłam rączkę wózka i ruszyłam do windy. Wreszcie drzwi się otworzyły, a ja weszłam patrząc na osobę w środku.
-Witaj Rose.
-Michaił! Ale dawno cię nie widziałam.-powiedziałam stając obok przyjaciela.
-Och ostatnio mamy straszne urwanie głowy zarówno w pracy jak i w domu.-westchnął ciężko po czym spojrzał na Borysa.-Cześć Borys.
-Cesc!-zawołał mały kiwając mu wesoło.
-Och przecież trójka małych dzieci nie może powodować w domu chaosu.-powiedziałam sarkastycznie.
-Nie no oczywiście, że nie!-zawołał Michaił śmiejąc się.-Sophia ostatnio weszła na taczkę, pełną nawozu do kwiatów i trochę wzięła do buzi.-powiedział załamany.
-Fuj. Ale przynajmniej dziecko macie nawiezione.-powiedziałam śmiejąc się.
-Och zdecydowanie. Sonia teraz boi się nawozić kwiaty.
-Nie dziwię się twojej żonie.-powiedziałam nadal się śmiejąc.
-Tak. A wy co tu robicie?-spytał.
-Jedziemy do Lissy na małą kawkę.
-Och Lissa jest ostatnio strasznie zarobiona, ale dla was na pewno znajdzie czas.-zapewnił. W tej właśnie chwili otworzyły się drzwi windy na pietrze na którym urzęduje Lissa.
-Do zobaczenia. Musimy się koniecznie umówić na jakieś spotkanie.
-Jasne! Zgadajcie się z Sonią.-poprosił.-I do zobaczenia.
Wyszłam z windy i ruszyłam prosto do pokoju, który Lissa używała jako swój gabinet. Zapukałam do drzwi, a gdy te się otworzyły zamarłam zszokowana.

sobota, 23 maja 2020

Rozdział 729

Cały czas byłam wściekła na Dymitra nawet wtedy, gdy wszedł do jadalni z zaspanym Borysem, który uśmiechnął się do mnie i wtulił mocno w szyję taty ziewając przeciągle. Spojrzałam w oczy Dymitrowi.
-Przeszło ci już?-spytałam popijając herbatę. Borys spojrzał na stół i odkrył, że czeka na niego śniadanko, chwycił Dymitra za włosy i pociągnął je mocno.
-Borys nie ciągnij. Proszę już siedzisz.-powiedział sadzając Borysa i dając mu widelczyk.-Co mi miało przejść?-spytał spoglądając na mnie i siadając obok Borysa.
-Zgodzisz się wreszcie żebym mogła iść do pracy?-spytałam wstrzymując powietrze. Naprawdę nie chciałam się z nim kłócić.
-Oczywiście idź do pracy.-powiedział z uśmiechem.- Borysa zostaw przy fontannach na pewno na ciebie poczeka.-to dodał spoglądając na mnie wściekły.
-Cudownie czyli nie dojdziemy do porozumienia.-powiedziałam spoglądając na Borysa.-Chcesz chlebka skarbie?-spytałam całując małego w czoło.
-Nie tu je jajo.-powiedział pokazując na talerzyk z którego jadł.
-Jeśli ty wrócisz do pracy ja będę musiał wyjechać. Tego chcesz?-spytał.
-Chce zapewnić bezpieczeństwo tym których kocham.-powiedziałam coraz bardziej tracąc panowanie nad sobą.
-W takim razie zostaw to mnie.-powiedział popijając kawę.
-Nie po to większość życia spędziłam na szkoleniu się na strażniczkę żeby teraz siedzieć w domu i nic nie robić.
-Wychowujesz dziecko!-krzyknął, a Borys spojrzał na niego zdziwiony. Uśmiechnęłam się do synka.
-A ty miałeś wychowywać je razem ze mną. Jak na razie idzie MI świetnie.-powiedziałam wściekła. Znowu zaczynała się ta bezsensowna kłótnia. Westchnęłam zrezygnowana. Ta rozmowa do niczego nas nie zaprowadzi.
-Hej nie chce przerywać wam rozmowy, ale przed chwilą był listonosz i przyniósł to.-do jadalni wszedł Sylvian podając  Dymitrowi jakiś list. Dymitr otworzył kopertę i zaczął czytać.
-Królowa zaprasza nas na aukcje dobroczynną. Tym razem nie będzie balu tak jak jesienią.-powiedział spoglądając na mnie.
-Miło ze strony Lissy, że tak chętnie pomaga tym którzy tak bardzo tego potrzebują. Na co idzie tym razem zbiórka?-spytałam.
-Szkolenie morojów...-powiedział Dymitr marszcząc brwi.
-Ale to jest bez sensu, przecież na to akurat są pieniądze w skarbcu.-powiedziałam.
-Królowa nie sponsoruje szkoleń morojów.-powiedział Dymitr.
-To do czego są jej potrzebne te pieniądze?-spytałam.
-Nie mam pojęcia.-powiedział. W tej chwili nasz spór zszedł na niższy poziom.
-Coś mi tu nie gra.-powiedziałam.-Muszę spotkać się z Lissą.-powiedziałam wstając.
-Mama iku.-zawołał Borys patrząc na mnie z wyciągniętymi rączkami. Szybko wyciągnęłam Borysa z krzesełka i wbiegłam do łazienki. W ostatniej chwili udało mi się posadzić Borysa na nocniku. Mały zaśmiał się ze mnie po czym zajął się czym powinien. Ja w tym czasie wyciągnęłam telefon i wybrałam numer przyjaciółki. Odebrała dopiero po trzech sygnałach.
-Rose nie mogę zbytnio gadać. Czy coś się stało?-spytała. Słyszałam jak gdzieś biegnie.
-Muszę z tobą porozmawiać.To dość pilne. Kiedy masz czas?-spytałam podnosząc czystą pieluchę. 
-Oh Rose...ostatnio mam tyle na głowie. Dam ci znać kiedy będę miała czas. Dobrze? Czy to nie będzie dla ciebie problem?-spytała, ale wiedziałam, że decyzja z jej strony już zapadła.
-Jasne Liss. Tylko nie zapomnij o mnie.-poprosiłam.
-O tobie nigdy nie zapominam Rose.-powiedziała rozłączając się. Spojrzałam na Borysa. Stał patrząc na mnie z uśmiechem.
-Chcesz się w coś pobawić?-spytałam kucając przed małym.
-Mama?
-Tak synku?
-Tata be?-spytał mnie. Patrzył mi prosto w oczy i wiedziałam, że moja odpowiedź będzie znaczyć dla niego niezwykle wiele.
-Skąd to pytanie? Tatuś przecież jest bardzo dobry. -powiedziałam pewnie.
-Pseplasam.-powiedział spuszczając główkę.
-Nie przepraszaj. To co pobawimy się?-spytałam z szerokim uśmiechem.
-Tak! Blum blum?-spytał spoglądając na mnie.
-Jasne, pobawimy się autkami.
Wyszłam z łazienki z Borysem na rękach i wpadłam prosto na Dymitra. Patrzył na mnie i miałam pewność, że słyszał pytanie Borysa.
-Tata! Blum blum?-spytał z uśmiechem.
-Tata bardzo chętnie by się z wami pobawił, ale muszę iść do pracy.-powiedział całując Borysa w czoło i odwracając się.
-Tata!-zawołał Borys.
-Co się stało?
-Buzi mama.-powiedział spoglądając na mnie z uśmiechem.  Dymitr spojrzał na mnie i sztywnym krokiem podszedł do mnie po czym pocałował mnie w policzek. To był najgorszy całus w moim życiu. Pocałował mnie sztywno. To niezwykle zabolało. Uśmiechnęłam się do Borysa i cmoknęłam szybko Dymitra w usta. Spojrzał na mnie zdziwiony po czym odszedł. Nie mogę pokazać Borysowi, że coś między rodzicami nie gra. Uśmiechnęłam się krzywo i ruszyłam do pokoju Borysa. Posadziłam Borysa na dywanie po czym podałam mu samochodziki.
-Mogę się z wami pobawić?-spytał Sylvain wchodząc do pokoju Borysa.
-Jasne u nas autek nigdy dość.-powiedziałam robiąc mu miejsce na dywanie.
-Wszystko gra?-spytał siadając obok mnie.
-Jasne, a co miało by być nie tak?-spytałam.
-No nie wiem masz strasznie krzywy uśmiech.-powiedział spoglądając na mnie.
-Wszystko gra.-zapewniłam. Niech jeszcze raz o to spyta, a chyba nie wytrzymam.  Nie trzeba na mnie chuchać i dmuchać. Chce po prostu wrócić do pracy i mieć przy tym poparcie Dymitra, tak jak zawsze miało to miejsce. To pierwszy raz w naszym związku, kiedy nie potrafimy iść na kompromis.
-Jeśli potrzebowałabyś rozmowy daj znać. Zawsze chętnie pomogę...i pamiętaj, że mi możesz zaufać.-powiedział spoglądając mi ostatni raz w oczy po czym skupił się na zabawie z Borysem. Westchnęłam ciężko. Gdyby to było takie proste.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej!
Trochę czasu mnie tu nie było, jednak wiele w moim życiu się zmieniło. Skupiłam się niezwykle mocno na nauce i zabrakło mi czasu na bloga. Napisałam ten rozdział pod wpływem impulsu. Podejrzewam, że jest napisany innym stylem niż ten do którego tu przywykliście, ale cóż ja sama bardzo się zmieniłam. Nie obiecuje, że rozdziały będą się pojawiały regularnie, ale chciałabym co jakiś czas dodawać tu coś nowego, ponieważ plany które miałam co do tej historii są mi do dziś bliski i zależy mi na tym żeby to zakończyć tak jak sobie to zaplanowałam.

wtorek, 15 października 2019

Rozdział 728

 Wróciliśmy do domu późno i żadne z nas nie miało siły na kłótnie i sprzeczki, dlatego też od razu poszliśmy spać. Gdy rano obudziłam się pierwszym dźwiękiem jaki usłyszałam była rozmowa Dymitra z kimś przez telefon.
-Zrozum...Rose nie może wrócić na służbę. Ktoś musi zajmować się Borysem. Hans nie chce mi się o tym dyskutować, ale taką decyzję podjąłem. Do później.-rozłączył się i usłyszałam, że idzie w kierunku sypialni usiadłam na łóżku i spojrzałam wyczekująco na drzwi.-O Roza! Obudziłaś się.
-Tak. Słyszałam twoją rozmową z Hansem.-powiedziałam patrząc na niego wyczekująco.
-Roza, przecież ktoś musi zajmować się Borysem.
-Ale dlaczego mam być to akurat ja? Od kiedy tylko zapragnęliśmy  dziecka mówiłeś, że będę mogła w każdej chwili wrócić do pracy,  a teraz robisz z tego problemy.-powiedziałam wściekła. Przestawałam nad sobą panować i to się źle zaraz skończy.
-Tak, ale czasy się zmieniły...
-I co z tego? Borys może być u Mii. Rozmawiałam z nią i ona z ogromną przyjemnością zajmie się Borysem.
-Znowu ustalasz coś beze mnie?! Do cholery jasnej kiedy ty w końcu pojmiesz, że ja też mam wpływ na to co dzieje się z naszym synem!-krzyknął.
-Zamknij się! Taki z ciebie cudowny tatuś, że zaraz go tymi krzykami obudzisz! Pamiętam, że jesteś jego ojcem, ale ty zapominasz, że poza tym iż jestem twoją żoną i matką Borysa jestem również strażniczką. Po jaką cholerę całe życie się szkoliłam? Żeby teraz siedzieć w domu jako kura domowa?
-Chce tylko żeby nasz syn wychowywał się w wartościach które my mu przekażemy.
-I przy okazji zrobić mi areszt domowy! Cudownie.-powiedziałam wchodząc do łazienki.
-Nie dramatyzuj.
-Ja dramatyzuje? Ja? Ty przez ostatnie dwa lata miałeś szansę się rozwijać, przebywać wśród strażników. Dymitr ja się już duszę w domu, czuję się jakbym była w areszcie. Kocham Borysa z całego serca, ale chce wrócić do pracy. Zaakceptuj to.-powiedziałam spoglądając na niego błagalnie. Nie chciałam go o to prosić, ale widzę, że muszę.
-Rose...
-Z resztą po co ja się pytam? Jestem dorosła. Wracam do pracy Dymitrze.-powiedziałam wchodząc do garderoby.
-Nie ma takiej opcji.
-Ależ oczywiście, że jest. Idę do Hansa i proszę go o cokolwiek obojętne mi czy to będzie bezpośrednia służba przy Lissie czy też warta przy wjeździe. Będę cieszyć się ze wszystkiego.
-Roza nie niszcz naszej rodziny.
-A od kiedy ja ją niszczę? No i czym?
-Borys będzie bez opieki to niebezpieczne.-powiedział patrząc na mnie poważnie, a ja wybuchnęłam mu śmiechem prosto w twarz.
-Nie zostawiam go samego przy ognisku. Zostawię go u naszej przyjaciółki, która zaopiekuje się nim równie dobrze jak my.-powiedziałam wychodząc z sypialni i schodząc na dół. Znalazłam na dole Sylvaina, który siedział na kanapie z kubkiem kawy w ręku.
-Ale się pokłóciliście. Podejrzewam, że królowa też już to słyszała.-powiedział spoglądając na mnie. Opadłam na kanapę obok niego i  zamknęłam oczy.
-Czy ja powiedziałam coś złego?-spytałam.
-Nie. Ale on też nie mówił głupot. Oboje macie trochę racji. Teraz tylko musicie dojść do jakiegoś rozwiązania.
-Zawsze nam to wychodziło, oprócz teraz.-stwierdziłam spoglądając na niego.
-Spróbuj z nim porozmawiać o tym później.
-Nie będę z nim już o tym rozmawiała.
-Rób jak chcesz, a przy okazji zrobiłeś śniadanie. Smacznego.-powiedział uśmiechając się do mnie. Westchnęłam ciężko po czym ruszyłam do jadalni zjeść śniadanie.

czwartek, 5 września 2019

Rozdział 727

Dość szybko udało nam się znaleźć łóżeczko dla Borysa. Mały aż zapiszczał z zachwytu gdy je zobaczył. W tej chwili stoimy przy kasie, gdzie Dymitr płaci za łóżeczko. Spojrzałam na synka który tulił się do mojej szyi.
-Szczęśliwy, że kupiliśmy nowe łóżeczko?-spytałam całując małego w czoło.
-Tak, Ba i Bolys scesliwi.-powiedział pokazując pluszaka.
-To super. Pomożesz tacie skręcać łóżeczko, a mama w tym czasie zajmie się Ba?-spytałam. Borys spojrzał na maskotkę jakby ona miała podjąć decyzję.
-Tak, Bolys z tatą, Ba z mamą.-powiedział zadowolony.
-Idę odebrać paczkę i możemy jechać.-powiedział Dymitr podchodząc do nas.
-Tata Bolys pomoze.-powiedział mały patrząc na Dymitra.
-Ale karton będzie ciężki.-powiedział Dymitr patrząc małemu w oczy.
-Bolys chce pomoc.-powiedział mały robiąc smutną minkę.
-Podejdziemy z tatusiem i tatuś weźmie karton, a ty pomożesz tacie i otworzysz mu auto.-powiedziałam.
-Pomogę?-spytał patrząc na Dymitra.
-I to jeszcze jak. Mama świetnie to wymyśliła-Dymitr uśmiechnął się do mnie. Postawiłam go na ziemi i ruszyliśmy odebrać łóżeczko. Po chwili mieliśmy zapakowane łóżeczko w bagażniku. Borys siedział dumny w swoim foteliku, pozwoliliśmy mu otworzyć auto i bagażnik przyciskiem na kluczyku i teraz aż tryskał dumą. Wsiadłam z Dymitrem do przodu i spojrzeliśmy na Borysa.
-Jak bede duzy to tez bede miał autko.-powiedział pewnie.
-Będziesz takim super kierowcą jak tatuś?-spytał patrząc synkowi w oczy.
-Tak, bede supel.-powiedział z uśmiechem. Spojrzałam na Dymitra uśmiechał się.
-Dumny z tego, że nazwałam cię super ojcem?-spytałam. Spojrzał na mnie.
-Rodzicami jesteśmy świetnymi.-powiedział kończąc temat. Westchnęłam ciężko. Ostatnio ciągle coś powoduje, że ciągle się kłócimy. Czyżby znowu Wiktor nas atakował? Martwi mnie to, że oboje ciągle chodzimy na siebie wściekli. Tak nie powinno być, ale z drugiej strony on ciągle wyjeżdża i oczekuje nie wiadomo czego ode mnie. Staram się jak mogę być dobrą matką i żoną, ale ja mam tylko dwadzieścia jeden lat. Potrzebuje jego pomocy, a on wiecznie mnie krytykuje. Zmęczona oparłam głowę o szybę. Ostatnio wciągnęłam się tak bardzo w rolę matki, że kompletnie zapomniałam kim jestem z zawodu. Zapomniałam o tym, że za murami Dworu czają się krwiożercze bestie gotowe w każdej chwili zranić moje dziecko i moją podopieczną. Muszę się opamiętać. Muszę wrócić do służby.
-Chcę wrócić do pracy.-powiedziałam spoglądając na Dymitra. Spojrzał na mnie zszokowany.
-A z Borysem kto zostanie?-spytał. Widziałam, że się wkurzył.
-Śam?-spytał mnie Borys.
-Borys pójdzie do cioci Mii, albo do Dziadzi.-powiedziałam spokojnie.
-Porozmawiamy o tym w domu.-stwierdził Dymitr .
-O czym? O moim powrocie? O mojej decyzji? Nie jesteś moim ojcem żeby mi rozkazywać.
-Ale jestem twoim mężem i ojcem naszego dziecka, nie pozwolę żeby małemu coś się stało.-powiedział przez zaciśnięte zęby.
-Nic mu się nie stanie. Mia mieszka na Dworze, który jest świetnie chroniony, a Abe mieszka wśród tylu strażników, że tam również nic mu nie grozi.-powiedziałam zaciskając dłonie w pięści.
-Porozmawiamy o tym w domu w cztery oczy.-powiedział kończąc temat. Użyłam całej siły woli żeby zdusić w sobie ochotę przywalenia mu. To jedyny plus tego co się ostatnio nauczyłam. Umiem panować nad odruchami w stopniu prawie perfekcyjnym. Przymknęłam oczy i policzyłam do dwudziestu. Do dziesięciu było mi za mało. Spojrzałam na Borysa.
-Co ciekawego widać za okienkiem?-spytałam.
-Woda.-powiedział. Spojrzałam na szybę. Zaczął padać deszcz.
-Synku, to jest deszcz.-powiedziałam spoglądając na Dymitra. Siedział obok mnie zaciskając mocno ręce na kierownicy. Widziałam, że wkurza się na mnie za to, że ostatnio ciągle mu się sprzeciwiam.
-Desc?-spytał Borys spoglądając na mnie z zainteresowaniem.
-Tak, deszcz wypada z chmurek.-stwierdziłam.
-Churki siusiu?
-Tak.-powiedział Dymitr uśmiechając się szeroko.
-Churki fuuj.-stwierdził Borys marszcząc zniesmaczony brewki. Zaśmiałam się głośno na to stwierdzenie. Mój syn jest cudowny.

niedziela, 21 lipca 2019

Rozdział 726

Gdy słońce stanęło wysoko na niebie ruszyliśmy w drogę do najbliższego sklepu meblowego po łóżko dla Borysa, mały spał w foteliku mocno tuląc Ba do swojej piersi. Siedziałam na miejscu pasażera rzucając Dymitrowi co chwila wściekłe spojrzenie. Jechaliśmy moim autem więc oczywiste było, że chciałam prowadzić, ale Dymitr stwierdził, że mam iść na drzemkę, a on w tym czasie będzie prowadził auto bo nie jest śpiący.
-Kochanie...-zaczął. Starał się mnie udobruchać od dłuższej chwili, ale ja wiedziałam, że nie poddam się tak łatwo. Ostatnio miałam serdecznie dość udawania potulnej żonki, która na wszystko się zgadza i zawsze przytakuje swojemu mężowi. Moje wewnętrzne ja powoli zaczynało się dusić nie mogą dać upust swoim emocją.
-Przestań.-poprosiłam przymykając oczy. Nie chciałam się kłócić ostatnio zbyt często nam się to zdarza.-Chcę żeby było jak dawniej.-powiedziałam i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że mówię to na głos zamiast mruczeć to pod nosem lub w głowie. Zakryłam usta dłonią i spojrzałam na Dymitra. Po mimo tego, że cały czas patrzył na drogę to zacisnął wargi w cienką kreskę, a jego palce pobielały na kierownicy.
-Dlaczego chcesz żeby było jak dawniej?-spytał zakładając maskę strażnika. Maskę której od bardzo dawno przy mnie nie zakładał. Zamarłam zszokowana.-Nie podoba ci się rola matki i żony?
- Nie o to mi chodziło. Ostatnio ciągle traktujesz mnie jakbym była twoją koleżanką, którą nie za bardzo lubisz. Patrząc na to ile razem przeszliśmy wkurza mnie to.-powiedziałam szczerze. Po raz pierwszy od dawna chciałam żeby wiedział wszystko to co czuje. Przest ostatnie miesiące starałam się przede wszystkim zadowalać wszystkich którzy mnie otaczają, ale w tej chwili chciałam żeby i mi było dobrze i chciałam dać upust swoim emocją.
-Słucham?-spojrzał na mnie zszokowany.
-Nie mówisz mi wszystkiego i ja to widzę.-powiedziałam zdenerwowana.- Myślisz że nie widzę tych wszystkich maili które odbierasz? Tych tajemniczych telefonów, sms-ów? Myślisz że jestem ślepa?
-Chcesz znać prawdę?-spytał wściekły.
-Tak! Ponoć mieliśmy być ze sobą szczerzy!
-Dobrze. Strzyg jest coraz więcej, a strażników jakby nie patrzeć coraz mniej. Powoli przestajemy nad nimi panować. To dlatego tak często wyjeżdżam. Dbam o to żeby nasz syn w przyszłości nie musiał się obawiać tego, że będąc na Dworze napadnie go strzyga. Właśnie to cały czas przed tobą ukrywam, że sytuacja jest fatalna.-powiedział wściekły.
-Cholera jasna.-bąknęłam.-Ale....czemu ty mi wcześniej o tym nie powiedziałeś?! Wracam na służbę.-powiedziałam pewnie. Dam sobie radę, Borysa będę komuś zostawiać pod opieką, gdy Dymitr będzie wyjeżdżał.
-Dlatego nie chciałem ci mówić. Zostań z Borysem w domu przynajmniej do września. Błagam...Rose on potrzebuje teraz rodziców, a przynajmniej jednego.
-Dymitr, mały może być u rodzic...
-Nie, chce żeby był wychowany według naszych wartości.-powiedział.
-Sugerujesz, że moi rodzice wychowają go na tyrana?-spytałam wściekła. Ta rozmowa coraz mniej mi się podoba.
-Sugeruję, że twoja matka zadba o to żeby Borys był idealnym strażnikiem. Abe parę razy wspominał mi, że bliźniaki już szkoli.
-Znowu wmieszałeś się w ciemne sprawki mojego ojca?-spytałam. No no coraz ciekawiej się robi.
-Zawoziłem tylko  papiery...
-I nic mi o tym nie wspomniałeś. Cudownie!-powiedziałam wściekła.-Wracamy do punktu wyjścia: Po co to robisz?
-Nie wróciłem do tego! Po prostu Abe grzecznie spytał czy jestem w stanie zawieść pewne dokumenty. Było mi po drodze więc powiedziałem, że tak.  Tak chyba się robi w rodzinie czyż nie?-spytał.
-Dlaczego w takim razie to ukrywałeś?
-Bo wiedziałem, że tak zareagujesz.
-Mama? Tata? Nie kocicie sie.-Borys odezwał się ze swojego miejsca z tyłu. Spojrzałam na niego. Patrzył na nas ze smutną minką.
-Rodzice tylko rozmawiają.-zapewniłam uśmiechając się do niego.
-Nie! Mama kamie!-krzyknął. Spojrzałam na Dymitra.
-Synku, mamusia ma rację. Rozmawiamy sobie. Jak ci się spało?-spytał uśmiechając się do małego w lusterku, miałam nadzieje że uwierzy chociaż Dymitrowi.
-Dobze. Ba tes niuniu.-powiedział pokazując nam swojego pluszaka.
-Ba też spała?-spytałam zaskoczona. Przy Borysie wszystko wydaje się prostsze.
-Tak.-powiedział pewnie.
-Rodzinko dojechaliśmy.-odezwał się Dymitr spoglądając na tylne siedzenie.-Gotowi na wybór nowego łóżka?
-Tak!-Borys przytulił mocno do siebie żabę i czekał aż go wyciągniemy.
-Wrócimy do tej rozmowy po powrocie.-szepnęłam Dymitrowi do ucha. Wysiadłam z auta i zaczęłam wyciągać Borysa z fotelika.
-Już nie mogę się doczekać.-mruknął Dymitr. Wzięłam głęboki wdech. Przy Borysie nie chce wybuchnąć. Wzięłam małego za rękę i ruszyliśmy znaleźć dla niego idealne łóżko z którego nie będzie wypadał.

środa, 26 czerwca 2019

Rozdział 725

Wtuliłam się mocniej w tors Dymitra i słuchałam równych uderzeń jego serca. Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na nasze splecione dłonie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłam.-szepnęłam.
-Och ja za tobą też. Do każdego momentu z tobą.-powiedział gładząc moje plecy.
-Bardzo boli?-spytałam patrząc na opatrunek.
-Jestem na przeciwbólowych i idzie wytrzymać.-powiedział spoglądając mi w oczy.
-Kochanie-jęknęłam zrozpaczona.
-Będzie dobrze.-zapewnił przytulając mnie do siebie. Uśmiechnęłam się lekko i właśnie w tej chwili usłyszeliśmy huk, a sekundę później płacz. Zerwałam się na nogi i chwyciłam szlafrok po czym ruszyłam pędem w stronę pokoju Borysa. Mały leżał na ziemi.
-Borys!-padłam na kolana i przytuliłam go do siebie. Dymitr wpadł ubrany w dresy i ukucnął obok mnie.
-Chciałeś wyjść z łóżeczka?-spytał Dymitr gładząc Borysa po pleckach.
-Tak.-powiedział Borys przytulając się do mnie.
-Kochanie trzeba było zawołać tatusia albo mamusie.-powiedziałam patrząc małemu w oczy.
-Śam.
-Mój duży synek chce wszystko robić sam?-spytał Dymitr uśmiechając się do małego. Borys mimowolnie również się uśmiechnął.
-Tak.-powiedział i schował główkę w moich włosach.
-Boro będzie siniak ?-spytałam. Dymitr usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
-Czy to oznacza, że nasz synek potrzebuje łóżka jak duży chłopiec?-spytałam spoglądając na Borysa i przenosząc wzrok na Dymitra.
-Taaak!-krzyknął Borys i uśmiechnął się do mnie.
-Tata co ty na wieczorny wyjazd po łóżko dla tego pana?-spytałam pokazując Borysa.
-Jestem jak najbardziej za.-powiedział całując mnie w czoło i biorąc ode mnie Borysa.-Jak idzie robienie do nocnika?-spytał.
-Ech.-Borys spuścił zawstydzony główkę.
-Twój syn robi wszystko byle tylko mama jak najwięcej sprzątała.-powiedziałam spoglądając na męża.
-Jak to?
-Ostatnio całą łazienkę ubrudził  kupką.
-Borys dlaczego?- spytał Dymitr patrząc na mnie zaniepokojonym wzrokiem.
-Ups.-odpowiedział Borys.
-Borys do końca jeszcze nie wie jak to działa.
-Nauczy się. Mądry z niego chłopiec.-powiedział całując Borysa w czoło .
-Tata iku.-Borys się nagle ożywił i wydał się zaniepokojony.
-Biegnij.-nakazałam. Dymitr ruszył biegiem i po chwili usłyszałam jak Dymitr krzyczy:
-Zdążyliśmy!
-Brawo.-powiedziałam wchodząc do łazienki. Borys siedział na nocniku i z uśmiechem patrzył na Dymitra.-Jaki on jest rozkoszny.-stwierdziłam stając obok Dymitra.
-Takie syna sobie wychowaliśmy.-powiedział uśmiechając się do Borysa.
-Juz.-powiedział wstając z nocnika.
-Mama idzie po pieluchę-powiedziałam wychodząc z łazienki i wpadając na Sylvaina.
-Wybacz.-powiedział robiąc mi miejsce.
-Spokojnie żyjemy.-powiedziałam wyciągając pieluchę z szuflady.
-Dlaczego Borys płakał?-spytał siadając na fotelu.
-Wypadł z łóżeczka.
-Nic mu nie jest?-spytał zaniepokojony.
-Mojemu dziecku trzeba coś więcej niż taki drobny wypadek.-powiedziałam wychodząc z pokoju małego. Ostatnio, gdy rozmawiam z Sylvainem czuję się dziwnie i trochę mnie to niepokoi.
-Pelucha!-zawołał Borys i podszedł do mnie.
-Ubieramy pieluszkę?-spytałam kucając obok niego.
-Tak. Brum burm.
-Już jedziemy?-spytałam  spoglądając na Dymitra i jednocześnie zakładając Borysowi pieluchę.
-Możemy się szykować.-powiedział Dymitr biorąc Borysa na ręce. Z uśmiechem pocałowałam obu i ruszyłam się ubrać.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie!
Wracam! Przez ostatni czas pojawiałam się tu dość rzadko, ale było to spowodowane tym, że w maju miałam praktyki zawodowe, a potem było wystawianie ocen i wiele zaliczeń, natomiast ostatni tydzień minął mi pod znakiem egzaminów zawodowych. Jak zapewne się domyślacie miałam przez ten czas sporo nauki i dlatego mnie tutaj nie było, ale NARESZCIE nadeszły wakacje i z całych sił postaram się dodawać się rozdziały może dwa razy w tygodniu (spróbuje). Tak więc mam nadzieję, że wybaczycie mi tą moją nieobecność, ale ostatnio naprawdę miałam ważniejsze rzeczy na głowie.

środa, 22 maja 2019

Rozdział 724

Po tym jak Abe wyszedł od nas spojrzałam na moich chłopców, którzy razem leżą na kanapie i oglądają mecz i ruszyłam w ich stronę. Borys podniósł główkę i  uśmiechnął się do mnie. Usiadłam obok nich i posłałam całusa Borysowi.
-Dobrze Dziadzia sobie poszedł to teraz tata pokaże co sobie zrobił w rączkę.-powiedziałam biorąc Borysa na kolana. Mały wtulił się we mnie i ziewnął przeciągle.
-Idź połóż małego.-poprosił Dymitr patrząc na mnie.
-Najpierw pokaż rękę.-powiedziałam wstając. Dymitr westchnął ciężko i usiadł po czym zaczął ściągać bluzę, widząc wielkość opatrunku mimowolnie jęknęłam sięgał on bowiem od przedramienia do pachy.-Zdejmij bandaż.-zakazałam.
-Może lepiej nie.-Dymitr spojrzał na mnie błagalnie, ale ja nie zamierzałam ustępować. Westchnął i zaczął odwiązywać bandaż. Spojrzałam na Borysa, spał mocno we mnie wtulony z kciukiem w buźce, pocałowałam małego w czoło i spojrzałam na Dymitra. Rana jest paskudna. Nie tylko jej rozmiar, ale również to jak bardzo jest poszarpana.
-Dymitr!-syknęłam.
-Wiem, wiem wszystko wiem zanim zaczniesz na swoją obronę powiem, że miałem kilka strzyg na sobie to tylko dlatego, tak wyglądał by lepiej. Nie gniewaj się.
-Dymitr oni cię zmasakrowali.-jęknęłam mocniej przytulając Borysa bo zaczął mi spadać.
-Nie przesadzajmy, lekarz zapewnił, że nie zostanie nawet blizna.
-Nie zostanie blizna?! On to widział?-spytałam.
-Widział. To nie jest poważne, tylko źle wygląda. Kochanie nie martw się nic mi nie jest.-zapewnił łapiąc moją dłoń.-Muszę z tobą bardzo poważnie porozmawiać, ale najpierw idź z małym na górę.-poprosił. Zaniepokojona szybko ruszyłam na górę i włożyłam Borysa do łóżeczka. Upewniłam się, że mały śpi spokojnie i prawie zbiegłam na dół. Byłam bardzo zaniepokojona tym co chce mi powiedzieć Dymitr.
-Mów.-powiedziałam wskakując na kanapę. Dymitr spojrzał na mnie i mimowolnie się zaśmiał.
-We wrześniu muszę wyjechać. Zanim zaczniesz cokolwiek mówić daj mi wytłumaczyć. W Rosji dzieje się bardzo źle, jest gorzej niż przypuszczaliśmy...strzygi...jest ich tam tyle, że nawet alchemicy nie są w stanie nawet oszacować ile ich jest. Mam jechać do wioski niedaleko Bai. Roza ja się po prostu martwię o naszą rodzinę. Strzygi mogą przecież dostać się do nich...nie chce ich stracić. Wiem, że oboje z Borysem nie lubicie jak wyjeżdżam, ale ....
-Jeśli dzięki temu zapewnisz bezpieczeństwo naszym bliskim jedź, ale pamiętaj, że tu w domu czeka na ciebie mały syn i kochająca żona. Dymitr pamiętaj, że tobie nie może się nic stać.-przerwałam mu łapiąc mocno jego dłoń.
-Zawsze o was pamiętam. Jesteście najważniejszym elementem mojego życia.-zapewnił kładąc dłoń na moim policzku, przymknęłam powieki. Wiedziałam, że inaczej się rozpłaczę.
-Ile to potrwa?-spytałam łamiącym się głosem.
-Nie wiem...miesiąc może trzy albo więcej. Mamy być tam tak długo jak to będzie konieczne.
-Czy jeśli przyjechałabym do Oleny z Borysem będziesz w stanie się z nami spotkać?-spytałam, musiałam wiedzieć czy jest choć cień szans na to żeby nie rozstawać się z nim na tak długo.
-Hans innym powiedział nie, ale ja jestem wyjątkiem, więc tak istnieje taka możliwość. Jednak to nie będzie zbyt długo.
-Ważne jest to, że będziemy mogli się spotkać.-zapewniłam szczęśliwa i wtuliłam się w ten wielki tors.
-Nie wytrzymałbym bez was tak długo.-szepnął Dymitr, a ja zrozumiałam, że on też powstrzymuje łzy.
-Nie mogłeś odmówić, prawda? To był rozkaz?
-Tak, to był rozkaz. Teraz jedynie choroba lub śmierć zwolnią mnie z niego.
-Mówiłam ci, że Hans to bydle.-powiedziałam spoglądając mu w oczy.
-Roza mówiłem ci, że nie jest...
-Zły? Każe ci wyjechać po mimo tego, że wie iż w domu masz małe dziecko!
-Roza, zrozum, powinniśmy się cieszyć tym, że Borys  jest z nami! Jeśli musielibyśmy wrócić do straży to Borys nigdy nie byłby z nami. Wychowałby się w Akademii tak jak ty.
-Prędzej zostałabym dziwką sprzedającą krew!-warknęłam wściekła.-Powinieneś się  cieszyć tym, że nasza przyjaciółka jest królową i tym że dzięki niej mamy szanse widzieć jak nasze dziecko się zmienia...-poczułam pierwsze łzy na policzkach.-Jeśli ktoś ją zrzuci z tronu i będzie chciał nam zabrać Borysa zamorduje go nawet na oczach całego królestwa, nawet jeśli to będzie oznaczać że całą resztę życia będę się ukrywać żeby mnie nie złapali, zrobię to...
-Hej, ja wam chyba wchodzę w środek rozmowy.-stwierdził Sylvain stając przy drzwiach.
-Nie no co ty.-powiedziałam ocierając łzy i przytulając się do męża.-Po prostu cieszę się że Dymitr wrócił.
-Miło, że wróciłeś.-stwierdził Sylvain patrząc na mnie zaniepokojony.
-Za bardzo się za nimi stęskniłem.-powiedział Dymitr całując mnie w czoło.
-Starałem się dbać o nich jak najlepiej.-powiedział Sylvain i  ruszył na górę.
-Co powiesz na to żono żebym teraz ja zadbał o ciebie?-szepnął Dymitr, a ja uścisnęłam jego dłoń i pociągnęłam na górę.

poniedziałek, 6 maja 2019

Rozdział 723

Spoglądając przez szybę bębnię rytmicznie palcami o kierownice. Nastąpił marzec, a z nim ulewy, obecnie leje tak mocno, że ledwo widzę przód mojego wozu. Gdzie on jest? Miał być już pół godziny temu. Nagle ktoś otworzył bagażnik mojego auta i coś do niego wrzucił, po chwili na siedzeniu pasażera pojawił się Dymitr przemoczony do suchej nitki, usłyszałam, że ktoś wsiada do tyłu i spojrzałam na mokrego Hansa.
-Mieliście być pół godziny temu.-powiedziałam przekręcając kluczyk w stacyjce.
-Tak kochanie też się ciesze, że cię widzę po prawie miesięcznej rozłące.-stwierdził Dymitr całując mnie w policzek. Spojrzałam na niego i mimowolnie się uśmiechnęłam, jak mam się nie cieszyć skoro wreszcie do mnie wrócił.
-Tak tak tęskniłam i te sprawy, a teraz czemu było pół godziny opóźnienia?-spytałam przewracając oczyma.
-Ponieważ pogoda jest taka jak widzisz.-powiedział Hans.
-Gdzie cię podwieźć Hans?
-Do domu.-poprosił. Spojrzałam w lusterko mając nadzieje, że zabije go wzrokiem, gdybym wiedziała gdzie to to nie pytałabym jak głupia.
-Pokieruję cię.-powiedział Dymitr, widząc moją minę. Spojrzałam na niego, wyglądał jakoś inaczej.
-Coś się stało?-spytałam zaniepokojona.
-Nie, skąd taki pomysł?-spytał patrząc wszędzie, ale nie na mnie.
-Dobra, co jest? I pytam serio, a jeśli mi nie odpowiecie to zamknę was w tym aucie.-powiedziałam poważnie.
-Mam małe skaleczenie.-powiedział Dymitr po długim milczeniu.
-Małe czyli?
-Rozwaliło mu pół ręki, ale spokojnie żyje.
-Dymitr!-ryknęłam-Miałeś na siebie do cholery uważać i miałeś wrócić w jednym kawałku, to były jedyne warunki dla których cię wypuściłam z domu, a tu się okazuje, że nie jesteś w jednym kawałku!-krzyknęłam wściekła.
-Kochanie nie złość się na mnie.-poprosił.
-Porozmawiamy później, jak zobaczę to ''małe skaleczenie''.-powiedziałam podjeżdżając pod wskazany budynek. Hans spojrzał na mnie potem na Dymitra i rzekł:
-Powodzenia młody.-powiedział wysiadając. Odwróciłam się do niego z chęcią roztrzaskania mu gęby, ale zdążył wysiąść.
-Kochanie, dlaczego jesteś taka nerwowa?-spytał Dymitr.
-Może dlatego, że nasz syn od paru dni się buntuje i nie chce jeść ani spać bez taty?-spytałam retorycznie.
-Jak to?-spytał Dymitr zaniepokojony.
-Mówi cały czas:''Nie! Do taty'' i zaczyna się płacz.
-Czemu nie dzwoniłaś?
-Dzwoniłam! Na tym zadupiu na którym byłeś nie było najwidoczniej zasięgu.
Podejchałam pod nasz dom i spojrzałam na niego.
-Dymitr, błagam porozmawiaj z Hansem...nie...Borys nie umie znieść tak długiej rozłąki z tobą. Obecnie mamy z nim problem bo nie chce zostać z nikim innym niż ja lub Abe, ostatnio ugryzł Michaiła, gdy wyszłam na chwilę z Sonią. Boje się o małego.-powiedziałam opierając głowę na kierownicy.-Sama sobie nie daje rady.-jęknęłam, garaż już dawno się otworzył, więc wjechałam do środka .
-Nie jesteś sama.-powiedział Dymitr, spojrzałam na niego, ale miał spuszczoną głowę. Wysiadłam z auta i skierowałam się do bagażnika.
-Mama!-krzyknął Borys zbiegając ze schodów i przytulając się do mojej łydki.
-Co ty tu robisz?-spytałam podnosząc go.
-Dziadzia suka Bolysa.-wytłumaczył .
-Bawicie się w chowanego?-spytałam.
-Tak cowanego.-powiedział śmiesznie bujając się na moich rękach, mimowolnie zaczęłam się śmiać.
-Dzień dobry.-szepnął Dymitr kładąc ręce na brzuszku Borysa, mały powoli odwrócił główkę i spojrzał na ojca.
-Tatuś!-pisnął szczęśliwy. Podałam małego Dymitrowi, a sama zaczęłam wypakowywać jego walizkę.
-Poczekaj pomogę...-zaczął.
-Trzymaj dziecko i się nie wtrącaj.-poradziłam. Dymitr zaśmiał się i pokiwał mi głową na znak zgody. Wszedł do domu, a ja usłyszałam krzyk ojca wbiegłam do domu i odkryłam, że Dymitr i Abe siedzą na podłodze i patrzą na siebie zaskoczeni.
-O dziadzia.-powiedział Borys wtulony w Dymitra.
-Co się stało?-spytałam zdezorientowana.
-Dymitr wchodził, a ja wychodziłem i się nie zauważyliśmy.-powiedział ojciec i zaczął się śmiać. Spojrzałam na nich zaskoczona po czym również zaczęłam się śmiać